Reklama w dawnym Krakowie

 

  Nieodłączną towarzyszką handlu jest reklama. Że on bez niej obejść się nie może, tego chyba nie potrzeba dowodzić. Ale jak w porządnie utrzymanym ogrodzie drzewa i krzaki od czasu do czasu przycinać należy, aby dziko nie wybujały, tak i reklama kupiecka potrzebuje hamulca, gdyż jest ona, jak te chwasty, które rosną tam, gdzie ich nie posiano. To też bronią się przeciw wybrykom krzykliwej i hałaśliwej reklamy wielkie stolice europejskie. Międzynarodowe kongresy dla ochrony piękności kraju, które przed wojną się odbyły, zaprojektowały środki przeciw szpeceniu miast i krajobrazu reklamami i afiszami. Związek szwajcarskich hotelarzy, ogłosił bojkot tych fabrykantów, którzy swymi plakatami szpecą krajobraz alpejski a niektóre kantony wystąpiły w drodze ustawodawczej przeciw wybujałościom hałaśliwej reklamy. We Francji istnieje od r. 1910. ustawa, zabraniająca wywieszania plakatów i reklam na budynkach publicznych i w ich otoczeniu. Parlament belgijski uchwalił ustawę, nakładającą podatek progresywny po 5 fr. od metra kwadratowego afisza. Nawet w tak zmaterjalizowanem społeczeństwie, jak amerykańskie, Stany Massachusets, Pensylwania i Michigan, wydały ustawy zabraniające wywieszania afiszów wzdłuż ulic i dróg publicznych.
  Międzynarodowy kongres ochrony piękności kraju, który się odbył w r. 1909 w Paryżu z współudziałem delegatów rządów państw Europy, Ameryki i Azji, wezwał zarządy miast do zaprowadzenia opłat od afiszów w proporcjonalnym stosunku do ich wielkości i wyznaczenia odpowiednich miejsc, na których afisze mogą być umieszczane. Wezwano zarządy miast do wydania przepisów, zabraniających lepienia afiszów w sąsiedztwie budowli monumentalnych i historycznych, tudzież w miejscowościach zasługujących pod względem przyrodniczym na ochronę.
  Plaga reklamowa, z którą tak skutecznie walczą na Zachodzie, panoszy się w Krakowie z całą brutalnością. Niema gładkiego muru, niema parkanu, któryby nie był oblepiony reklamowemi płachtami. Lepi się plakaty na kolumnach Sukiennic, na Bramie Florjańskiej, na budynkach zabytkowych. Słowem wszędzie, gdzie jest tylko trochę wolnego miejsca. Stan ten budził od dawna niepokój u wszystkich miłośników Krakowa. Co pewien czas pojawiają się w dziennikach głośne narzekania pod adresem Magistratu, że nie dba o porządek i pozwala na bezkarne szpecenie miasta nieodpowiednimi szyldami i afiszami. Po długich naradach i przygotowaniach, uchwaliła wreszcie Rada miejska w dniu 5. lipca 1918. r. przepisy w sprawie umieszczania i utrzymywania wszelkiego rodzaju tablic firmowych, szyldów, godeł, oznak kupieckich i przemysłowych, szyldów świetlnych i transparentowych, lamp wystawowych, gablotek, portali sklepowych, daszków ochronnych i innych podobnych urządzeń, wysuniętych na chodnik, lub wkraczających w słup powietrza przed chodnikiem i ulicą, albo też wpływających na zewnętrzny wygląd domów. (Ogłoszone w tomie II, str. 439. Ustaw i rozporządzeń miasta Krakowa).
  Przepisy te, nakładają pewne opłaty, zresztą bardzo skromne na rzecz Gminy za umieszczanie szyldów, gabilotek, portali sklepowych i balkonów wysuniętych na chodnik, lub wkraczających w słup powietrza, ale co ważniejsza, czynią zależnem umieszczanie szyldów i innych reklamowych przedmiotów od zezwolenia Magistratu.
Jedynie tylko tablice firmowe jak np. lekarzy, adwokatów i t. p., o ile nie przekraczają rozmiarów 40X30 cm. nie podlegają zgłoszeniu do Magistratu. Nie wolno ich jednak umieszczać na częściach architektonicznych portali. Najważniejszem jest jednak postanowienie, że od dnia wejścia w życie tego rozporządzenia, nie wolno urządzać drewnianych portali i gabilotek w całem śródmieściu, oraz w głównych ulicach innych dzielnic. Istniejące dotychczas przy tych ulicach drewniane portale mogą pozostać tylko do końca 1925 r. Dozwolone są tylko takie portale, które nie wychodzą poza lico skrzynki, ze zwiniętą falistą żaluzją. Wszelkiego rodzaju gablotki, jak szafki oszklone, przeznaczone na wystawianie towarów, muszą być w mur wpuszczone i nie mogą poza lico jego wystawać.
  Rozporządzenie to, jeżeli będzie ściśle przestrzegane i przez Magistrat wykonywane, może przynieść pewne uzdrowienie w szpeceniu naszego miasta i przyczyni się do wydobycia na jaw, ukrytych pod pudłami portali sklepowych architektonicznych piękności naszych kamienic.
  Siedmioletnia wojna, wstrzymała jak we wszystkich innych dziedzinach, tak i na tem polu dalszy postęp. Zgnębiony wojną handel, zaczyna się teraz na nowo ożywiać, powstają coraz to nowe przedsiębiorstwa i handle. Dawne sklepy oczyszczają się z długoletniego zaniedbania i przybierają odświętną szatę. Kraków ze względu na bogactwa węglowe w swem najbliższem sąsiedztwie, z miasta dotychczas zabytkowego, stanie się w niedalekiej zapewne przyszłości miastem handlowem i przemysłowem. Nie może on jednak zatracić swego historycznego charakteru, gdyż to jest jego największy kapitał. Rzeczą Magistratu i Rady miasta będzie czuwać troskliwie nad tem, a przedewszystkiem oczyścić miasto z niesłychanego brudu i długoletniego zaniedbania, przywrócić mu dawną piękność i skierować wybujałą reklamę we właściwe łożysko. Na tem polu jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia, gdyż wojna pozostawiła po sobie szerokie bruzdy, a pozbawione dochodów miasta nasze przechodzą obecnie bardzo ciężkie przesilenie finansowe.


Reklamy na budynkach przy ulicy Grodzkiej.


  Rąk jednak zakładać nie wolno. Magistrat nasz musi rozwinąć większą jak dotychczas energję i ścigać bezwzględnie wszelkie naruszenia przepisów o szpeceniu miasta. Pod tym względem stwierdzić należy niestety pewną miękkość i pobłażliwość w wykonywaniu tak racjonalnych i doskonałych przepisów o szyldach i reklamach sklepowych.
  Istnieje przecież § 5 ustęp 2 powołanego wyżej rozporządzenia, które orzeka, że zezwolenie na umieszczanie szyldów i innych oznak reklamowych może być każdego czasu cofnięte za poprzedniem trzechmiesięcznem wezwaniem Magistratu, a właściciel obowiązany jest usunąć szyld i godło, lub gablotkę natychmiast, bez żadnych pretensji, pod rygorem usunięcia ich na jego koszt i niebezpieczeństwo. O ile nam wiadomo, z tego przepisu Magistrat nasz pomimo trzechletniego już istnienia tego przepisu dotychczas ani razu nie skorzystał. A na tem polu dużo jest do zrobienia. Przejdźmy się tylko po ulicy Grodzkiej, tutaj jak w jakiem Muzeum całe ściany domów zawieszone są wstrętnymi i obrzydliwymi obrazami, przedstawiającymi pojedyncze części garderoby damskiej i męskiej, łóżka, nocne stoliki, pędzla kazimierskich Tintoretów. Prym w tym względzie dzierżą bracia Braciejowscy, którzy nie dalej jak przed rokiem eleganckie damy namalowane dotychczas na płótnie, przenieśli na szklanne obrazy, oczywiście bez wiedzy i zezwolenia Magistratu. Handel obuwia Fraenkla w Rynku umieścił na dachu swego domu z ogromnych liter złożony szyld „Obuwie“. Skład mebli Anisfelda przy placu Dominikańskim pod 1. 4. zaleca swe towary szyldami umieszczonymi na każdem piętrze fasady domu i na samym jego szczycie. Widocznie handel ten jak i sklep Fraenkla liczą na klientelę, która aeroplanami zajeżdżać będzie do tych magazynów.
  Cała wściekłość reklamy rzuca się przedewszystkiem na portale kamienic. Wspaniałe niegdyś barokowe obramienia, albo zostały zupełnie zrąbane, dla łatwiejszego przytwierdzenia pudeł wystawowych, jak to miało miejsce w Rynku, dom pod 1. 9. (pasaż Bielaka), albo też zakryto je najobrzydliwszymi szyldami, jak n. p. pod 1. 12. w Rynku, obecnie Tow. Handlowego, lub 1. 13. Teichmanów.
  Wspaniały portal barokowy w Rynku 1. 17. został w barbarzyński sposób uszkodzony przez właściciela przyległego sklepu jubilerskiego B. Armatowicza, który dla rozszerzenia swej wystawy sklepowej nie wahał się odrąbać połowy pilastra. Drugi pilaster tego obramienia zakryty jest zupełnie gablotką wystawową Adolfa Gelba. Podnieść tutaj należy dodatni czyn p. Adelmana, który jako obecny właściciel pasażu Bielaka oczyścił portal tego domu z wszystkich szyldów i przywrócił napowrót piękne obramienie barokowe. Gdy w r. 1925 znikną wszystkie te pudła, zakrywając portale, odsłoni się nam zapewne niejeden cenny zabytek.
  Ze sprawa szyldów, może być rozwiązaną bez uszczerbku dla kupca, świadczy sklep Szarskiego w Rynku i wystawa sklepowa cukierni Piaseckiego w Hotelu Drezdeńskim. Dwie tablice marmurowe w pięknej oprawie, umieszczone po obu bokach wejścia do tejże cukierni, czynią zupełnie zadość potrzebom reklamy a noszą na sobie cechę wykwintnej dystynkcji. P. Architekt Mączyński, który jest autorem tego portalu zasłużył sobie na prawdziwą wdzięczność miłośników Krakowa.
  Zwrócić tutaj należy uwagę na jeden jeszcze wybryk reklamy kupieckiej. Weszło mianowicie w zwyczaj, że kupcy nasi na ogromnych tablicach reklamowych wypisują wszystkie towary, które mają na sprzedaż. Jest to oczywiście nonsens i zwyczaj, który tępić należy. Boć jeżeli na drzwiach wchodowych do apteki umieszczony jest napis „Apteka", to każdy rozumny człowiek wie, że tam kupić można wszystkie te artykuły, które zazwyczaj w aptece być powinny. Księgarz nie potrzebuje wypisywać, że u niego można dostać książek, a fryzjer, że u niego są do nabycia perfumy. Zakradł się jeszcze inny obrzydliwy zwyczaj, z którym walka jest bardzo utrudniona, a mianowicie, że kupiec odnawiając swój sklep z delikatesami, przestrzeń muru fasadowego, przylegającą do wejścia do sklepu maluje olejną farbą, w krzyczącym zazwyczaj kolorze, zielonym lub buraczkowym i na tak wymalowanej przestrzeni wypisuje dopiero wszystkie specjały, znajdujące się w jego handlu. Cała fasada domu jest oczywiście brudna, gdyż u nas wszystkie domy są brudne i ochlapane błotem, rozpryskującem się pod kołami automobilowemi, a na środku dolnej fasady, jak angielski plaster bije w oczy zjadliwy kolor reklamowego napisu. Winę tego ponoszą przedewszystkiem majstrowie lakiernicy, którzy w dobrze zrozumianym własnym interesie namawiają kupców, do takich kosztownych inwestycji. Walka z tego rodzaju reklamą jest nader utrudnioną, gdyż Magistrat dowiaduje się o takim „upiększeniu", dopiero wówczas, gdy który z miłośników Krakowa poruszy sprawę w dziennikach. Istnieje wprawdzie rozporządzenie Magistratu z r. 1880. polecające komisarzom obwodowym, aby nad tem czuwali, iżby przy odnowieniu facjat domów używano jednostajnego koloru. Istnieje również bardzo rozumne rozporządzenie z r. 1913. zabraniające malowania, lakierowania lub pokostowania kamiennych części fasad, a w szczególności kamiennych portali bram i wystaw sklepowych, oraz kamiennych obramień okiennych. Malowanie fasad (części nie kamiennych), może być wyjątkowo uskutecznione farbami olejnemi, pod tym warunkiem, że cała fasada będzie utrzymaną w jednym tonie, a farby użyte do tego będą matowe, nie rażące. Pomimo tych zakazów, zaciekłość w malowaniu portali kamiennych farbą olejną, z każdym rokiem jest coraz większą.
  Z powyższych przepisów nikt sobie nic nie robi. Z każdą wiosną maluje się kamienne portale sklepowe, kolorem seledynowym, a Magistrat spokojnie się temu przypatruje i takiemu przemalowywaniu ulegał stale, przepiękny portal renesansowy Hotelu pod Różą. Dopiero obecny właściciel tegoż hotelu p. Ludwik Hamerling przywrócił mu pierwotną szatę, za co należy mu się prawdziwa wdzięczność wszystkich kulturalnych ludzi.
  Sprawa oszpecania naszego miasta reklamą, nie byłaby wyczerpaną, gdybyśmy nie poruszyli jeszcze plagi afiszowej. Wprawdzie papier codziennie jest droższy, koszta druku z każdym dniem się wzmagają, książek naukowych drukować nie można dla braku papieru, ale na afisze nigdy go nie brak. W swem rozporządzeniu z 12 lipca 1917. zabrania Magistrat, wobec konieczności oszczędzenia papieru i nie marnowania go na afisze i niepotrzebne ogłoszenia wielkich rozmiarów, oraz uwagi, że afisze te szpecą ogólny wygląd miasta, nalepiania afiszów i ogłoszeń reklamowych większych od tzw. jedno-imperjałowych (63X95 cm.). Za przekroczenie tego zakazu grozi Magistrat karami, nie tylko zamawiającym afisze, ale także drukarniom i biurom ogłoszeń. Ale przemysłowi właściciele tych biur znaleźli sposób na obejście tego zakazu. Oto radzą sobie w ten sposób, że kilka lub kilkanaście egzemplarzy tego samego plakatu o wymiarach przepisanych (63X95) lepią bezpośrednio przy sobie. Magistrat wydaje w tym względzie znowu nowy zakaz w dniu 13 sierpnia 1917. r. z tem zastrzeżeniem, że afisze mają być lepione pojedynczo, w odległości conajmniej 5 metr. jeden od drugiego. Nie potrzeba dodawać, że przepisy te pozostały, jak zwykle u nas martwą literą. Tutaj niema innego wyjścia, jak tylko obłożyć plakaty dotkliwym podatkiem, jak to się stało we Francji i w Belgji.
  Najskuteczniejszym środkiem do zapobieżenia tym wybrykom, byłoby wprowadzenie kiosków reklamowych, jakie widzimy w wielkich stolicach europejskich. Gmina ustawiwszy takie kioski na placach i miejscach publicznych, mogłaby mieć z tego przedsiębiorstwa poważny dochód i ukróciłaby w ten sposób tę plagę. jak widzimy przepisy, zapobiegające szpeceniu miasta przez wybujałą reklamę są dobre, ale cóż z tego, kiedy nie są należycie wykonywane. Pod tym względem magistratura miejska chroma. Od czasu do czasu podnosi się w prasie krzyk przeciw nadużyciom reklamy, Magistrat wyśle swego komisarza na miejsce celem sprawdzenia stanu rzeczy, wzywa dotyczącą osobę do usunięcia złego i na tem się kończy cała sprawa. O ścisłe wykonanie przepisu, o dotkliwe ukaranie i ściągnięcie grzywny, nikt się nie troszczy, albo też w drodze łaski karę się darowuje.
  Charakterystyczna jest pod tym względem sprawa z Erdalem. Obrzydliwą zieloną ropuchę zalecającą czernidło do butów, wymalował przedsiębiorca tej pasty na ścianie domu narożnego przy ulicy Wolskiej, tak, aby wszyscy idący na Błonia mogli podziwiać tę tak pomysłową reklamę. Podniósł się krzyk w dziennikach, Magistrat podobno wezwał przedsiębiorcę do zamalowania tej żaby, ale oczywiście bezskutecznie i pewnie dożyjemy tego, że malowidło to tak długo tam będzie się znajdować, dopóki samo nie spełznie (dzięki głosom prasy reklamę tę jednak w ostatnich czasach usunięto). Do usunięcia złego potrzeba więc z jednej strony ścisłego i bezwzględnego wykonywania istniejących przepisów, a z drugiej wykształcenia tej publiczności, która posługuje się reklamą w tym kierunku, że reklama aby trafiła do konsumenta, nie koniecznie musi być natrętną i hałaśliwą. Dobre przykłady jakich kilka już mamy do zaznaczenia w Krakowie, mogą się przyczynić do wykształcenia smaku u naszych kupców i przedsiębiorców. A przedewszystkiem jedna rada, aby ci którzy potrzebują w jakikolwiek sposób zachwalać swój towar, udawali się o poradę do artystów, których w tej dziedzinie mamy kilku wybitnych, a nie do fuszerów, partaczy i t. p. wyzyskiwaczy. Wydatek chociażby większy na ten cel z pewnością lepiej się opłaci aniżeli bohomaz za drogie pieniądze, przez partacza wykonany. Reklama bowiem wykonana artystycznie prędzej zwróci na siebie uwagę dystyngowanej publiczności, aniżeli obrzydliwa żaba Erdalu.
  Nad zachowaniem piękna naszego miasta, czuwa Rada artystyczna Magistratu. Przez jej surową cenzurę przejść muszą wszystkie reklamowe zamierzenia. Obyśmy się doczekali tej radosnej chwili, gdy w r. 1925. ulica Grodzka przy zdwojonej energji Magistratu, oczyszczona z wiekowego brudu, poszarpanych obrazów reklamowych i zabłoconych pudeł sklepowych, pokaże nam swe prawdziwe oblicze. Nie będzie to oczywiście łatwe przedsięwzięcie. Wszak do wymiecenia stajni Augiasza potrzeba było aż Herkulesa.
Tekst: Józef Muczkowski