Godła rzemieślnicze i przemysłowe krakowskie

Krakowskie cechy rzemieślnicze

Cech jako stowarzyszenie przymusowe pracujących w pewnem rzemiośle, opiera się sam na prohibicyjnym systemie. Kto chce zostać majstrem musi być obywatelem miasta, żonatym, bojącym się Boga, urodzonym z prawego łoża; wykonanie majstersztyku stanowi o przypuszczeniu na mistrza. Kwartalnie opłaca się jeden grosz na potrzeby miasta. Na zgromadzenia cechowe nie wolno przynosić noża lub miecza, nie wolno powiedzieć nikomu złego słowa, nie wolno mówić inaczej, jak stojąco, pod karami pieniężnemi. Najostrzejszą karę pociąga niestawienie się, gdy cech idzie z deputcyą do Rady (6 gr.), lub gdy oddaje zmarłemu towarzyszowi ostatnią usługę. Do Rady cechu należy wybierać starszych rzemiosł, co się dzieje wkrótce po wyborze konsulów każdego roku. Cechy łączy węzeł kościelny religijnego bractwa, ekonomiczny wspólnego interesu i towarzyski wspólnej zabawy w szynkowni cechu. Nie wiemy, czy wszystkie cechy krakowskie już w naszej epoce zaciągnięte były do służby wojennej na bramach i basztach miejskich; bliskie wiadomości z początku XV wieku czynią to prawdopodobnem. Duch stowarzyszenia się cechowego wychodził poza rzemiosła w ściślejszem tego słowa znaczeniu, obejmował kupców, którzy wszakże dopiero w początkach XV wieku mają swoich starszych, przekupniów, piwowarów, tandeciarzy  a nawet ubodzy, ile się zdaje, związani byli w stowarzyszenie, jak w miastach niemieckich, skoro w rachunkach spotykamy: magister pauperum. Duch ten stowarzyszenia się nie był miłym ani królewskiej władzy, ani szlachcie; szlachta produkująca tylko surowiec, a nabywająca wyroby przemysłu, nie była rada prohibicyjnemu systemowi, udaremniającemu wszelką konkurencyę; chciała ona wolnego handlu, żądała, aby dygnitarze (wojewoda) ustanawiali ceny produktów. Królewska władza objawia swoją niechęć ku cechom, uchyleniem w r. 1392 cechu krawieckiego i postanowieniem, aby każdy, co ma prawo obywatelstwa, mógł być krawcem.

 Jakoż już pod r. 1396 spotykamy oznaczenie cen na surowiec i towary wszelkiego rodzaju nie przez cechy i konsulów, ale przez ochmistrza Pietrasza Rpiszkę, Jakosza kuchmistrza, Nawoja z Łękawy i Pietrasza ze Szczekocin, podstolego królowej, wspólnie z konsulami. W ciągu XV wieku odzywają się między szlachtą coraz silniejsze głosy za uchyleniem cechów, które w XVI wieka przechodzą w artykuły egzekucyjne stanu rycerskiego.

Przykładowe ceny w XV wieku: miara pszenicy 7 gr. żyta 5 gr., owsa 2 gr., jęczmienia 4 gr. Korzec grochu 4 gr., prosa 3 gr., maku 4 gr, konopi 2 gr., cebuli 1 gr. Dwoje kurcząt 1 gr., dwa jaja 1 denar, w Wielkanoc jedno po denarze, gęś 16 den., kaczka 1/2 gr., prosię 11 gr.; siemieniuszki alias brachvogil 5 za 1 gr., wiewiórka bez skóry 3 den., zając 2 gr., koza 8 gr,, cielę 6 gr. Kamień mydła 10 gr., słoniny 10 gr, lnu jesiennego 10 szkojców, zimowego 8 szkojców. Skóra większa wołowa 14 gr., sto drzew okrągłych 1 1/2 gr., kopa budowlanych okrągłych 6 gr., kopa dachówek 10 gr.Trzewiki zwyczane 2 gr., dla dzieci 1 gr,, dla żołnierzy 6 gr. Garbarze od większej skóry 3 gr., od lżejszej 2 gr. Trzewiki pańskie po 12 gr, sług pańskich po 8 gr., kmiece po 7 gr., para butów po 4 gr,, para strzemion zwyczajnych 2 gr, lepszych 3 gr. Funt pieprzu w kramach 8 gr., szafranu jeden funt 1 grz. 8 gr. łokieć płótna szwabskiego 3 gr., czwelich 1 1/2, gr., golczu 1 gr, sukno brukselskie krótkie po 20 gr., długie tyńskie 14 gr., krótkie tyńskie 9 gr., mechelskie dobre 17 gr., lowańskie krótkie 8 szk., angielskie 14 gr. Kortu łokieć 12 gr.; kirsingu 3 gr, edingu 8 gr., girinsbergu 8 gr., ostrzychomskiego 5 gr., świdnickiego 4 g; długiego wrocławskiego 5 gr., krótkiego 4 gr., krakowskiego białego i szarego łokieć, po 2 gr. i 4 den., czystego krakowskiego po 2 1/2 gr., selbfaru po 3 gr., krakowskiego kosmatego po 2 gr., krakowskiego szotta po 3 gr., dillirmundysza po 15 gr., żytawskiego po 6 gr., harasu po 3 gr. łokieć.

 Księgi nasze najstarsze przedstawiają nam rzemiosła w stałym rozwoju. Podział pracy prowadzi do doskonałości wyrobów; widzimy też naprzyklad w wyrobach żelaznych: nożowników, płatnerzy, szwertfegerów., mieczników, ostrożników, ślusarzy zamków. W wyrobach ze skóry: biało i czerwono - skórników , kuśnierzy, pasamoników, wyprawiaczy pergarminu, rękawiczników, szewców i naprawiaczy obówia, wyrabiaczy trzosów, rymarzy i siodlarzy. Nie ma jeszcze w r. 1400  każde z tych rzemiosł osobnego cechu, a spis z tego roku mieści tylko cechy: masarzy, nożowników, trzosowników, piekarzy, krawców, siodlarzy, tkaczy, futerników, rękawiczników, szewców polskich i niemieckich, paśników, garbarzy, kowali, rzeźników, białoskórników i rzemieniarzy.

  Na dobroci towaru, sprawiedliwości miary, słuszności ceny opierano powodzenie przemysłu rzemieślniczego: pilnowanie tych trzech warunków należało do Rady i cechmistrzów corocznie wybieranych. Zły materyał, partacki wyrób uważanym był nie tylko jako oszustwo, ubliżenie dobrej czci cechu i miasta. Towar tego rodzaju palono jako fałszywy. Tak zabrania wilkirz z r. 1369 pod karą 3 grzywien zaprawiania skór ałunem; wilkirz z r. 1377 wszelkie łatanie nowego ze starem zakazuje pod karą sprzedaży towaru na rzecz miasta i cechu. Tak majster murarski nie może się podjąć więcej jak trzech robót, aby zbyteczna ich liczba nie szkodziła staranności wykonania.

 Prohibicyjny system jest istotą średniowiecznych stosunków przemysłowych. Wilkirz bez bliższej daty zakazuje najsurowiej sprzedawania wyrobów niemiejscowych rzemieślników. Wedle wilkirza z r. 1377 robota kuśnierska ma być w całości zniesioną do cechu i przez cech sprzedawaną i gdy kto sprzedaje poza cechem, traci towar na rzecz miasta i cechu (2/3 miastu, 1/3 cechowi). Rzemiosła zbliżone rozdzielają się od siebie przez oznaczenie przedmiotów wyrobu. Rymarze z grodzkiej ulicy układają się w r. 1365 z pasamonikami w mieście, że pierwsi mają pasy wybijać cyną, drudzy mosiądzem; że ci drudzy nie będą wyrabiać „pasów ruskich ani szytych wędzideł", za co pasamonicy inny ich towar dopuszczą do miasta. Rzemieślnicy mają pierwszeństwo w kupnie surowca, do rzemienia potrzebnego, przed innymi obywatelami miasta. Tak wilkirz z r. 1392 przysądza kuśnierzom pierwszeństwo w kupnie skór lisich, łasiczych, zajęczych: nawet poniżej siedmiu sztuk razem kupić nie wolno. Tak wilkirz z r. 1397 obowiązuje handlarzy żelaza do sprzedawania pewnej ilości tegoż, kowalom miejskim po cenie kupna, byle go z góry zapłacili.

 Powstaniu wielkich zakładów rękodzielniczych staje na drodze rozporządzenie, aby majstrowie nie trzymali więcej czeladzi, jak trzech, i więcej uczniów, jak jednego. Oznaczają uchwały ceny dnia roboczego i dodatki nadzwyczajne w odzienia lub też wynagrodzenie od sztuki, jak dla postrzygaczy sukna (wilkirz z r. 1364). Wszelkie odmawianie czeladników, sług, kupujących pociąga za sobą znaczne kary w wosku, przeznaczonym na cechowe świece kościelne.

Statuty

W połowie XIV w. spotykamy w Krakowie zorganizowane już cechy rękodzielnicze, co dowodzi, że równocześnie z lokacyą miasta wedle prawa niemieckiego zorganizowali się i rękodzielnicy. Pierwotne statuty zaginęły z biegiem czasu, najstarsze, które się dochowały, pochodzą z r. 1377.

 Początkowo rzemieślnicy sami spisywali sobie statuty wedle wzorów niemieckich, gdy się stali liczniejszymi i interesy wzajemne pokrewnych rękodzieł zaczęły sobie stawać w drodze, potrzeba było pewnej urzędowej sankcyi statutów i tę dawała rada miejska przez swe zatwierdzenie. Władza państwowa nie mieszała się do tego, a dopiero od XVI w. coraz częściej spotyka się dekrety królewskie w sprawach cechowych, lecz wynikły one nie z zamiaru ukrócenia autonomii cechów lub rady, lecz skutkiem odwołania się do króla samych zainteresowanych. I tak akt królewski dla złotników krakowskich z r. 1507 wydano na ich zażalenie, że obcy złotnicy robią im konkurencyę. W roku 1518 potwierdza król statut paśników na prośbę burmistrza, radców i mistrzów tego rzemiosła widocznie dlatego, że w statucie tym zakazano mieszkać w domach pańskich, wyjętych z pod jurysdykcyi władzy miejskiej, zatem potrzeba było powagi królewskiej co do tej dyspozycyi, dotyczącej majątku uprzywilejowanego w mieście. W r. 1512 potwierdza król wspólne przepisy dla czeladzi rzeźniczej w Krakowie, Kazimierzu i Kleparzu, bo do takiego aktu, dotyczącego trzech odrębnych miast, potrzeba było oczywiście powagi państwa.

 W roku 1524 skarżyli się rzemieślnicy kazimierscy przed królem Zygmuntem I, że mistrzowie cechów krakowskich przywłaszczają sobie nad nimi jakąś władzę, że karzą ich członków, nie uznają ich nauki u mistrzów kazimierskich i zakazują swym towarzyszom przyjmować u nich pracę, - orzekł więc król, że cechom krakowskim nie przysługuje takie prawo i zakazał pod karą tych szykan. Podobnież orzekł na prośbę cechów kleparskich tegoż roku.

 Wreszcie w r. 1548 zatwierdził król Zygmunt August generalnie statuty wszystkich cechów w krakowskich na prośbę rady miasta, i odtąd weszło w zwyczaj, że cechy dla większej powagi swych statutów wyrabiały sobie u każdego króla ich potwierdzenie.

 Każdy prawie krakowski cech przechowuje na pergaminie spisane statuty swoje, opatrzone podpisem królewskim i wielką pieczęcią woskową zawieszoną u dołu dokumentu na rzemykach lub kolorowych sznurkach.

 Ilość cechów krakowskich

Pojęcie rękodzieła było w wiekach średnich inne, niż dzisiaj. Dziś rozumiemy przez rękodzieło sztuką opracowania surowych lub z grubsza obrobionych materyałów i uczynienia ich użytecznymi do pewnego celu. Jest to znaczenie gospodarcze. Jeżeli wykonywanie rękodzieła następuje w celu zarobkowania, to mówimy o przemyśle. W wiekach średnich obejmowano nazwą rękodzieła także świadczenie pewnych usług np. golenie, spławianie drzewa, oraz pewne prace gospostwa naturalnego np. łowienie ryb.
  Takie rozszerzenie pojęcia. rękodzieła było skutkiem zasady łączenia. się w stowarzyszenie, cech, ludzi złączonych wspólnością zawodu w celu wzajemnej pomocy i obrony interesów, której w państwie średniowiecznem nie udzielało państwo wprost, lecz zostawiało własnej sile stowarzyszonych.
  Tak więc powstały cechy, ściśle biorąc nierękodzielnicze, prócz wyżej wspomnianych golarzy, flisaków lub włóczków, rybaków, także cechy kramarzy, posiadaczy „kramów bogatych" solarzy, tandeciarzy, łaziebników, karczmarzy i t d.
  Ilość cechów zwiększała się z biegiem czasu. pojedyncze rzemiosła wyłaniały się z innych, w miarę rozwoju i specyalizowania rzemiosła w cechu, np. garbarze wogóle podzielili się na. białoskórników i czerwonych garbarzy, z białoskórników znowu wydzielili się kordybanicy ; rymarze rozdzielili się na odrębne cechy rymarzy, siodlarzy i paśników czyli rzemienników, piekarze na białych i czarnych i t. d., inne znowu rzemiosła łączyły się czasem w jeden cech np ślusarze z kowalami i zegarmistrzami, malarze byli początkowo w jednym cechu ze stolarzami, pozłotnikami i szklarzami, murarze z kamieniarzami itd., a z biegiem czasu rozdzielali się na odrębne cechy. Niektóre rzemiosła znikały z czasem jako zbyteczne, np. kuszników i łuczników zastąpili po wynalezieniu prochu rusznikarze. Nie można więc podać stałej liczby cechów, bo cyfra się zmieniała, zasadniczo jednak każdy zawód tworzył korporacyę zwaną cechem, bractwem, po łacinie contuberium, confraternitas. Mniej więcej było takich cechów w XV w. około 25 później około 60.

 Zawody, które tworzyły w rozmaitych czasach cechy samoistne lub z innymi złączone, wymieniamy wedle dochowanych aktów alfabetycznie:
(aptekarze i drukarze tworzyli korporacye podlegające rektorowi wszechnicy krakowskiej.)
-  barchanicy, bednarze, białoskórnicy, blacharze.
- cieśle, chirurdzy, cyrulicy albo golarze, balwierze,
-  farbiarze,
- garbarze, czerwoni garbarze, garncarze, kaflarze, golszlagery, grzebieniarze, gwoździarze,
- hafciarze,
- iglarze, introligatorzy i szkatulnicy,
- kaletnicy, kamieniarze (zwani takie: rzemiosła stamecklego, z niemieckiego: Steinmetz), kapelusznicy, karczmarze, kartownicy, kichlarze (piernikarze), koloryści), kołodzieje, konwisarze, kordybanicy, kotlarze, kowale, kramarze, krawcy, krupnicy, kusznicy, kuśnierze, kupcy,
- lęglarze,
- łaziebnicy, łojarze, łucznicy.
- malarze, masarze, miechownicy, mieczownicy z pancernikami, miernicy słodu, mosiężnicy, mydlarze i świecarze, murarze, muzykanci
-nożownicy,
-ostrożnicy,olszternicy
-paciornicy, papiernicy, pasamonicy, paśnicy, piekarze, piernikarze, piwowarzy ze słodownikami, płatnerze, płociennicy, postrzygacze sukna, powroźnicy, pozłotnicy, prasołowie
- rękawicznicy, rusznikarze, rotgiserzy, rybacy, rymarze i uździarze, rzeźnicy
- sadelnicy, samostrzelnicy, siodlarze i wędzidlarze,  śledziarze, słodownicy, ślusarze, solarze czyli prosołowie, stelmachy, stolarze, strażnicy ryb zwani włóczkami także (włóczkowie zwierzynieccy poza obrębem miasta, a więc jego władzy nie podlegający, mieli statuty zatwierdzone przez wielkorządcę krakowskiego), sukiennicy, strzelcy, szewcy, szklarze,  szpadnicy, szyflarze , szyprowie na Kazimierzu, szlifierze - tandeciarze,  tasznicy, tkacze, tokarze
-wędzidlarze ,włóczkowie drzewa
-zegarmistrze, złotnicy
  Kazimierz i Kleparz, jako stanowiące odrębne miasta za czasów Rzpltej polskiej, miały własne cechy.


 Członkowie cechu

Członkami cechu byli samoistni przemysłowcy (mistrzowie), ich czeladź, towarzysze i uczniowie. Stosunek między mistrzami a towarzyszami i uczniami był początkowo bardzo patryarchalny, gdyż nie było znacznego przeciwieństwa interesów, ani zapalczywej walki o byt. Niewielka ilość rękodzielników zapewniała im pewny chleb, czas praktyki był niedługi i czeladnik łatwo zostawał mistrzem, żenił się zwykle w familii swego mistrza, towarzysze byli raczej związani interesami i życzliwością z mistrzami.
  Czeladnicy więc nie tworzyli odrębnej całości, lecz byli członkami cechu razem z mistrzami, mistrzowie mieli wprawdzie większe znaczenie i władzę zwierzchniczą, ale stosunek ten wynikał więcej ze starszeństwa, z faktu, iż mistrz był głową rodziny i domowników, niż z sprzeczności interesów lub chęci wyzysku.

 Z biegiem czasu jednak zwiększenie się liczby rękodzielników spowodowało konkurencyę i obawę przed dalszem jej wzmożeniem, zaczęto utrudniać możność uzyskania samoistnego warsztatu (zostania mistrzem), a w tym celu obostrzać dowód uzdolnienia, przedłużać czas praktyki czeladniczej, skutkiem czego wytworzył się stan liczniejszy czeladników związanych wspólnym interesem. Czeladnicy, którzy początkowo schadzali się razem li tylko dla zabawy, zaczęli się organizować, tworzyć związki czeladne. W Niemczech powstają te związki w wieku XIV a znajomość ich przynoszą do Krakowa czeladnicy obowiązani przed osiągnięciem mistrzowstwa do odbycia wędrówki. W Krakowie dopiero w XVI w. powstają związki towarzyszy i to w rozmaitych cechach w rozmaitej rozciągłości. Mistrzowie widocznie byli niechętni tym związkom, bo znajdujemy ich zakazy w niektórych rękodziełach, w innych dopuszczali towarzyszy do wspólnego zarządu w cechu, tworząc niejako dwa kolegia w łonie stowarzyszenia, wybierając starszyznę z mistrzów i czeladników; w innych cechach wreszcie utworzyli towarzysze samoistne własne związki ze statutem własnym, który mistrzowie i rada miejska zatwierdzali. Statut towarzyszów piwowarów i szynkarzy z r. 1638 uchwalili już sami towarzysze, a zatwierdziła go rada miejska bez zatwierdzenia mistrzów.

 Od XVI W. stanowią już towarzysze stan odrębny przez mistrzów sankcyonowany bądź wyraźnymi statutami, bądź zwyczajem, lecz łączność zawodu, religijne obyczaje, tradycyjny pewien patryarchalizm i pewna wspólność interesów wobec innych zawodów, tworzą z kolegiów mistrzowskich i czeladniczych jednego zawodu na zewnątrz całość jedną, t. j. cech przedstawia, łączność mistrzów i czeladzi jednego zawodu, mimo, że ta całość cechowa rozpada się we wnętrzu swem na, stowarzyszenie mistrzów i stowarzyszenie towarzyszy tegoż zawodu.

Zakres działania cechu.

 Ogół rzemieślników jednego rzemiosła stanowił cech, rządzący się statutami oraz zwyczajami tradycyjnie przechowywanymi.
 Cech zawiadywał sprawami dotyczącemi swego rzemiosła w sposób bardzo rozciągły, gdyż zostawioną miał znaczną władzę administracyjną i sądową. Przedewszystkiem cech nie tylko oceniał uzdolnienie - jak dzisiejsze stowarzyszenia rękodzielnicze — ale nadawał uprawnienie do prowadzenia samoistnego rzemiosła, podczas gdy dziś we wszystkich państwach przyjęto za zasadę, że koncesyę czy kartę przemysłową t. j. uprawnienie nadaje władza państwowa.
  Dalej wykonywał cech kontrolę policyjną co do zachowywania przepisów statutowych, co do czasu pracy, święcenia niedziel i świąt, jakości wyrobu, a nawet wykonywał pewną kontrolę obyczajową.
  Święcenie niedziel i świąt nakazywane było przez radę miasta w r. 1379, a przepisu tego trzymano się ściśle, tak, że statuty cechowe zawierały powtórzenie tego zakazu, a nawet i obostrzenie pewne, nakazujące zaprzestania roboty już w wigilię po nieszporach.
 Czas pracy przeważnie opierał się na zwyczaju, czasem był jednak w statutach oznaczany, podobnież wysokość płacy towarzyszów, chociaż praktykowano niekiedy i zapłatę od sztuki. Cech miał prawo czuwać nad zachowaniem przepisów co do jednego i drugiego.
  Dalej czuwał cech nad dobrocią towaru. Karano za łatanie towaru starego nowym. Starsi cechów mieli prawo zwiedzania warsztatów, oglądania wyrobów, niekiedy i znaczenia ich godłem.
   Statut rzeźników stanowił:
„Jeśliby kto przedał mięso bardzo drogo za niesłuszne pieniądze, ten ma być karan jako panowie starsi najdą, chociaż mistrz albo towarzysz, nie ma być żadnemu przepuszczone, ilekroć się dowiedzą na kogo, bo panowie starsi mają doglądać jakoby ludziom mięso za słuszne pieniądze przedawane było".
  Oprócz samych cechów, czuwała i  władza miejska nad dobrocią towarów, zwłaszcza w dawniejszych czasach. I tak wilkierz z roku 1369 zakazywał zaprawiania skór alunem, wilkierz z roku 1377 zakazał wszelkiego łatania nowego starem.
  Rzeczą cechów było także bronić wspólnych interesów swych członków, co mu się nie raz skutecznie udawało.

 Już sam zarząd miejski dbał o dobrobyt swych obywateli, starając się o przywileje handlowe dla swych kupców, dbając o usunięcie zewnętrznej konkurencyi innych miast na niekorzyść obywateli krakowskich, czyli trzymając się systemu prohibicyjnego.
 Wilkierz z XIV wieku (bez daty) zakazywał najsurowiej sprzedawania wyrobów nie miejscowych rękodzielników. Rzemieślnicy mieli pierwszeństwo przed innymi obywatelami do zakupna surowca potrzebnego do rzemieni. Wilkierz z r. 1397 zobowiązał handlarzy żelaza do sprzedawania pewnej ilości tegoż kowalom miejscowym po cenie kupna.
 Gdy w roku 1503 zaczęli szewcy sprowadzać skóry z poza Krakowa, zaskarżyli ich garbarze. Szewcy zarzucili, że tutejsi garbarze nie wyrabiają, dostatecznej ilości, muszą więc nadwyżkę sprowadzać. Rada miejska rozstrzygnęła, że obcym garbarzom wolno przywozić, skóry do Krakowa , ale tylko na wtorkowe targi, a co nie sprzedadzą na targu, mają zabrać ze sobą napowrót. W ten sposób obcy garbarze dostarczali głównie tylko przewyżki brakującej w miejscowej produkcyi.
 Wiekami prowadziły cechy walkę przeciw fuszerom, zwanym także sturarzami (z niemieckiego: Stohrer) lub przeszkodnikami, którzy nie należąc do cechu i nie ponosząc ogólnych ciężarów, potajemnie wyrabiali roboty i sprzedawali pokątnie.
  Dalej stanowił cech w osobach swej starszyzny sąd cechowy, załatwiając spory między rzemieślnikami w pierwszej instancyi, przez co zapobiegało się i zwłoce i kosztom. Apelacya szła do rady miejskiej, która wyroki swoje, lub cechowe, o ile słały się prawomocne, wykonywała. Dlatego niektóre statuty zakazywały członkom pomijania sądu cechowego, a udawania wprost do wójta o sprawiedliwość.
  Cech szewców miał prawo wpisywania w swe księgi praw rzeczowych do jatek szewskich z prawnym skutkiem dla osób trzecich i władzy, czyli prawo prowadzenia hipoteki jatek szewskich.

  Cechy jako bractwa religijne.

Obok zawodowego charakteru cechów, broniącego interesów materyalnych członków, miały cechy wybitny charakter religijny i humanitarny. Każdy statut zawierał przepisy dotyczące wspólnych nabożeństw, pomocy ubogim i chorym, pogrzebów. Jeżeli początkowo przepisów tych gdzie brakło, to zachowywano je zwyczajowo, a później przy nowem spisywaniu statutu dopisywano je bądź ogólnikowo, bądź szczegółowo. Każdy cech, obrał sobie kościół, do którego uczęszczał, albo kaplicę, którą swym kosztem stroił, fundował do niej paramenta i światło. Niektóre cechy, jak dotąd kuśnierze u P. Maryi, miały skrytkę w ołtarzu cechowym, gdzie przechowywali swe dokumenta, kosztowności i kasę. Każdy cech obierał sobie patrona świętego, posiadał chorągiew z jego wizerunkiem i swemi godłami z pieczęci zapożyczonemi, duże świece zwane wachlami do noszenia na procesyach i pogrzebach, przybory pogrzebowe.

 „Bractwo to mydlarskie wedle dawnego zwyczaju w kościele P. Maryi w rynku krak. świece swoje na miejscu zwykłem będzie mieć i tamże przy tym kościele nabożeństwa i pogrzeby chrześciańskie tych braciej, które ze świata przez śmierć P. Bóg będzie brać, abo siostry, powinowaci też będą mieć"'.

 Statut powroźników z roku 1574 stanowił: „toż bractwo będzie miało kościół swój, w którem będzie miało własne swoje mary i ućciwe przykrycie na mary, wedle starodawnego naszych bractw zwyczaju, w którym kościele albo na cmentarzu ciała umarłych braci i sióstr chować i grzebać będą i powinowaci będą tak starsi jako i młodsi mistrzowie i żony ich, także i towarzysze umarłych ludzi ciała na miejsce pogrzebu z ućciwością doprowadzić, także przy żałomszy albo przy innych obchodziech za umałe być".

 Za nieprzybycie na pogrzeb, na żałomszę, (jak nazywano mszę żałobną) lub inne nabożeństwa, nakładały statuty karę, np. statut bednarzy z r. 1435 stanowił: „jeżeli umrze majster lub majstrowa, albo ich dziecko jakie, kto za nimi nie pójdzie na pogrzeb, zapłaci kary grosz".

 Prócz nabożeństw w suchedni i patrona cechowego, oraz żałobnych za członków, brały cechy udział gremialny przy wielkich uroczystościach kościelnych jak przy resurckcyi, a zwłaszcza, w procesyi Bożego Ciała. Statuty cechowe zajmowały się tem często z naciskiem np. statut barchanników z roku 1348 stanowił: „Także na święto uroczyste B. Ciała każdy z mistrzów i towarzyszów świecę sobie sprawić ma, mistrzowie jednak coby ważyła funt, a towarzysze po półfunciu." Drogą zwyczaju wyrobił się, nawet porządek, w jakim cechy mają w Boże Ciało postępować.

 Gdy z tego powodu powstawały spory, postanowiła rada miejska w roku 1507 „po wieczne czasy.", że przed rzeźnikami z ich świecami, ma bezpośrednio iść cech sukienników, za świecami sukienników szewcy, potem piekarze, a inne cechy zachowają odwieczny porządek w niesieniu światła.

 Wobec religijnego charakteru cechów, różnice religijne, które od czasu reformacyj coraz częściej się powtarzały, spowodowały pewne niezgody.  W niektórych statutach pojawiły się przepisy, iż członkowie cechu muszą być „starożytnej wiary krześcianskiej, ani w czem odmieniać, co przynależy ku służbie P. Boga wedle tego, jako ich ojcowie i przodkowie trzymali i wierzyli". Przepisy te nie utrzymały się jednak i faktycznie należeli do cechów. rzemieślnicy katoliccy i dyssydenecy, a różnice religijne nie wywołały w Krakowie większego zamieszania ani nienawiści w cechach. Stosunek wzajemny regulowano wzajemnemi ustępstwami.

 Co do cechu szewców n. p. rada miejska rozstrzygnęła w r. 1588, że dyssydenci obowiązani są w tym względzie stosować się do obowiązującego oddawna zwyczaju i przywilejów cechowych, jeżeli jednak nie chcą albo nie mogą osobiście brać udziału w obrzędach, mają się postarać albo o zastępcę godnego, albo też wyjednać sobie u starszyzny uwolnienie, którego im ona odmówić nie powinna.

 Cech miechowników postanowił w statucie z r. 1590. „Ponieważ między bracią są niektórzy wyznania ewangelickiego, tedy dla uskromienia wszelakich niesnasek w tym cechu, takowy porządek w tem postanawiamy, iże bracia wszyscy wyznania ewangelickiego i z czeladzią swą, któraby tegoż wyznania była, teraz i na potomne czasy od chodzenia na żałomsze przeopisane, także na pogrzeby i od wszelakich obrzędów i ceremonii kościelnych wolni być mają; a in rem recompensam tego na każde suchedni miasto 2 groszy, które drudzy do skrzynki kładą, oni po 4 gr. do tejże skrzynki kłaść będą powinni".

  Zgromadzenia cechowe

Organami korporacyi mistrzów były ogólne zgromadzenia i starsi na nich wybrani.

 Zgromadzenia odbywały się albo peryodycznie w odstępach zwyczajem lub statutem oznaczonych np, co cztery tygodnie, albo nadzwyczajnie zwołane przez starszych lub przez tychże ale z polecenia władzy.
 „Gdyby na rozkazanie rady królewskiej cech był obesłan, a nieprzyszedłby który z mistrzów, ten przepadnie 6 groszy, co jeśli na starszych mistrzów przykazanie albo obesłanie, ten funt jeden przepadnie wosku”.

 Zwołanie cechu następowało przez obesłanie tak zwanej cechy po warsztatach. Cecha była, to ozdobna płytka drewniana lub metalowa z godłami cechu, u kuśnierzy szkatułka w kształcie książki, do której doczepiano zawiadomienie o dniu i godzinie zgromadzenia i tę cechę odsyłał jeden mistrz do drugiego, póki nie wróciła do starszego. „Kiedy obeślą starsi do cechu, tedy każdy ma przyjść pod winą groszy sześć; a kto zamieszka, ma dać winy groszy jeden, a kiedy sługa nie zastanie, ma kółko napisać na stole, a nie szukać nikogo po karczmach".


Cecha do obsyłania drukarzy krakowskich z XVIII wieku. Strona główna.

 


Cecha do obsyłania drukarzy krakowskich z XVIII wieku. Strona odwrotna z wysuniętą zasuwką.


Pierścień obesłania złotników krakowskich z 1614 roku.


Obesłania innych cechów

W niektórych cechach był obyczaj, że starszy zapalał w oknie świecę, a kto przyszedł po jej wypaleniu się dopiero, lub wcale nie przyszedł, płacił karę.

 Otwarcie narady nazywało się gajeniem cechu lub gajeniem gromady.

 Każdy cech miał pewien przepisany lub zwyczajowo zachowywany ceremoniał rozpoczęcia narad. Cech miechowników przechował w statucie swym odpowiedni przepis:
 „Gajenie cechu według porządków i ceremonii zwykłych na każdy miesiąc albo cztery niedziele czynione być ma: słowy niżej opisanemi „Przykazujemy mocą P. Boga. wszechmogącego pokój króla JMci, naszego miłościwego pana, pokój JMci pana, burmistrza z jego uczciwą radą, pokój pp. starszym, pokój pp. przysadnym i ze wszystką bracią. Pokój któryby takowy przestąpił słowem nieuczciwem, płacą jego pieniądze; któryby takowy pokój przestąpił (czego P. Boże uchowaj), ręką sięgnieniem, ten przepada co Bóg a ten nasz cech w sobie ma".

 Przestrzegano dalej pewnego porządku w mówieniu i sposobu zachowania się; tenże statut miechowników stanowił dalej:
 „Przy gajeniu i po zagajeniu cechu wszyscy bracia skromnie, cicho i uczciwie zachować się mają; a gdzie który będzie miał sprawować, ten przed stołem stanąwszy i powinną uczciwość cechowi uczyniwszy, za pomilczeniem i uspokojeniem inszej wszystkiej braci, rzecz swoje sprawować jako najuczciwiej i najskromniej powinien będzie. Wszakże  jednak, gdzieby który z braciej rzemiosła tego bądź z starszych albo młodszych co pilnego, przystojnego, na czymby wiele należało pobaczył, ten za otrzymaniem dozwolenia i innych im ten czas pomilczeniem rzecz mówiącego bez winy żadnej wolno przerwać może. Jednak każdy się o to starać ma, aby porządek w mówieniu jednego po drugim zachowany był".

 Statut rzeźników z roku 1600, postanawiał w tym względzie:
 „Kto ma co sprawować, ma wstać przed stół i sprawować co przystoi w swych sprawach, a nie po ławach ani po konciech i nie siedzieć, ale ma wstać przed pany starsze, wziąwszy odpuszczenie, sprawować rzeczy swe przystojnie; ktoby inaczej czynił, pół winy przepada, to jest groszy trzy".
 „Ktoby po ławach siedział, gdy panowie starsi co czynią, szeptał albo się śmiał, albo jeden na drugiego kiwał pospołu siedząc, ma kłaść fant to jest czapkę a wykupującz czapkę ma dać grosz jeden".
 „Ktoby na starsze fukał, ma być karan kamieniem wosku, ile ktoby się tego dopuścił".
 „Ktoby posłuszeństwa nie chciał czynić po raz, po drugi, po trzeci, ma iść pod rzemiesłem na ratusz i ma być karan".
 Obecni obowiązani byli do przestrzegania tajemnicy co do spraw cechowych, oczywiście takich, które nie były przeznaczone do ogólnej wiadomości. Powyższy statut rzeźników stanowił co do tego: „Któryby mistrz wyniósl. tajemnice cechowe przed żoną, albo czeladzią, albo w karczmie, albo gdziekolwiek przed obcymi ludźmi, a gdy go panowie starsi doświadczą, ma być karan kamieniem wosku, ilekroć by to czynił".

  Statut kapeluszników z r. 1377 zastrzegał, że tajemnice cechowe wolno wyjawić tylko przed rajcami miasta, bo dla nich nie powinno być tajemnicy.
  Po naradzie „księgi mają być po sprawie zamknione w skrzyni, brackiej".
  Dopóki czeladź nie utworzyła własnych korporacyi, towarzysze brali udział w zgromadzeniach razem z mistrzami, bądź przez cały czas posiedzenia, bądź przez czas, kiedy radzono nad sprawami dotyczącemi tylko czeladzi. Odkąd zaś towarzysze osobną korporacyę tworzyli, odbywali mistrzowie osobno swe zgromadzenia, a towarzysze osobno.

Starsi cechowi.

 XV statutach początkowo nie był żadnych postanowień co do czasu i sposobu wyboru starszych, trzymano się więc tradycyjnego obyczaju. Dopiero potem powstawały o to spory, czasom załatwiała je rada, n. p. w r. 1527 poleciła, paśnikom, stanowiąc, że starsi majstrowie mają jednego młodszego, a młodsi jednego ze starszych wybierać, a ci dwaj mają, przez rok przewodniczyć cechowi, później wpisano do statutów odnośne postanowienia. Zazwyczaj wybór następował co roku. Obok starszego zwanego także cechmagistrem, cechmistrzem lub archimagistrem, wybierano podstarszego, który go zastępował lub pomagał kollegialnie w urzędowaniu i z którym reprezentował cech na zewnątrz. W niektórych cechach wybierano nadto rodzaj wydziału, współradzącego ze starszymi i zawiadującego sprawami mniej ważnemi, dla których nie potrzeba było zwoływać całego zgromadzenia cechu, zwanych „przysadnimi".

 Klucze do kasy były podwójne, jeden był w przechowaniu starszego, drugi podstarszego.

 Kiedy cechy były w pełni znaczenia, miejskiego, tj. w XV i XVI. wieku, składali starsi przy objęciu urzędowania, przepisaną przysięgę. Przysięga cechmistrzów, po niemiecku ułożona, opiewała: „Przysięgamy Bogu, że naszym panom rajcom chcemy być posłuszni i pilnie doglądać, aby wszelkie towary i wyroby, które są po kramach, były użyteczne wedle swej wagi i sprzedawane, mierzone i ważone prawnie biednemu jak bogatemu, staremu jak młodemu, wieśniakowi jak mieszczaninowi, a gdy kogo na przestępstwie znajdziemy, że to chcemy panom rajcom donieść i nie opuścimy nikomu ani z miłości ani z żalu, przyjaźni lub nieprzyjaźni, łaski, niełaski, datku ani dla żadnej innej rzeczy, tak nam Boże dopomóż i święci".

Przysięgę tę wogóle (z początku co roku po wyborze przez starszych składaną) ułożono po polsku w końcu XV w.: „Przysięgamy Bogu, iże naszemu panu królowi wierni chcemy być i naszym panom rajcom posłuszni i cechą naszą wiernie i sprawiedliwie rządzić chcemy, iż się każdemu równo ma stać w przedaniu nasze rzeczy, ubogiemu jako bogatemu, i nie chcemy żadne osobliwości dopuścić ani dzierżeć, któremby mieszczanie albo ziemianie byli uciążoni. A gdziebyśmy się dowiedzieli cudzołostwa albo rostirków, to chcemy wyjawić naszym panom radczom, jako nam Bóg pomagaj wszytcy Święci".

 Zadaniem starszych było zarządzanie bieżącemi sprawami i kasą, zwoływanie zgromadzeń, przewodniczenie na nich, wykonanie uchwał zgromadzenia, podejmowanie wniosków w sprawach cechowych dla dobra wszystkich członków, kontrola nad zgromadzeniami czeladników, wyzwoliny uczniów, opieka nad wdowami i sierotami po członkach cechu, przechowywanie broni cechowej i przyborów pewnych np. puharów, dzbanów, kubków, świec itp.  i reprezentacya cechu na zewnątrz.

 Oznaką starszych były ozdobne buzdygany, które w ręku trzymali.

 Lada, mieszcząca dokumenta, pieniądze i pieczęć cechową przechowywała się w mieszkaniu starszego. Gdy w jego miejsce innego obrano, przenoszono ladę do niego.

 Majątek cechowy.

 Z wyjątkiem cechu rzeźnickiego, który do dziś zachował znaczny majątek, inne cechy potraciły go w czasie niepokojów wojennych i zmian politycznych. Niektóre cechy miały swój dom, np. złotnicy, szewcy, rzeźnicy dotąd posiadają „Kotłów", inne miały tylko majątek ruchomy, złożony z gotówki i zabytków cechowych.

 Pieniądze, pieczęć i dokumenta przechowywano w skrzynce ozdobnej, zwanej ladą, do której były najmniej 2 klucze, ze sztucznymi zamkami. Lady były nieraz ze skrytkami w środku i szufladkami, często malowane i godłami cechu opatrzone, np. lada murarska (w archiwum miejskiem przechowana) ma boki czerwono malowanie z ornamentem, na przodzie godła: „Kielnia, młotek, pion i waga równa". Inne były wykładane drzewom rozmaitego gatunku, obijane ozdobnie żelazem, opatrzone antabami. Lada chirurgów ma na wnętrzu pokrywy dobrze namalowany obraz miłosiernego Samarytanina. Inne przybory cechowe przechowywano w kaplicy, lub u starszego najczęściej. Tu należały buzdygany ozdobne, godło starszych, kielichy i konwie, a zwłaszcza jeden ozdobny, mianowicie „poczesny", zwany z niemiecka „wilkomem.", cecha do zwoływania zgromadzeń, krucyfiks, dzwonek, kałamarz i t. d. Niektóre cechy miały batog, zwany dobry obyczaj, którym kary cielesne nieraz wymierzano.

 Cechy krakowskie zachowały dotąd liczne dokumenta, księgi i przybory cechowe wyżej wzmiankowane jak lady, buzdygany i. t. p. Zabytki te mają przeważnie tylko archeologiczną wartość, ksiąg i dokumentów nie potrafią nawet dzisiejsze pokolenia odczytać dla trudności dawnego języka i pisowni, dlatego też wiele ich zagubiono.


Lada cechu mieczników z 1775 roku


Cynowe puchary cechów krakowskich.

Mistrzowie

Utrzymanie pewnej równowagi między rękodzielnikami, tj. przeważną częścią dawnej ludności miejskiej, udawało się w najdawniejszych czasach bardzo pomyślnie; od XVI w. tj. od chwili zwiększenia się ludności i konkurencyi, już mniej pomyślnie, za pomocą wspólnych mniej więcej przepisów statutowych cechów.

 Zapobiegano więc przedewszystkiem nadmiernemu tworzeniu się samoistnych przemysłowców (mistrzów). Od najdawniejszych czasów było w krakowskich statutach cechowych zawarunkowane, że każdy rzemieślnik, chcący samoistnie prowadzić rzemiosło, musiał się, wpisać do cechu, czego znowu warunkiem było uzyskanie obywatelstwa, miejskiego ożenienie się i opłata wpisowa, poświadczenie dobrej sławy, skąd przybył, wykazanie uzdolnienia przez zrobienie odpowiedniego okazu swego rzemiosła (Meistersztyk).

 Niekiedy dozwalała rada miejska na ustalenie pewnej liczby mistrzów np. statut kichlerów (piernikarzy) z r. 1609 stanowił: „Naprzód aby mistrzów rzemiosła kichlarskiego więcej nad 9 nigdy nie bywało, a to dlatego, żeby cech ten przez zagęszczenie się mistrzów nie niszczał i nie ubożał, a żeby robotę tym lepszą robili”.

 Z drugiej jednak strony ograniczano mistrzów w możności konkurencyi przez to, że przestrzegano pilnie podziału pracy między pewne rzemiosła, mnożono je, aby przez to większej ilości samodzielnych przemysłowców zapewnić możność istnienia, np. krawcom wolno było obszywać sukni futrami, aby nie odbierali zarobku kuśnierzom, nożownikom zabroniono ostrzyć szabli lub mieczy, aby szlifierzom nie wchodzili w drogę.

 Podział pracy między rzemieślników powstawał powoli drogą porozumienia się rękodzielników, potem drogą przymusu, tj. przez przepisy statutowe przez radę miejską zatwierdzane. Np. W 1365 r. ugodzili się rymarze z pasamonikami, że pierwsi mają wybijać pasy cyną, drudzy mosiądzem, oraz, że ci drudzy nie będą wyrabiać pasów „ruskich ani wędzideł", za co pasamonicy dopuszczą do handlu inny towar rymarzy i t p.

 W ten sposób powstawały z biegiem czasu nowe rzemiosła, czyli otwierano większej liczbie ludzi źródło zarobku średniego, z jednego rzemiosła wyłaniały się inne odrębne np. garbarze podzielili się na garbarzy, czerwonych garbarzy i białoskórników, piekarze na białych i czarnych i t p.

 W łonie cechu, czyli pomiędzy mistrzami jednego zawodu, utrzymywano podobnież pewną równość  majątkową, przez przepisy ujednostajniające warunki produkcyi i pracy, mianowicie przez ograniczenie liczby uczniów i czeladzi, których mógł mistrz trzymać..
 „Także którykolwiek mistrz ma prawo żądać przydzielenia mu towarzysza od innego mistrza, skoro sam nie ma żadnego, a tamten ma przynajmniej dwóch".

 W niektórych cechach np. mydlarzy, starszyzna cechowa wyznaczała uczniom, gdzie mogą wstąpić na praktykę, dbając o to, aby najprzód starsi a potem młodsi byli w uczniów zaopatrzeni. Najczęściej wolno było mistrzowi trzymać jednego lub dwóch uczniów, czasem trzech do czterech. Niekiedy ogólnie stanowiono, iż mistrz ma pracować „samotrzeć" lub „samopiąt" tj. zostawiając mu wybór, ilu ma mieć uczniów a ilu towarzyszy, byle nie więcej nad owo maximum jeżeli dozwalano jednego tylko ucznia, to wolno było mistrzowi przyjąć drugiego, gdy pierwszy był już bliskim wyzwolenia.

 Starszym cechowym wolno było zazwyczaj mieć o jednego towarzysza więcej jako wynagrodzenie za usługi, które musiał dla cechu spełniać. Dozwalano jednak wyjątku, gdy mistrz otrzymał jaką wielką a pilną robotę, w czasie liczniejszych zjazdów np. koronacyi, pogrzebu królewskiego, a, to za zezwoleniem starszyzny cechowej, oraz dla zatrudnienia czasowego wędrownych towarzyszy, aby ci zarobili sobie na dalszą drogę.

 Początkowo cechy pilnowały zasady spółki wszystkich mistrzów do cechu należących i sprowadzały hurtownie surowy materyał na wspólny rachunek. Jeżeli któremu z mistrzów zdarzyła się sposobność taniego kupna musiał  cech zawiadomić, aby i inni mogli korzystać z tej sposobności. Później jednak ograniczenie to wyszło z użycia.

 Zakazywano dalej wystawiania, większej ilości nad przepisaną, towarów na targu tygodniowym.

 Te przepisy utrzymywały sztucznie równowagę między mistrzami, a zarazem usuwały też do pewnego stopnia tarcie między kapitałem a pracą, bo jednakie stosunki bytu pracodawców i podobnie ujednostajnione przepisy co do towarzyszów, przy mniej licznej ludności, a więc niniejszej konkurencyi, stwarzały warunki podobne bytu o średniej zamożności, zapobiegające wyzyskowi jednych przez drugich. W zasadzie każdy mistrz pracował sam w warsztacie, a towarzysze i uczniowie byli tylko pomocnikami. Stąd też i stosunek czeladzi do mistrzów był więcej patryarchalny, rodzinny, oparty z jednej strony na pewnem poszanowaniu, z drugiej na pewnej zażyłości czeladzi z mistrzem.

Uczniowie

Uczniowie musieli być po próbie zapisani w rejestr cechowy, przyczem zawierano w myśl przepisów dla, każdego cechu określonych umowę co do czasu nauki, który wynosił od roku do pięciu, zazwyczaj też uczeń lub jego rodzice, czasem mistrz płacili przytem opłatę pewną do cechu zwaną „wstępnem", „jednaniem" lub „wpisowem". Synowie mistrzów mieli zazwyczaj pewne ułatwienia. Za naukę płacili często rodzice ucznia, najczęściej jednak terminował „na wysługę", to jest, nie płacił za naukę, ale za to obowiązany był dłużej terminować. Terminowanie obejmowało nietylko naukę rzemiosła, ale i posługiwanie w domu mistrza. Uczeń musiał się wysługiwać nietylko mistrzowi, ale i towarzyszom „do ognia z żelazkiem, z koszulą do szwaczki, z gaciami do praczki, z wieńcem (bukietem) do panny. U mistrza mieli mieszkanie i całe utrzymanie, nie pobierali więc żadnej zapłaty.

 Dochował się z r. 1600 wiersz drukowany na pół arkuszu papieru, niewątpliwie przeznaczony do zawieszenia na ścianie warsztatu, a napisany prawdopodobnie przez mistrza malarskiego Franciszka Śniadeckiego w Krakowie, obejmujący wskazówki dla uczniów:

Szaty z prochu i pierza ochędoż, a potem
Czyń rządnie sobie, abyś nie był za kłopotem.
W warsztacie mniej ochędóstwo w pilności wielkiej.
O to cię pilnie proszę; bez wymówki wszelkiej.
Jeśli są ptacy w klatkach miej też czas do tego,
By głodu i plugastwa nie miały żadnego.
Nie masz sromoty żadnej po wodę, pobieżeć,
Drew urąbać, a chceszli rano dłużej leżeć,
 Z wieczora sobie zgotuj.
Nim pójdziesz się położyć, trzewiki panowe
Z pantoflami, a zaraz i towarzyszowe
Wychędóż z swoimi.
Wracaj się w skok, kiedy cię z domu poślą kędy,
A pomnij, coć rozkażą, a spraw dobrze wszędy.
Izba śmieciami co czasem nanoszą,
Bywa naprószona. Więc niech cię nie proszą,
Raz i kilka nie wadzi zamieść i poprawie.
Miejże to naprzód, abyś wierny był we wszytkiem
Coć polecą, bowiem fałsz człeka, czyni brzydkim.
Uczyń, co masz uczynić, bez upominania,
 Bez bicia, bez kłopotu, także i łajania.
A jeśli jaki twój pan nieznośny był tobie,
Przecie skromnie cierp, a miej za pokutę sobie.
Nie wadzi to czasem skromnemu młodzieńcowi,
Iż pokornie cierpi, a posłuszny mistrzowi.

Mistrzu, pomnij też ucznia dobrego szanować,
Chceszli go do kresu statecznie dochować,
Boś też jest poddanym radzie i starszym swoim,
Strzeż, abyć Pan Bóg nie oddal tobież i dziatkom twoim.

 Towarzysze, widocznie jako dojrzali, nie dostali tu żadnych nauk. Przy przyjęciu ucznia do cechu, musiał tenże przedłożyć metrykę, „list od urodzaju".


"List od urodzaju" wydany przez Rajców m. Robczyc r. 1525 dla Bernarda Koczyanka a zarazem prośba o przyjęcie go do cechu rusznikarzy krakowskich.

Towarzysze

 Towarzyszem czyli czeladnikiem zostawał uczeń po odbyciu przepisanej praktyki aktem, zwanym wyzwolinami, odbywanym przed starszyzną cechową lub całem zgromadzeniem. Uczeń przedkładał jako dowód nabytej wprawy wyrób przez siebie wykonany z zakresu swego rzemiosła, tak zwaną „sztukę czeladniczą."  Mistrz poświadczał, że uczeń sam tę sztukę wypracował, cech stwierdzał wedle rejestru, że czas umówiony upłynął, poczym wydawano uczniowi pisemny akt wyzwolin zazwyczaj za pewną, opłatą, i wpisywano go w rejestr wypisu (wyzwolonych). Cechmistrz wygłaszał do wyzwolonego naukę „aby się Boga bał, cnotliwie i wiernie się zachował, abyś w cudze kraje wędrował, złego towarzystwa się strzegł, ćwiczył się, a u partacza żadnego nie robił, Tak ci Panie Boże dopomóż, Dajże nam na to rękę!". Na tem kończył się akt prawny. Ale wyzwolony musiał jeszcze być przyjętym przez grono towarzyszów za wpisem i poczęstunkiem.
  Wyzwolony obowiązany był zazwyczaj robić jeszcze przez pewien czas u swego mistrza, a przez ten czas zwany był półtowarzyszem lub robieńcem i pobierał zwykle zapłatę w wysokości połowy zapłaty towarzysza. Po upływie czasu zastrzeżonego statutem do tej pracy wyzwoleńcowi, stawał się towarzyszem, wolno mu było szukać roboty, gdzie mu się podobało, w tem czy innem mieście.

 Jak młodszy czeladnik winien był do pewnego szacunku i posługi wobec starszego, tak robieniec wobec towarzyszy:
 „Robieńcy do tego szynku mają być przytomni posługami swemi, a jeśliby który był nie posłuszny albo wykraczający, ma być według zasługi karany"
 Robieniec płacił też mniejszą wkładkę do kasy towarzyskiej niż czeladnik, (czeladnik szeląga, robieniec kwartnika).
 „Nie ma żaden towarzysz z robiencem ani robieniec z towarzyszem w rząd zasiadać, ani żadnej gry grać, kartami, albo kostkami etc. Jeśli towarzysz przewini, ma za to kłaść 12 gr. z łaską, a robieniec wirgę wiązać. Robiencowie nie mają się też towarzyszom równać, ale mają być pokornemi, pod piórkiem, ani z bronią chodzić nie mają, pod wirgi wiązaniem, albo odkupieniem winy pieniężnej wochlonów dwa".

Wirtowie czyli starsi towarzyszów.

Wirtów obierano co 4 tygodnie, a to ze względu na uciążliwość tego urzędu, albowiem do nich należało odbieranie wkładek, utrzymanie katalogu towarzyszów, zapomaganie ich, szukanie zatrudnienia dla wędrownych towarzyszy i. t. d.

 „Mają wirtowie na każdą niedzielę godzinę w gospodzie siedzieć, a obadwa przynajmniej 1 gr. przepić, a to dla obsyłania którego towarzysza, albo wędrownego, pod winą każdy 6 gr." „Wirtowie o robotę patrząc mają iść najpierwej do starszych, a stamtąd według regestru mistrzów, który mają, pierwej gdzie jeden stołek, potym gdzie dwa, etc., to jest jako porządek stary uczy".

 „Jest dawny obyczaj rzemiosła, aby towarzysze w gospodzie na każde cztery niedziele sprawę swą mieli z trojga pytania, któryby co na kogo wiedział, ma to w tym pytaniu opowiedzieć, a potem milczeć; do takowej sprawy mają być towarzysze przez robiencze wezwani na godzinę, pewną, to jest na 12 na półzegarzu. Tam się mają towarzysze z pilnością schadzać, a wirtowie mają pierwszymi być dla dobrego rządu; a ktoby godziny pewnej nie przyszedł, ma być karan o 6 gr. z łaską. „A niż się sprawa zacznie, mają wirtowie od towarzyszów kordy i wszelką bron odebrać, a panu Ojcu gospodnemu ku schowaniu oddać, pod winą gdzieby zapomnieli, każdemu 6 gr. A któryby też broń jaką przy sobie zatrzymał, według uznania ma być karany; wszakże ani noża żaden przy sobie mieć nie ma”.

 „Mają też zaraz po sprawie wirtostwo swe nowym oddać, także klucze do skrzynki i regestr; gdzieby to zapomnieli, a szynk się zacznie, tedy drugie 4 niedziele wirtami być muszą. Wszakże wirtostwo tak ma być oddane, żeby raz poraz dwa kroć do jednego warstatu nie przyszło, chyba żeby inaczej być nie mogło".

 W cechach, w których obok Polaków byli także czeladnicy narodowości niemieckiej, przestrzegano, aby — o ile możności — jednym starszym był Polak, drugim Niemiec. „Wszakże— jak stanowi statut czeladzi miechowniczej — to za artykuł żaden nie ma być trzymano, tylko możeli to być bez czyjego ubliżenia".

 Do wirtów należało też przewodniczenie zabawie, czyli szynkowi, który odbywał się w gospodzie po zakończeniu spraw urzędowych, po zamknięciu skrzynki. „Jest tesz zwyczaj dawny, że na każde cztery niedziele po dokończonej wyżej namienionej sprawie szynk przystojny a uczciwy bywa, zwłaszcza gdy są towarzysze szynkowni nad jednego; jeśli tylko jeden, tedy mu zarazem ma być, pieniędzmi szynkowano, to jest mają mu dać gr. 4, a mają mu przede wirtowie imieniem wszystkich towarzyszów na szynk przypić i dopić wszystkich towarzyszów piwem, a szynk zupełny ma być przy pieczystem i warzystem według dawnego zwyczaju, do którego robieniec każdy ma tak wiele dać połowicę, jako towarzysz daje, to jest na pułszynk. Któryby towarzysz przed szynkiem dwie niedziele wędrował, ma zostawić puł szynku, a jeśliby tydzień przed tym, tedy cały szynk ma zostawić.

 „Jeśliby przed szynkiem towarzysz który chciał o robotę wesłać tedy jeden nowy a drugi stary wirt ma mu  robotę patrzać".

 „Szynk się tak poczynać ma, wirtowie mają towarzyszom szynkownym imieniem wszystkich towarzyszów na uczciwy szynk przypijać, a ten szynk ma, trwać nie dłużej jeno dwie godziny. Po dwóch godzinach mają zasię wirtowie imieniem wszystkich szynkownym na zamknienie szynku przypijać, i tak ceremoniami zwykłemi zamknąć. Writowie mają pilnować szynkownych towarzyszy, aby żaden sam z izby na dworzec nie wyszedł. Także też wolno nie ma być żadnemu towarzyszowi od zaczętego szynku dłużej godzinę być i to dla słusznej a pilnej potrzeby żaden nie ma przy uczciwym szynku więcej piwa do siebie brać, niźli utrzymać może, aby się tym uczciwiej w domu mistrzowskim zachować mógł, gdy przyjdzie. Aby żaden piwa więcej nie rozlał, niż na stole ręką a pod stołem nogą zakryć może. Item nie przysięgać się ani kląć, Imie Pańskie niebluźnić ani nadaremno brać, gry żadnej nie grać, póki szynk trwa, nie spać, nikomu łzy niezadawać, rękoma zuchwale na stole nie bić, swaru nie zaczynać ani uczciwych towarzyszów piwem żadnej nierządnicy albo niepoczciwego człeka nieczęstować. Tańczyć nie wolno póki szynk trwa. Szynkowny towarzysz nie ma bez licencyej (zezwolenia), od stołu wstać, także wirtowie gdy wychodzą z szynkownym, mają wirtostwo inszemu oddać, a ten co mu oddano, nie ma go przy sobie niezatrzymować, ale zasie wrócić. Te rzeczy wszystkie mają być obserwowane i nie przestępowane w żadnym punkcie.; ktoby przeciw któremu artykułowi przy szynku trwającym przewinił, tedy za każdy z osobna ma kłaść 6 gr. z łaską; a ten coby co wiedział albo widział a zamilczał, ma z, łaską kłaść 12 gr."

 

Gospoda

Gospoda początkowo była tylko miejscem schadzki, napitku, noclegu dla wędrownych. Sprawy cechowe dotyczące towarzyszy załatwiano początkowo w domu jednego z mistrzów lub innego „uczciwego obywatela”. Z czasem wyrobił się ogólny zwyczaj, że towarzysze jednego rzemiosła uczęszczali do pewnego tylko szynku czyli gospody, tam odbywali narady, a z czasom stała się gospoda niezbędną instytucyą, cechową. Stała się ona środkowym punktem życia towarzyskiego. Czeladź pewnego rzemiosła obierała sobie na stałe pewną gospodę, do czego niejednokrotnie trzeba, było jeszcze zatwierdzenia mistrzów. Właściciela tej gospody nazywają towarzysze "panem ojcem", a jego żonę „panią matką". Statuty upominają do winnego szacunku dla obojga, a „pan ojciec" mlewa często nawet pewne prerogatywy w samej organizacyi.

 Ojciec gospodni i matka gospodnia są figurami niejako urzędowemi czeladzi. Oni dostarczali jadła i napitku, przyjmowali wędrownych, dawali im noclegi, ubierali izbę gospodnią na zebrania i zabawy, przechowywali tradycye cechowe. Statut miechowników postanawiał wyraźnie:

„Mają towarzysze i robieńcy pana Ojca gospodniego i p. Matkę czcić i ważyć jako przystoi i słusznie się im we wszem zachowywać, aby żadne skargi do cechu nie przychodziły; owszem to, co powinny, iścić uczciwie mają. Wszakże nie powinien p. Ojciec według prawa swego więcej towarzyszowi  żadnemu borgować, jeno szynk a fertrinkelt, chyba by z dobrej woli komu co dalej chciał, i to od szynku do szynku płacić. Jeśliby p. Ojciec o dług skarżył, tedy towarzysz ma być karan o groszy 12 z łaską, a panu Ojcu zarazem zapłacić".

 Prócz wędrownych nie wolno było spać w gospodzie. Statut wyżej cytowany stanowił co do tego: „Towarzysz, który u mistrza robi, nie ma się żadną miarą ważyć domu niespać, okrom jakiej słusznej a wielkiej przyczyny, którą, by mógł prawdziwie na pytanie mistrzowskie pokazać, bo jeśli powie, żem w gospodzie spał, tedy to niedosyć i nie pójdzie mu to bez wielkiej przyczyny, bo gospoda towarzyszom jest tylko dla obyczajów rzemiosła, szynków etc. a nie dla sypiania. Przywędrujących się, nie wspomina".

 Zwyczaje, zachowywane, przez towarzyszy w gospodzie, włączano często w statut urzędowo, przechowywano na piśmie w gospodzie i odczytywano nowicyuszom. Ten spis obyczajów gospodnich czyli szynkowych zwał się Schenkbrief. „llekroć szynk bywa, mają wirtowie ten schenkbriff szynkowym towarzyszom przeczytać"

Wędrówka

 Do szeregu warunków, od których w znacznej części wypadków zawisło późniejsze wyzwolenie czeladnika na mistrza, należy wędrówka.  Zwyczaj wędrowania zdaje się być tak starym, jak same cechy. W owych czasach był to może jedyny sposób zapoznania się z postępem i rozwojem w odnośnej gałęzi rzemiosła i przemysłu. Dbałe o rozwój swej sztuki cechy, oceniały należycie tę dodatnią stronę wędrówek czeladzi i tem tłómaczyć należy, że w wielu cechach zwyczaj wędrowania zmienia się na obowiązek. Po raz pierwszy zmianę tę stwierdzić możemy już z końcem XV wieku, w cechu malarzy (statut z r. 1490), w XVI zaś wieku i później odnośne przepisy pojawiają się coraz częściej. Gdzie one istnieją, nikt nie może osiągnąć stopnia mistrza, kto nie wykaże, że wędrówkę,  odbył.

 Na wędrówkę można się udać dopiero po wyzwoleniu na czeladnika. Czas trwania wędrówki wynosi rok lub dwa, rzadziej trzy lub cztery.
„Powinien też mieć (towarzysz) listy z owych miast, gdzie wędrując robieł, którzyby o nim pewne a nie wątpliwe świadectwo dali o jego wiernem a uczciwem zachowaniu przez te wszystkie czasy... kędyby wędrował i robieł".

 Wędrówkę po krajach polskich i niemieckich ułatwiały wspólne zwyczaje i zasada wzajemności utrzymywana między cechami.
 Wędrowny towarzysz pewny był, że przyszedłszy do najbliższego miasta, znajdzie nocleg i posiłek darmo w gospodzie od towarzyszów zawodu, że mu poszukają zarobku w warsztacie, a jeżeli nie znajdzie roboty, to dostanie zasiłek na dalszą drogę. Zwyczaje te przechowywano tradycyjnie aż prawie do połowy XIX wieku.

Tylekroć cytowany statut miechowników krakowskich z r. 1593 zawiera bliższe szczegóły o przyjęciu wędrownego towarzysza:
 „Gdy towarzysz przywędruje,  ma na, słusznej a własnej gospodzie czeladnej stanąć, a stamtąd po godzinie ma sobie po wirthy posłać, a gdy go wirtowie podług obyczaju rzemiosła przywitają, mają mu na żądanie jego o robotę iść porządnie.  Żaden towarzysz nie ma, witać wędrownego przed wirtami pod winą gr. 6. Przed obszyłaniem nie ma też wędrowny, żadnego domu mistrzowskiego nawiedzać pod winą gr. 6".

Przybycie wędrownego było miłą okazyą do zwołania szynku, jeżeli pobyt jego na niedzielę wypadał lub się przeciągnął na nią. 
 
Aby zapobiedz próżniaczeniu wracaniu wędrownego i nowemu szynkowaniu istniał przepis:
 „Nie ma być żadnemu stąd wędrującemu towarzyszowi znowu szynkowano, ażby ćwierć roku od Krakowa był; wszakże tym, coby robili na Kleparzu, Kaźmierzu, Stradomiu nie ma być w Krakowie szynkowano aż by najmniej puł roku tam robili albo przebywali, to  jest, w tych trzech miejscach opisanych".

 Jeżeli wędrowny roboty nie znalazł, dostawał zapomogę na dalszą drogę i szedł znowu w świat „abszytowany" czyli żegnany napitkiem w gospodzie.
„Z osobliwej łaski i przyjaźni panowie mistrzowie pozwalają ze skrzynki swej towarzyszowi, któryby tu przedtem nie bywał, a przywędrowawszy roboty nie dostał, groszy 12 dać", (ze statutu miechowników r. 1595).

 Wędrownego przede wszystkiem witano napitkiem. Niektóre statuty opisują dokładnie, jak się ma znaleść wędrowny, a, jak witający go towarzysze. Statut towarzyszów murarskich i kamieniarskich z r. 1633 stanowił:

„Szynkować powinniśmy towarzyszowi wędrownemu, który się tak sprawi, że naprzód przyjdzie do gospody towarzyskiej cechowej i będzie się pytał o starsze towarzysze, a przywitawszy się z niemi zaleci od towarzyszów swoich starszych i młodszych także i od panów mistrzów swoich i od lermistrza swego, tudzież p. ojca czeladnego i panią matkę gospody swej; a starszy towarzysz powinien mu się o foldrunek starać między p. mistrzami.

A przerobiwszy u. p. mistrza dwie niedziele, ma się tak przed wszelkiemi towarzyszami sprawić, jako wyżej, stanąwszy przed stołem  starszych towarzyszów, i pozdrowić wprzód p. mistrzów, potym starszych i młodszych towarzyszów, a ma stać prawą nogę wystawiwszy; a sprawę odprawiwszy, jako się już wypisało, ma prawej ręki palec wielki wyciągnąwszy, począwszy od p. mistrzów, ściskając dobrze wielki palec u każdego, przywitać się ze wszystkiemi towarzyszami, a towarzysze starsi, wziąwszy od niego ortowe, mają mu miejsce, w środku towarzyskim pokazawszy, dać.

 Towarzysz młody także szynkarstwo powinien porządnie odprawować i sklenic ochraniać, bo gdzie jedną stłucze, dwie powinien kupić. Do tego młodzi towarzysze każdy z nich do roku i 6 niedziel powinien sklenice swoje do cechu oddać, jako to upominek cechowy".

W statucie miechowników z r. 1595 podano, jako zwyczaj dawny, że co cztery niedziele szynk przystojny i uczciwy bywa, zwłaszcza gdy są towarzysze szynkowni nad jednego: jeśli tylko jeden... mają, mu wirtowie (gospodarze) imieniem wszystkich towarzyszów na szynk przypić i dopić wszystkich towarzyszów piwem, a szynk zupełny ma być przy pieczystem i warzystem według dawnego zwyczaju, do którego robieniec każdy ma tak wiele dać połowicę, jako towarzysz daje, to jest na, podszynk... a ten szynk ma trwać nie dłużej jeno dwie godzinie. Po dwóch godzinach mają zasie na zamknienie szynku przypijać i tak ceremoniami zwykłemi zamknąć...  Żaden nie może, przy utciwym szynku więcej piwa do siebie brać, niż utrzymać może... Aby żaden piwa więcej nie rozlał, niż na stole ręką, a pod stołem nogą zakryć może... Gry żadnej nie grać, rękoma zuchwale na stół nie bić... Tańcować nie wolno, póki szynk trwa".

 „Poniedziałków święcić towarzysz żaden niechaj się nie waży, okrom tego, który bywa po uczynionym szynku".

 „Mają towarzysze i robieńcy p. ojca gospodniego i p. matkę czcić i ważyć jako przystoi"... „Żadny towarzysz nie ma tańcować z niepoczciwą niewiastą pod winą".

 Pośrednictwo w szukaniu pracy

 Szukający pracy musiał ofiarować swe usługi wedle pewnego porządku. Przed wszystkimi winni być zaopatrzeni e czeladź: cechmistrze, wdowy, chorzy mistrzowie. W dalszym ciągu kolejno ofiarowano usługi czeladne tym mistrzom, którzy żadnego towarzysza nie mają, czyli — jak się wyrażano — „na puste warsztaty", „na puste stołki", następnie dopiero wszystkim innym; jednym i drugim, zaczynając od najstarszego aż do najmłodszego. Czuwanie nad ścisłem przestrzeganiem tych przepisów należy do starszych cechowych, albo też towarzyszy samych. Od czasu, gdy W XV w. towarzysze w obrębie cechu poczęli mieć osobną organizacyę, przejmują stowarzyszenia czeladne niemal wyłącznie ten obowiązek na siebie, spełniając go przez swoich własnych „starszych", a w cechach, gdzie organizacyi czeladnej jeszcze nie było, przez najstarszych wiekiem. Odtąd mistrz, który przyjąłby czeladnika bez pośrednictwa towarzyszy, narażał się na karę.

 Dozwalano ominąć stały porządek w przyjmowaniu czeladzi wtedy, jeżeli mistrz z innego miasta sprowadził sobie umyślnie czeladnika, czyli „pisał po towarzysza".

 Jednak ograniczano rzeczone prawo w ten sposób, iż żądano, aby kopia listu, którym mistrz „pisze po towarzysza", złożoną została u starszych w skrzynce cechowej. Jeśli zawezwany przybył w przeciągli sześciu tygodni, od daty tego pisma, przydzielano go wzywającemu, w przeciwnym razie musiał szukać pracy według utartego porządku.

 Zgromadzenia towarzyszów

 Od XVI w. gdy rzemiosła rozwinęły się licznie i wzmogła się tem samem liczba czeladzi, gdy tem samem coraz trudniej było czeladnikowi o samoistne stanowisko majstra, zwłaszcza, że synowie mistrzów miewali ułatwienia, powstawać zaczęły antagonizmy między czeladzią a mistrzami.

  Czeladnicy zaczęli tworzyć związki, których początkowo zakazywano w pewnych cechach, potem zazwyczaj zezwalano jednak towarzyszom na stworzenie własnej korporacyi w celu wzajemnej pomocy, wspólnych praktyk religijnych i zabawy. Statuty zatwierdzała starszyzna mistrzów. W niektórych cechach początkowo dopuszczono towarzyszy do współudziału w zarządzie cechowym, czyli czeladź przybywała i głosowała na zgromadzeniach z mistrzami, starszeństwo wybierano z pośród mistrzów i towarzyszy n. p. w cechu murarzy r. 1572, ale później odłączyli się towarzysze i tworzyli samoistne korporacye.
  Organami korporacyi towarzyszów było zgromadzenie ogólne czeladników tegoż samego zawodu, zwane szynkiem, bo odbywało się w szynku t. j. w gospodzie, i starsi na zgromadzeniu wybrani, zwani „wirtami" (gospodarzami).
  Zgromadzenie zwołują starsi towarzysze, zawiadamiając wszystkich o dniu i godzinie. Zawiadamiali zaś przez „obesłanie" czeladzi przez posła. Używano tu, za wzorem mistrzów, t. zw. cechy, czyli znaku cechowego.
  Starszy wysyłał taką cechę, gdy chciał zwołać schadzkę, a każdy, kto ją otrzymał, obowiązanym był ją natychmiast dalej do następnego warsztatu odesłać. Na zebraniu winien się jawić każdy pod karą, chyba, że go starszy z ważnej przyczyny zwolni. Od tego nie mniej należy pilnować oznaczonej godziny, gdyż za spóźnienie również karano. Przyszedłszy na schadzkę, każdy obowiązany jest odłożyć wszelką broń, jaką ma przy sobie, nawet noże. Broń tę usuwano zupełnie z izby, dając ją do przechowania ojcu gospodnemu, nie wolno jej wieszać nad sobą, lub wogóle mieć blisko siebie. Mimo to przychodziło czasem do zwady i bitki.
 Towarzysze zajmują miejsce na ławach w pewnym stałym porządku, mianowicie według starszeństwa w rzemiośle, licząc od chwili wyzwolenia; w tym celu prowadzono odpowiednie rejestry. Najmłodsi spełniali poruczone im przez starszyznę funkcye jako t. zw. posłowie. Przy osobnym stole zajmują miejsca starsi, obok nich t. zw. „stołowi", jacyś z wyboru wychodzący funkcyonaryusze stowarzyszeń czeladnych, następnie zasiadali tu delegaci mistrzów, wreszcie pisarz, którym był albo jeden z towarzyszów, biegłych w sztuce pisania, a gdy go nie było, ktoś z poza cechu (n. p. student).

 Zgromadzenie towarzyszy odbywało się co 4 tygodnie w gospodzie, zawsze w dzień wolny od pracy, t. j. w niedzielę. Pierwsi musieli przybyć wirtowie.
   „Przy tej uczciwej towarzyskiej sprawie ma być mistrz z środka naszego jeden, któremu to zlecą dla lepszego rządu, wszakże co ćwierć roku to inszy być ma; a tego pana mistrza mają zawsze wirtowie do tej sprawy uczciwie wezwać i drudzy towarzysze także uczciwie przyjąć pod winą według przestępku".
  „Nie mają się towarzysze ważyć żadnego zgromadzenia albo sprawy mieć na gospodzie, bez wiadomości i dołożenia panów starszych, okrom tych spraw, które na pewne czasy obyczaje rzemiosła z sobą przynoszą, któryby jeden albo więcej tego się śmiał ważyć wszczynać, ma być karan przed cechem gr. 18 a to coby na, takiej nieporządnej sprawie stanowili, nie ma być ważne, ale wniwecz obrócone”.

 Sposób odbywania posiedzenia towarzyszy opisuje dokładnie statut towarzyszy karczmarzy z roku 1605:
   „A gdy się starsi towarzysze zejdą mają zasiąść u stołu, dwiema towarzyszom mają kazać stać przed stół, ci towarzysze mają starszym towarzyszom uczciwość czynić, to jest stojąc uczciwie przed stołem, czapki zdjąwszy, ci starsi towarzysze rozkażą, im iść po pany naznaczone prosić do gospody, od starszych także i od młodszych towarzyszów, żeby przybyli na tę godzinę naznaczoną do gospody.

 „Gdy pp. naznaczeni do gospody przyjdą, starsi towarzysze mają dwiema tym, co się dopiero z uczenia wyzwolili, kazać u drzwi stać, nie puszczać nikogo do izby, ci też mają pilnować tych, którzy by się w sprawę gadkami niepotrzebnymi bawili, ciż co u drzwi stoją, mają im kazać przed stół stać, a starsi towarzysze i z pany każą im winę odkładać po funcie wosku. Mają mieć katalog na tablicy panów swych wszystkich spisany, mają też starsi między towarzyszami obrać takiego, któryby umiał czytać albo pisać, a jeśliby się nie znalazł taki między niemi, tedy małą sobie użyć jakiego studenta, który ma siąść u stołu przy starszych towarzyszach, który ten katalog czytać będzie; a każdy towarzysz, gdy pana jego wymienią, będzie powinien wstać przed starsze towarzysze i to, co powinność niesie, wedle ich woli do skrzynki oddać. A jeśliby się taki sporny znalazł między niemi, coby takiej składki nie chciał do skrzynki odłożyć, kazać mu ustąpić, naradziwszy się z pany, którzy przy skrzynce będą, włożyć nań winę, to jest dwa wochlony, a gdyby tego nie chciał odłożyć, kazać mu na ratusz pod rzemiosłem a skrzynce szkody nagrodzić".

 „Gdyby tesz który towarzysz przyszedł do gospody pijany, a w tym przymówił któremu, tak starszemu jako i młodszemu, ma być karany dwiema wochlonamii".

 Porządek dzienny obejmował odbieranie wkładek, „pytania" t. j. zapewne przyjmowanie wniosków i zażaleń, obrady nad tem, sądy i wyzwoliny.
  „Po otworzeniu skrzynki i po dwojgu pytaniu, mają robieńcy też do tej sprawy być przyzwani i także trzykroć pytani. Po wszystkim pytaniu tedy ma każdy towarzysz do skrzynki włożyć szeląg, a robieniec quartnik, panu Ojcu gospodnemu ma być wolno przy każdej sprawie doległość swą, gdzieby ją miał, opowiedzieć o długu albo co takiego, a ma mu być pilna i słuszna sprawiedliwość czyniona we wszem".
  Obradom przewodniczą starsi, a widomym znakiem rozpoczęcia zgromadzenia jest otwarcie stojącej na stole przed starszyzną „skrzynki", t. j. kasy towarzyskiej.
 Pochodzi to stąd, że przy każdem zebraniu składano pewne opłaty do kasy. Na odwrót zamknięcie skrzynki oznacza zakończenie obrad. Stąd dla oznaczenia, że coś się dzieje na, zebraniu, mówiono, że dzieje się to „przy skrzynce".

 W jaki sposób odbywało się głosowanie, o tem mamy jednę tylko wiadomość, zachowaną w statucie czeladzi piwowarów z r. 1605. Przy każdym stole naradzano się z osobna nad daną sprawą, poczem wszyscy przy tym stole siedzący oddawali jeden głos przez usta delegowanego w tym celu kolegi. Na co się zgodziła większość „stołów", to stawało się uchwałą. Zapadłe uchwały zapisywano w księgę.

 Obok zbierania składek i rachunków z ich wydatków, najważniejszą z czynności zgromadzeń czeladnich było załatwienie spraw spornych, czyli sądy towarzyskie. Sprawy, należące do właściwości sądów czeladnych, podzielić się dadzą na kilka grup. Sądzono tu przedewszystkiem wykroczenia przeciw wewnętrznemu porządkowi organizacyi, jako to: nieuiszczanie opłat przepisanych, opuszczanie zebrań i obowiązkowych obrzędów kościelnych, jak żałomszy, pogrzebu i t. d. Wykroczenia przeciw godności stanu, a więc wybryki na ulicy i w miejscach publicznych, noszenie niestosownych ubiorów, karciarstwo, pijaństwo, niemoralność, zwady i bójki, spory wszelkie między towarzyszami samymi, wreszcie także spory ze stosunku do pracodawcy i innych osób, jako to: wybryki przeciw porządkowi domowemu, przeciw osobie mistrza lub jego rodzinie, niedotrzymanie umowy o pracę, opuszczanie godzin lub dni pracy, długi zwłaszcza w gospodzie zaciągnięte, potwarze.

 Najczęściej zdarzające się, wykroczenia mają w statutach już z góry określoną dokładnie karę. System kar obejmuje: karę cielesną, wykonywaną biczem (kańczugiem), który nazywają też „obyczajem" lub rózgą; najczęściej grzywny, karę więzienia na ratuszu, do czego oczywiście potrzeba było pomocy władzy miejskiej.
 „Pieniądze wszelkie, które towarzysze w schadzkach swych kładą, mają spełna do żelaznej skrzynki być włożone, także wszelkie karania (grzywien) połowicę jedne. A to ma być dla towarzyszów wszystkich przypadków albo potrzeby pilne chowane, jako dla chorych albo zmarłym ku pogrzebu, drugą połowicę mają kłaść do mieszka, na pospolitą towarzyszów potrzebę. Do skrzynki żelaznej mają towarzysze mieć jeden klucz, a drugi mistrz ten, co przy sprawie bywa".
  „Ktoby klucz od skrzynki zgubił, ma być karan o 12 gr. i inszy ma dać urobić, a ktoby obadwa zgubił, tedy dwojaką winę przepada. Także regestr (katalog) ktoby zgubił ma dać 12 gr. a inszy zjednać u pisarza, w cechu swym kosztem.
  „W tydzień po tem zgromadzeniu mają towarzysze na gospodzie sprawę mieć, a tam przestępki któreby się przy szynku pokazały, każdemu nie przebaczając jednako karać".

 Po załatwieniu porządku dziennego wyżej podanego, następowała zabawa, czyli „szynk".

Uczty mistrzowskie

Pożycie rękodzielników jednego zawodu było jeszcze bliższe, bo czeladnicy i terminatorowie musieli mieszkać u mistrza, wszyscy razem schodzili się dla interesu lub zabawy w gospodzie i w cechu. Potrzeba odpoczynku i uprzyjemnienia życia musiała spowodować szukanie rozrywki, powstały więc regularne schadzki w gospodach, a wyżej wspomniany obowiązek wędrówki przed zostaniem mistrzem, rozszerzał znajomość zabaw gdzie indziej praktykowanych, i tak przychodziły zwłaszcza zwyczaje niemieckie. Duch kastowości średniowiecznej starał się zamknąć ludzi jednego zawodu w jeden cech i przywiązać do własnej wspólnej gospody, a tem samem zbliżał do siebie jeszcze bardziej jednostki jednego zawodu. Zakazywano więc chodzenia do cudzej gospody, lub przynajmniej nakazywano w pewnych terminach i na zwalanie przychodzić do własnych .

Niewybredne były zabawy w średnich wiekach i długo jaszcze potem. Na czele stał wspólny napitek, rozmowa, śpiew, gra w kostki i karty, tańce, przysłuchiwanie się wędrownym kuglarzom i „igrcom" wszelkiego rodzaju. Rzadkie były publiczne zabawy, pochody. Najprostszą i najczęstszą zabawą była pogadanka przy piwie i przekąsce, i prawie żaden statut cechowy nie zapomina o tem. Najważniejszemi okazyami do wspólnego napitku i uczty mistrzów był wybór starszych i przyjęcie nowego mistrza. Statut sukienników kazimierskich z roku 1457 pozwalał w czasie wyborów po 3 fertony na piwo z kasy cechowej.
 Wszystkie zaś prawie statuty nakładały obowiązek, że „którybykolwiek z towarzyszów chciał zostać mistrzem, potem we dwu niedzielach ma ucztę albo kolacyę mistrzom uczynić, jako jest zwyczaj starodawny".
 Statut rymarzy krakowskich z roku 1569 stanowi: „Mistrz (nowy) ma dać juzynę uczciwą prze wszytki mistrze według swego przemożenia;” podobnież późniejszy ich statut z r. 1603: „że powinien będzie kolacyę sprawić na wszystkie mistrze".
 Statut piwowarów kleparskich z r. 1578 upozorował ucztę jako zastępstwo sztuki mistrzowskiej „nowy brat na miejsce sztuk, przykładem innych cechów, będzie powinien na starsze kolację sprawić i ich częstować".

Powoli jednak zamieniano ów poczęstunek od nowego mistrza na wkładkę do kasy cechowej: „z zezwolenia i z uchwały starszych i młodszych mistrzów rzemiosła i cechu płóciennego, panowie rajce to postanowienie, między nimi uczynione potwierdzili, aby ten achtel piwa, który mistrz młody dawał, żeby nie achtel piwa, ale pieniądze na potrzeby cechowe dał i tam były obrócone na potomne czasy". Zabroniono też biesiad, które w niektórych cechach towarzysze mistrzom swym sprawiali czasem.

Zabawy towarzyszów

Towarzysze podobne mieli schadzki i zabawy i to albo w oznaczonych z góry terminach, n. p. statut paśników krak. z r. 1517 przepisywał: „Raczcie wiedzieć, towarzysze inni, iż się tu macie co dwie niedziele schadzać na gospodzie i macie położyć każdy po cztery pieniądze, połowicę włożyć do puszki, a połowicę w gospodzie przepić;" albo doraźnie za, zezwoleniem mistrzów, np. statut rzeźników krak. z r. 1578 stanowił: „Towarzysze żadnych schadzek, biesiad, tańców, piwa towarzyskiego mieć nie mają bez zezwolenia panów mistrzów swych". Wspólne te wieczerze zwady się: bursy, burkat, glejtowne, wyszynk, przeszynk, półszynk, szynk.

Zakazują statuty noszenia broni i upominają: „Gdyby się trafiło braciej wszystkiej pić piwo cechowe, tam się każdy powinien uczciwie jeden przeciw drugiemu zachować, także i przeciwko starszym, swarów, niesnasek nie zaczynać". „Na szynkowanie kiedy idziecie, abyście spokojnie, bez żadnego wołania szli, albowiem z tego wołania nie przychodzi jedno swary... Z bronią żadną abyście do gospody nie chodzili, albowiem tego p. ociec (gospodni) mieć nie chce; czego p. ociec mieć nie chce, tego nam najłatwiej niechać... Item, gdy szynk jest, pan ociec ma dać towarzyszom juzynę... przy tej juzynie mają, się towarzysze uczciwie zachować i podziękowawszy p. ojcu, rzeczy jego oddać". Trafiały się czasem nadużycia trunku, więc statut i rada miejska groziły karami: „Także gdyby się z towarzyszów który w gospodzie tak bardzo ożłopał i opił, żeby mu womit stąd przyszedł, taki za winę do cechu jeden fani wosku odłożyć ma".

 Gry były w niektórych cechach wprost zakazane albo dozwolone do wysokości drobnej monety, lub za zezwoleniem starszych. Nie wolno było grać mistrzowi z czeladnikiem, ani stawiać, na kartę ubrania: „Jeśliby się kiedy przydało, żeby który z mistrzów albo towarzyszów w karty suknie utracił, albo by na kozerę suknią, albo co z rzeczy swoich zastawił, taki podług mistrzowskiego rozsądku winę do cechu odłoży".

 Znajomość obyczajów cechowych była, tak wymagana, jakby znajomość prawa. Uczeń wstępujący do warsztatu, dowiadywał się o nich od starszych współpracowników, towarzysz wędrowny znajdował w gospodzie, obok gościnnego przyjęcia i pośrednictwa w wyszukaniu zajęcia, także pouczenie o zwyczajach cechowych i gospodnich : „Gdzieby się trafił towarzysz nowotny do gospody, a nie umiałby jego warstatnik obyczajów mu rozpowiedzieć, tedy powinien będzie dać za to wochlon (zapłatę tygodniową) jeden, a swego warstatnika, na to miejsce posadzić".

Kasy brackie

Z utworzeniem się korporacyi i towarzyszów przeszedł na nią obowiązek opieki nad chorymi, ubogimi i wędrownymi towarzyszami. Stąd zgromadzenie towarzyszy i ich starsi czyli wirtowie zawiadując wogóle wszystkiemi  składkami towarzyskiemi, zawiadywali także i tą ich częścią, która, była przeznaczoną na wsparcia. Zanim jeszcze organizacye czeladne rozwinęły działalność i w tym kierunku, ciążył obowiązek wspierania chorych towarzyszów na, samych mistrzach. A to w pierwszej chwili na chlebodawcy, gdyby zaś choroba się przedłużała, na kasie brackiej mistrzowskiej.

 Był to obowiązek, a to dlatego, że już w wieku XV zmuszano czeladź do płacenia regularnych opłat do kasy mistrzowskiej, przyczem zwyczajnie towarzysz uiszczał połowę tego, co dawał jego mistrz. Z chwilą powstania organizacyj czeladnych, towarzysze przestali oddawać wkładki do kasy mistrzowskiej a zaczęli oddawać je do kasy własnej. Z funduszów w ten sposób zebranych udzielano, jak już powyżej zaznaczyliśmy, bądź to wsparć dla członków ubogich, bądź też pomocy na wypadek choroby. Z kasy brackiej sprawiano również pogrzeby biednym członkom. Dochody kasy brackiej płynęły najprzód ze stałych opłat i z opłat za wyzwoliny. Wysokość stałych opłat była bardzo rozmaita, statut czeladzi piwowarskiej np. stanowił: „Mają mieć katalog na tablicy panów swych wszystkich spisany; mają też starsi obrać takiego, któryby umiał czytać lub pisać, który ma siąść u stola przy starszych towarzyszach, który ten katalog czytać będzie; a który towarzysz, gdy pana jego wymienią, będzie powinien wstać przed starsze towarzysze, i to co powinność niesie, wedle ich woli do skrzynki oddać".

 Warsztat i sklep

 W warsztacie pracowali towarzysze i uczniowie razem z majstrem. Wspominaliśmy wyżej, że przepisy cechowe regulowały święcenie niedziel i świąt, czas pracy, potem powstały przepisy o sposobie zawarcia i rozwiązania umowy o pracę między mistrzem a towarzyszem, oraz nawet o wysokości zapłaty.

 Miejsce czeladnika w warsztacie zwano stołkiem, stąd mówiono: warsztat o jednym stołku, o trzech stołkach, to znaczy o jednym lub trzech czeladnikach i. t. p.

 Obowiązki towarzysza wobec mistrza określał statut rzeźników następująco: „ Wierność, a statkiem pańskim szafując, aby go nie obracał ani na karty, ani na pijaństwa, ani na nierząd jaki, ani na czynienie przysmaków, ani niepotrzebne trawienie, żeby nic na stronę nie odchodziło; uczciwość, że się przeciwko panu swemu ani złem słowem nieuczciwem, ani inszym kształtem, albo obyczajem miotać albo rzucać nie ma, ale onego jako pana swego a dobrodzieja czcić, ważyć, szanować i dom jego w wielkiej uczciwości zachować; posłuszeństwo, że go ma we wszem być posłuszen, gdy mu koło roboty rozkaże, we wszystkiemu onego osłuchawszy, z chęcią ma wszystko uczynić, ponieważ mistrzowie przy wstępowaniu do cechu, jurament do cechu dają".

Towarzysze i uczniowie musieli mieszkać i stołować się u swego mistrza, razem z nim robić w warsztacie. Nocować za domem nie było wolno. Zwracano uwagę na ubiór i zachowanie się moralne w domu i za domem".

 „Stanowiony co do prawa zbytkowego... aby żaden (mistrz) młodych domowników, robieńców nie ubierał ani pozwolił ubierać się jak tylko w sukno jakiegobądż koloru, tylko nie czerwonego, pisarzy zaś, którzy więcej lat na służbie strawili, aby nikt nie ważył się ubierać jak tylko w sukno w Anglii wyrobione, które zwykle karazia się nazywa, jakiegobądź koloru lecz nie czerwonego"  „Każdy mistrz nie ma więcej piwa towarzyszowi dawać przy robocie, jedno po kwarcie, jako na śniadanie, po obiedzie i na juzynę" (wieczerzę). „
  "Żadnen nie ma grać na podejrzanem miejscu, to jest gdzie łotrowie grają, pod winą".
  „Kiedy u mistrza piorą chusty, ma (towarzysz) dać swoje koszule, chustki et caetera., co mu mają uprać" .

 Wiek nadawał dawniej pewne poważanie wszystkich stanach, młodzi więc mistrzowie i towarzysze uznawali pewną powagę starszych wiekiem mistrzów i towarzyszy, zarówno ze zwyczaju jak i przepisu statutu.

W wiekach średnich sprzedawano towary przeważnie na targu, w sklepach na publicznych placach dla pojedynczych zawodów koło siebie budowanych np. : sukiennice, żelazne kramy, kuśnierskie jatki, szewskie jatki, w kramach, straganach i na ławkach na plac wyniesionych, wyrabiano zaś towary w domu mistrza w warsztacie. Później powstały sklepy i w domach mistrzowskich obok warsztatu, zazwyczaj jednak nie wchodził kupujący do sklepu, lecz sklep miał otwarte na zewnątrz okno z okiennicą poziomo otwartą, która stanowiła ladę kupiecką, na której rozkładano towary z wnętrza podawane. Mistrz lub mistrzowa, kupiec lub kupcowa, ich dorosłe dzieci lub towarzysze pomagali lub zastępowali nieobecnego mistrza lub kupca.


Wnętrze pracowni złotniczej i sklep złotniczy z wystającą okienną ladą z początku XVI wieku.


Widok średniowiecznego sklepu.

 W sklepionym sklepie i warsztacie tylko w porze ciepłej, gdy otwarto okna, było dość widno. Gdy pora zmuszała zamknąć okno z drobnych szybek w ołów oprawnych — w dawniejszych jeszcze czasach pęcherzem zaprawionych, — panował we wnętrzu mrok, zmuszający do wczesnego zaświecania kaganków olejnych i świec.

 Latem kończono zwykle robotę pierwej, nim mrok zmusił do świecenia. Gdy jesień nadeszła, pierwszy dzień, w  którym do pracy zaświecono obchodzono uroczyście: zwykle mistrz dawał z tej okazyi do wieczerzy gęsinę, stąd zwano ją Lichtgans.

 Gdy się robota dzienna kończyła, gaszono ogień w piecu, a czas wolny po tej godzinie zwano Feuerabend (skrócone na faierant) od tej chwili towarzysz był wolny, szedł na przechadzkę lub do gospody, uczniowie zmiatali i porządkowali warsztat i szli spać zawczasu — latem na dziedzińcu lub strychu, w porze chłodnej w warsztacie, w którym towarzysze mieli łóżka, a uczniowie spali na rodzaju półek, jeden nad drugim, lub na ganku pod sufitem urządzonym, zwanym „górką", na który wychodzili po drabinie.

 Robotę rozpoczynano zwykle ze wschodem słońca. Mistrza i mistrzową nazywali towarzysze i uczniowie starym, starą — oczywiście w ich nieobecności. Gdy jakie figle w warsztacie robiono, a ktoś dojrzał, że majster idzie, dawał znak; stary idzie! a wnet wszyscy udawali, iż oddani są najpoważniejszej pracy.

 Pani mistrzowa odgrywała ważną rolę w sklepie i warsztacie, zwłaszcza w sklepie, bo mistrz zajęty był albo w warsztacie, albo wyszedł za interesem lub na trunek, więc żona musiała sklepu pilnować.

 Jeżeli sklep mieścił się w jednym domu wraz z warsztatem, to mistrzowa zaglądała często do warsztatu, a towarzysze i uczniowie czując jej oko nad sobą, wstrzymywali się od figlów i próżnowania, ale zato w jej nieobecności narzekali na „starą" i na „babskie rządy". Mistrzowa dbała o stół domowników. Uczniowie jedli osobno z jednej misy, towarzysze z talerzy, lub razem z mistrzem.

  Na wilię i święcone zasiadali wszyscy do jednego stołu — po wilii towarzysze, uczniowie i dzieci mistrza kolendowali razem, zabawiali się szopką, potem szli na mszę pasterską. Ich dziełem były figle praktykowane na pasterkach, jak nalanie atramentu do kropielnicy,  zszywanie nicią obecnych w kościele i t. p.


Warsztat krawiecki z XVIII wieku. Miedzioryt Chodowieckiego.


Warsztat stolarski z XVIII wieku. Miedzioryt Chodowieckiego.

 

 

Zjednywanie towarzyszy (umowy o prace)

  Zwyczajnie zjednywano czeladnika naprzód na pewien krótki czas, niejako sposobom próby. Po tym czasie próbnym, wynoszącym tydzień lub dwa, tygodnie, czeladnik mógł odejść, lub mistrz oddalić go, jeżeli zaś obie strony były z siebie nawzajem zadowolone, umawiano się o płacę. Można było się oddalić w rozmaitym czasie (z pewnemi ograniczeniami), jednakowoż, za poprzedniem wypowiedzeniem. Czas wypowiedzenia jest przeważnie statutami określony, a wynosi prawie bez wyjątku 14 dni, Z istoty rzeczy wynika, że czas ten obowiązuje obie strony, zarówno pracodawcę jak czeladnika. Znajdujemy jednakże przykłady, że dla mistrza czas wypowiedzenia jest o połowę krótszy. W niektórych wypadkach i dla pewnych przyczyn nie wolno czeladzi wypowiadać, pracy. Tak przedewszystkiem ze względów ekonomicznych: w okresie dwu (czasami 3 lub 4) tygodni przed i po wielkich świętach, Bożem Narodzeniu, Wielkiej Nocy i Zielonych Świątkach, jakoteż w tymże samym czasie przed i po rocznych jarmarkach. Ze względów technicznych w niektórych rękodziełach zabroniono czeladzi wypowiadać służbę w czasie, gdy rozpoczęto pewną pracę, którejby następnie albo wogóle, skończyć się nie dało, albo tylko ze szkodą dla mistrza, gdyby nagle rąk do pracy zabrakło. Tak n. p. w cechu piwowarów, „aż zaczętą sztukę słodową dorobi i odda panu swemu”, w cechu barchaników, „którybykolwiek z towarzyszy postaw albo jaką sztukę rzemiosła swego zaczął, tak niżby dokończył roboty, nie ma odchodzić i zaczętej roboty pozostawić", W cechu kurdybaników, póki skóry z popiołu nie zostaną wyjęte i t. p.

 Co się tyczy skutków, jakie na czeladnika ściąga brak wypowiedzenia, to spotykamy tu grzywny (bądź w pieniądzach, bądź w wosku). Prawie zawsze natomiast skutkiem owego „nierządnego" odejścia, jest tak zwana trybówka (trybować od treiben, pędzić). Jest to nie tyle kara, ile raczej środek egzekucyjny. Na kogo spadła trybówka, ten nie może być przyjętym do pracy nigdzie, ani w miejscu, gdzie się dopuścił przestępstwa, ani też gdziekolwiek indziej. Jest to środek bardzo ostry, a przy bezwzględnem zastosowaniu wielce skuteczny. Dotknięty nią czeladnik był jakby banitą cechowym; gdziekolwiekby się udał, prędzej czy później dowiadywano się o jego sprawkach i wypędzano go ze służby. „Trybówka za nim wszędzie ma iść, gdziekolwiek się obróci".

 Że trybówka nie jest karą, ale środkiem egzekucyjnym, na to wskazuje już chociażby ta okoliczność, że nigdy nie jest ona ujętą w pewne granice czasu, jak każda kara, a kończy się z chwilą, gdy dotknięty nią ukorzy się przed swą władzą i uczyni zadość przepisom  (sprawi się), względnie poniesie przepisaną karę lub powróci do porzuconej pracy. Stosowano zresztą ten środek, gdy chodziło o przymuszenie czeladnika do odpokutowania za inne występki. Bardzo często jeden wzgląd łączy się, z drugim, zwyczajnie bowiem czeladź opuszczała nagie pracę, aby uchylić się od odpowiedzialności za jakiś występek. Jeżeli trybowany czeladnik Opuścił miasto, co się najczęściej zdarzało, „pisano za nim listy", (słano za nim trybówkę), w których domagano się dostawienia go napowrót „na sprawę", to jest dla ukarania. Obowiązek wydalenia trybowanego towarzysza pod groźbą kary ciąży zresztą nie tylko na mistrzu, który mu dał pracę, ale także czeladź wspólnie z nim pracująca winna ten warsztat bezzwłocznie opuścić, aby w ten sposób zmusić mistrza do oddalenia go.

 Wielka trybówka zachodziła wtedy, jeżeli czeladnikowi odrazu nie pozwalano nigdzie wstąpić do pracy; mała trybówka polegała na tem, że jeszcze przez 4 niedziele pozwalano mu pracować, jednak tylko za szczególnem zezwoleniem mistrzów i towarzyszów.

 Jeżeli trybowanego udało się pojmać, ułatwiano się z nim w krótszy sposób. Za pośrednictwem władz miejskich zamykano go do więzienia i trzymano tam aż dotąd, póki „się nie zaręczy, że i do czasu dorobi i nakład wróci za pojmanie, albo odrobi".

Napiwki.

Trunkiel ( przepicie, napiwek), jest to uboczny zarobek czeladnika w warsztacie. Przybierał on rozmaite kształty. Najczęściej było tak, że przyniesione do warsztatu drobne roboty, zatem zwykle mniejsze naprawki starzyzny (partanina), robiła czeladź na swój rachunek, dzieląc zarobek między siebie, jeśli jej było więcej w jednej pracowni. Pracę tę mogli wykonywać czeladnicy tylko poza godzinami obowiązkowemu. Materyał do tego rodzaju roboty winien mieć czeladnik albo własny, albo prosić oń swego mistrza. Wysokość trunkielów ograniczano zazwyczaj osobnymi przepisami, zwykle od 1 do 3 groszy.

 W cechu rzeźników dostają towarzysze odpadki przy biciu bydła (jak rogi, macherzyny, błony i t. p.), albo też otrzymują pozwolenie pójść na miasto dla zabicia barana lub wieprza na swój rachunek.

 Gdzieniegdzie, jak w cechu złotników, trunkiele są wprost zabronione, „bo to jest ku szkodzie braci, wyjąwszy, żeby który towarzysz rachował panu swemu, tedy wolno będzie panu z łaski kontentować go".

Zmowy czyli strejki

W całym wieku XV nie mamy żadnego przykładu strejku, a natomiast w XVI wieku są one na porządku dziennym, co przemawia za stwiedzeniem, że dopiero w tym czasie powstały strejki. Są dowody, iż czeladź usiłowała przetworzyć strejk wprost w instytucyę prawną. Towarzysze piekarscy z niewiadomego miasta (możliwe, że z Krakowa) przysyłają towarzyszom piekarskim w Przemyślu „sprawy tego uczciwego rzemiosła naszego piekarskiego", zatem projekt statutu czeladnego, gdzie jest ustęp następujący: „jeśliby się zelżywość stała towarzyszowi od mistrza, powinni go wszyscy ratować a nie robić u niego, ażby się pojednał z nim; a któryby się ważył, to ten ma być karan winą towarzyską". Jest to typowy kształt bojkotu.

 Strejki wybuchają głównie o lepszą płacę i skrócenie dnia roboczego, nadto o pracę poza godzinami obowiązkowemi, o ograniczenie liczby uczniów, o świętowanie poniedziałku, o trunkiele, o krzywdy i t. p. Opuściwszy pracę, towarzysze strejkujący obchodzą warsztaty i spędzają pracujących, a następnie karzą ich w gospodzie. Nazywano podówczas strejki „buntami", „powstaniem od robót", lub „z warsztatów"; zachęcanie do bezrobocia zwało się „movere alias ruszyć czeladź. Jak częste bywały strejki, wskazuje wyrażenie statutu cieśli (r. 1627), „że towarzysze jednaką ceną robót odprawować nie chcą, ale zbuntowawszy się kilka razy do roku, większą płacę wyciągają".

 Kiedy wybuchnie bezrobocie, dyscyplina i jurysdykcya cechowa nie wystarcza już do uskromienia go, lecz trzeba się było uciekać do powagi naczelnych władz, miejskich. Znajdujemy wprawdzie postanowienia, próbujące zaniknąć całą sprawę w ramach sądownictwa cechowego. Najczęściej już z góry zastrzeżoną jest jurysdykcya nad winnymi strejku władzom miejskim.

 Statut murarzy i kamieniarzy (r. 1512) nakazuje każdego towarzysza insolentem vel   rebellem oddać na, ratusz celem ukarania. Pewne strejki osiągały pomyślny wynik i uchodziły bezkarnie dlatego, że opierały się na jakiejś uzasadnionej przyczynie, to jest wybuchały z powodu bezprawnego lub niesprawiedliwego postępowania mistrzów, za które ci mogliby być pociągnięci do odpowiedzialności sądowej. W roku 1587 domagają się mistrzowie siodlarscy ukarania czeladzi, strejkującej nie mającej żadnej prawnej przyczyny. Oskarżeni bronią się, że owszem mieli powód słuszny, gdyż mistrzowie używają bezprawnie czeladzi krawieckiej do robót siodlarskich. Rajcy jednak orzekli, że to nie jest powód, że słusznie zostali uwięzieni i zostaną zatrzymani, dopóki nie dadzą rękojemców, że powrócą do pracy; jednakże mogą, jeśli się czują pokrzywdzonymi, na drodze prawnej dochodzić sprawiedliwości.

 Liczne są także zakończenia strejków, które uchodzą bezkarnie, może dlatego, że były jakieś choćby pozory słusznej przyczyny, albo też z powodu pogodzenia się obu stron. W każdym razie przynoszą one tę korzyść, że rada, miejska formułuje i ustala obustronne prawa i obowiązki w danej sprawie spornej i łączy z tem upomnienie lub zagrożenie, aby na przyszłość powstrzymano się od bezrobocia.

 Tak zakończył się strejk rymarzy z r. 1552 o poniedziałkowanie, z którego na podkreślenie zasługuje zwrot w uchwale rady miejskiej, żeby czeladź nie ważyła się pod najsurowszą karą opuszczać warsztatów bez wiedzy i zezwolenia burmistrza, co jasno dowodzi, że powód mógł być tak doniosły, że strejk odbywa się wprost jako czynność zupełnie prawna, bo za wiedzą władzy zwierzchniczej.