Z nieszczęść publicznych przypadają na wiek XV powódź w r. 1475, zaraza w r. 1425, 1482 i 1496,
pożary w r. 1407, w którym spłonął kościół św. Anny, w r. 1454 i „Lata 1455 dni majowych , wielki ogień wyszedł z Grodzkiej ulicy blisko kościoła św. Piotra, a wtenczas rzemieślnicy kurka strzelali przed miastem z wielkością ludzi, przeto nierychło ognia ugaszono. Zgorzała ulica Grodzka i Kanonicza z swemi
przecznicami; kościołów cztery : św. Piotra , św. Marcina, św. Andrzeja i św. Maryi
Magdaleny z Kolegium Juristarum etc.". Pożar ten odnosi się do dawnej małej kapliczki św. Piotra, która stała w tem miejscu, jak
teraz dom na rogu ulicy św. Józefa, po lewej ręce wchodząc w nią z ulicy Grodzkiej.
W r. 1463 spłonęły kościoły: Dominikanów, Franciszkanów i pałac Biskupi , w r. 1473 i 1475
ogień pochłonął około sto domów, w r. 1476 od pioruna spłonął znowu kościół Franciszkanów, w r. 1492 spaliła
się część Uniwersytetu.
W czerwcu 1494 znowu pożar. Właśnie przybył do Krakowa poseł sułtana
tureckiego z orszakiem na 12 wielbłądach i zamieszkał w rynku na rogu ulicy Wiślnej w
domu XX. Mazowieckich, wielbłądy stały przed ratuszem ku podziwowi mieszkańców. Wtem 29/6 wybuchł w nocy pożar koło nowej
bramy i rozszerzył się aż do szerokiej ulicy, zniszczały bramy św. Mikołaja,
Floryańska, Sławkowska, kościół ŚW. Marka z klasztorem, wieże w przytykających murach i na kościele św. Stefana. Żydzi w owej okolicy mieszkający zrabowani zostali. Gdy to
widzieli Turcy, mówili, że Polacy są nieprzezorni, nieudolni do zapobieżenia ogniowi i stali gotowi do odjazdu.
Żydów potem przeniesiono na Kazimierz na prośby obywateli Krakowa.
Nie częste na szczęście zjawisko: trzęsienie ziemi dało się uczuć w r. 1403 i 1443. Wśród grzmotu podziemnego
zachwiała się ziemia, pękały mury, leciały kominy i cegły, a ludzie przerażeni wybiegli na niezabudowane miejsca.