Kamienice z zewnątrz

Kraków miał cechę miasta środkowo-europejskiego i to jednego z lepiej zabudowanych. Planem swoim ogólnym przypominał miasta niemieckie, ale już w znacznej mierze stracił był dawniejsze cechy budownictwa gotyckiego. Wycisnęła na nim swoje znamiona fala mody włoskiej, stylu renesansowego epoki ostatnich Jagiellonów i ich następców; zaczął znaczyć wpływ swój włoski także barok.

Większość domów śródmieścia były to murowane "kamienice" ale nie bez wyjątku. Nie tylko po przedmieściach, ale nawet na główniejszych ulicach była jeszcze pewna ilość przeżytków w postaci domów drewnianych. I tak spotykamy wzmianki o domach drewnianych na ulicy Floryańskiej w latach 1624 i jeszcze 1638; w latach 1617 — 1629 stoi tamże dom drewniany (część dzisiejszego pod nr 22.) obok znanej kamienicy "pode Dzwony", i około tegoż czasu drugi, zap. dzisiejszy pod nr 42; dalej są wzmianki o domach drewnianych na ulicy Wiślnej w roku 1603; w r. 1606 na ul. św. Jana; w r. 1625 na ul. Żydowskiej czyli dzisiejszej św. Tomasza, w jej części bliższej klasztoru Reformatów; w r. 1610 i 1623 na »Psim rynku« naprzeciw kościoła Franciszkanów wspomniane są dwa.

Zwłaszcza było takich domów dosyć na końcach ulic przy murach miejskich, n. p. w r. 1610 na ul. św. Anny, r. 1603 na ul. Żydowskiej i r. 1604 na ul. Floryańskiej, r. 1615 na ul. Mikołajskiej; i na uliczkach ubocznych, odleglejszych od rynku, jak np. w r. 1604 na ul. Gołębiej, r. 1625 jest dwór drewniany klasztoru hebdowskiego gdzieś między ul. Szpitalną zw. wtedy »platea s. Spiritus« a wschodnim krajem śródmieścia, w okolicy szkoły św. Scholastyki; w r. 1650 dom na ul. Rogackiej, w okolicy klasztoru Reformatów i t. d.

Oprócz tych domów frontowych, całych z drzewa, była pewna ilość domów częściowo murowanych, a częściowo drewnianych. Niektóre miały na dolnych murach wyższe piętro albo piętra drewniane, a jeszcze w r. 1682 spotykamy opis domu, w którym reszty muru po pożarze uzupełniono w ten sposób, że "ściana od ulicy jest w połowie drewniana, a w połowie murowana". O domach częściowo drewnianych na ul. Floryańskiej czytamy pod r. 1604, na ul. Sławkowskiej pod r. 1604 i 1613,, pod r. 1603 na ul. »Szpitalskiej« i w »przecznicy Grodzkiej ulicy«, gdzie był »dom drewniany XX. Wikaryów zamkowych i dom częściowo drewniany panów Morskich,« pod r. 1643 na ul. Figulorum czyli Garncarskiej, t. j. dzisiejszej Gołębiej. W r. 1621 pani Świechowiczowa zbudowała »nowy dom drewniany na tyle kamienicy pod Krzysztofory p. Ronenberga i w ścianie drewnianej dała zrobić furtkę do kamienicy Krzysztofory«. A jeszcze w r. 1647 właściciel tych Krzysztoforów, Adam Kazanowski, marsz, nadworny, wystawił tam jakąś budowę drewnianą, która odebrała światło kuchniom sąsiedniej kamienicy, t. j. Spiskiego pałacu, woj. krak. Stanisława Lubomirskiego. W r. 1603 istniał na cmentarzu św. Trójcy, między dworem p. Koniecpolskiego (gdzie dziś klasztor św. Józefa) a dworem p. Korycińskiego, dworek nie dobudowany Jerzego Grudzińskiego, mający drewniane budowanie na górze. O ścianach "pruskich" i drewnianych parkanach granicznych będzie jeszcze mowa.

Gorzelnie i browary

Domy śródmieścia nie na same mieszkania były przeznaczone: mieściły też nieraz zakłady przemysłowe, które dziś zwykle odsuwane bywają na krańce miast albo nawet i w dalsze okolice. W czasie, o którym mówimy, warzenie napojów gorących było bardzo rozpowszechnione. Lada mały mieszczanin miał swoją fabryczkę gorzałki, a zwłaszcza piwa, i mieścił ją w swoim domu miejskim.

Niezmiernie też często są wzmianki o gorzelniach i browarach (braxatorium lub braseatorium) znajdujących się zwykle w wewnętrznych tylnych skrzydłach lub attynencyach domów mieszkalnych Krakowa; na ulicy św. Jana w r. 1603 było ich kilka inne wymienione są w r. 1607 i w r. 1630 na ul. »Szpitalskiej« w r. 1603 o słodowni tamże czy w pobliżu, należącej do klasztoru ś. Ducha, czytamy pod r. 1641. Na ul. ś. Anny, koło kościoła i szkoły, był browar w latach 1605 do 1610. Na ul. Wiślnej był w r.1610 browar ze słodownią w kamienicy zw. »Koniec wsi«. O dwu, a może i kilku browarach czytamy pod latami 1620, 1626 i 1627 na ul. Mikołajskiej, a co do pierwszego z nich wszyscy współwłaściciele domu, których jest kilkoro, mają zastrzeżoną »alternatę« używania go do warzenia piwa. Na ul. Szewskiej i w jej pobliżu, na ul. dzisiejszej Jagiellońskiej i na przestrzeni w sąsiedztwie murów miejskich i szpitala ś. Szczepana, znajdującego się na tej części ówczesnej ul. Szczepańskiej, która dziś stała się placem Szczepańskim, wymieniono ich kilka w latach 1604 do 1649, może pięć albo sześć.

Wyrazu browar używano jeszcze w innem niż zwyczajne znaczeniu. Pod r. 1636 czytamy przy opisie domu na ul. ś. Jana; »w browarze, gdzie mydło robią «.

Razem z browarami wymieniane także bywają słodownie, czy też gumna albo piwnice »do rosienia« zboża. Rościć albo roszcić, od niem. rósten, znaczy w dawnej polszczyźnie jęczmień przerabiać na słód. R. 1638 w domu Czechowicza na ul. Mikołajskiej »z ulicy idą rury z dawna przez piwnice dwie i zadź i przez browar i gumno do roszczenia zboża aż ku Gródkowi... Teraz ich nie używają, bo jest w domu studnia.

Wodociągi i rząpie

Wspomniane rury (drewniane) rozprowadzają wodę z Rudawy po mieście tak do użytku publicznego, jak i prywatnego po domach. Ten wodociąg miejski w XVII w. nie był już nowością; wiadomości a przynajmniej wzmianki o nim sięgają końca XIV w. Z pomiędzy liczniejszych o nim wzmianek w księgach miejskich z czasu, o którym tutaj mowa, oto dwie charakterystyczne. R. 1623 Krzysztof Zygmuntowicz zezwala, by Mateusz Siliński »wodę z kanałów albo podziemnych rur z gruntu albo kamienice małżonków Zygmuntowiczów w Krakowie na Psim rynku, naprzeciw kościoła ś. Franciszka, między kamienicą pani doktorowej Fulwiuszowej (dziś częścią składową kamienicy plac WW Świętych nr 6) a domem drewnianym JWP. Mikołaja Wolskiego marsz. kor. (może dziś pl. WW Św. nr 7) stojącą, przez piwnicę ich pod sklepem murowanym idącą, do kamienicy swej pod Chrystophory z dawna rzeczonej na ul. Brackiej, między narożną 00. Franciszkanów z jedną a pp. Mocarskich kamienicami z drugą stronę natenczas leżącej, kosztem swym przywieść dał«. Zapiska ta nie tylko poucza nas, że rury prowadzone były podziemnie i doprowadzały wodę — za czem świadczą inne też wiadomości — do tylnych części domów, w głębi parcel budowlanych, gdzie zwykle były łazienki i zbiorniki do czerpania wody, ale pozwala też wejrzeć w prawne zwyczaje ówczesne co do używania wodociągu. Jeśli kto posiadał go w swoim domu, wolno mu było udzielić sąsiadom pozwolenia przyłączenia się doń i odpowiedniego przedłużenia już istniejących rur tak, aby woda zasilała domy graniczące, a może i dalsze.

Zbiorniki do czerpania wody z wodociągu, nazywano »rząpiami. W opisach domów w aktach miejskich często spotykamy wzmianki o rząpiach, znajdujących się zwykle, »na zadzi, t. j. w dziedzińcu wewnętrznym. R. 1638 czytamy: »Rząp... i rury do tego rząpia idące r. 1628: »Rząp, w nim jest fas cztery nie małych« , r. 1629 »na zadzi, za okny izby pani pisarzowej jest rząp, z którego, gdy wodę biorą albo chusty piorą i t. d. Główny zbiornik miejski znajdował się niedaleko bramy Sławkowskiej, jako w najwyższym punkcie obwodu śródmieścia; zaopatrzony był w przyrząd do dźwigania wody w górę. Przyrząd ten i cały zakład zwano rurmusem. Istniały też w domach studnie zwyczajne. R. 1614 kamienica "z dawna Alchimiścińska rzeczona przy murze miejskim, za bursą Jeruzalem"... ma «studnię kamienną z wiadrem i kęsem łańcucha żelaznego.

Spichlerze

W tylnej części zabudowań domu spotykamy w spisach z owego czasu niekiedy wspomniany spichlerz. R. 1630 kamienica Lemiesza na ul. Szewskiej ma na tyle spichlerz murowany, który graniczy z browarem, który pani Ronenberkowa świeżo stawia w swojej kamienicy, zapewne w attynencyi Krzysztoforów wychodzącej na ul. Szewską (tamże p. 470) Niekiedy browar, słodownia i spichlerz mieściły się pospołu w jednym i tym samym budynku; zdaje się to wynikać n. p. z zapiski z r. 1627 o kamienicy Stanisława Czechowicza na ul. Mikołajskiej.

Ścieki

Jeśli zadziwia nas pobłażliwe znoszenie w śródmieściu browarów i słodowni, szerzących niezbyt przyjemne, choć zresztą nieszkodliwe wyziewy, to cóż powiedzieć o niedbalstwie względem zdrowotności publicznej i bezpieczeństwa, czy o zapatrywaniach w tej mierze bardzo niewybrednych, a wprost przeciwnych dzisiejszym! Nie wzbraniano n. p. chowania bydła i nie rogacizny  w śródmieściu. Stajnie są w bardzo wielu domach. R. 1611 w jednej z kamienic na ul. Szewskiej jest »na zadzi chlew do chowania wieprzów^ przez sień idzie tam rynna aż na ulicę; wspomniany też jest komin wysoki nad dach »z drzewa i gliny lepiony.

 Jak niżej zobaczymy, nie było w owym czasie kanalizacyi w mieście, wskutek czego nieczystości domowe odprowadzano rynsztokami na zewnątrz. Nie przestając na odpadkach i płynach ze zlewów, pozbywano się w ten pierwotny sposób niekiedy także innych nieczystości, choć na nie były doły kloaczne. Zdarzało się nawet, że nieczystości wprost z domów usuwano na ulicę, albo składano w dołach i rowach znajdujących się w pobliżu. R. 1628 zapisano, że mieszkańcy okolicy Nowej bramy — zatem w stronie dzisiejszej poczty głównej — zwykli nieczystości wyrzucać do Rudawy. Trzeba po tem rozumieć fosy pod murami miejskimi, do których to fos wpuszczone było jedno ramię rozdzielonego sztucznie powyżej Krakowa koryta Rudawy.

Te zakazy i rozporządzenia, mimo wysokich kar, za ich przekroczenie naznaczonych, jakoś nie odstraszały, widać, od zanieczyszczania ulic odchodami domowemi. R. 1628 zapisano, że z kamienicy »na rogu przeciwko Kollegium wielkiego (dziś Biblioteka Jagiell.) idzie rynsztok z tyłu na ulicę przeciwko Kollegium, którym plugastwo pod wroty zamurowanemi ciecze na ulicę przeciwko drzwiom i mieszkaniom Kollegium wielkiego. A z rewizyi, dokonanej w jakiejś kamienicy na ul. ś. Szczepana, dowiadujemy się, że »rynsztok zimie i lecie zadź zalewa i mury psuje, dlatego że odchodu na ulicę nie ma«.

Rzeźnie

Snadź ten brak odchodu na ulicę był anomalią. Więcej jeszcze. Wprawdzie miejska  rzeźnia bydła umieszczona była za obrębem murów miasta, ale znajdowała się tuż koło nich, naprzeciw Gródka, w okolicy dzisiejszej poczty i domu cechu rzeźników, w miejscu, którego popularna nazwa na Kotłowem obecnie jeszcze dawne przeznaczenie przypomina. Pochodzi bowiem od średniowiecznego wyrazu górnoniemieckiego »Kuttelhof« - rzeźnia, którego we wschodnich okolicach środkowych Niemiec jeszcze długo, bo nawet w XVIII w. używano.

W r. 1625 w  ogrodzie, »obecnie Żurkowicowej « jest "Kijów rzeźników albo miejsce, gdzie woły stawiają", którego jest wzdłuż na łokcie 41, a nad tym Kijowem jest szorów gontów 11, z którego dachu spadek i t. d. Kijów ten (wyraz oczywiście pochodzi od niem. Kühhof) był, jak z tego widać, placem postoju bydła rogatego na rzeź dostawianego, albo raczej długą a nie głęboką szopą otwartą, z dachem jednospadowym, zapewne przypartą do jakiegoś muru czy parkanu. Zarówno nazwa jak tradycya miejsca tego w Krakowie uległa zupełnemu zapomnieniu.
 Atoli na mniejsze prywatne rzeźnie w samem nawet śródmieściu patrzały władze pobłażliwem okiem wbrew istniejącym przeciwnym przepisom i mimo wnoszone od czasu do czasu skargi ze strony sąsiadów i okolicznych mieszkańców miasta. Znać w tem zaniedbanie w porównaniu do stosunków miejskich w czasach poprzednich. Już zaczynał się upadek Krakowa, z którego punkt ciężkości spraw państwowych i publicznych przeniósł się zwolna do nowej faktycznej, choć nie urzędowej, stolicy Warszawy. W r. 1628 na żądanie ksieni staniąteckiej i zakonniczek ś. Ducha — tak benedyktynki staniąteckie jak duchaczki miały swoje domy przy wschodnim końcu dzisiejszej ul. ś. Marka, w stronie szkoły ś. Scholastyki i drukarni Czasu — urząd miejski zabrania rzeźnikom, którzy widać tam byli w wielkiej liczbie skupieni, bić woły po domach swoich w mieście, gdyż stąd szerzy się złe powietrze i niebezpieczeństwo zarazy, przed domami gromadzą się składy odpadków, rynsztoki i kanały załażą niemi i te nieczystości w czasie deszczu spływają do fos pod wałami miejskimi. W argumentacyi
czytamy: »Jeżeli ex juris municipalis art. 125 nie godzi się przed domem swoim kowalowi na kowanie koni miejsca, ani piekarzowi privata autoritate pieca, tem więcej rzeźnikowi miejsc tych smrodliwych budować,... tem bardziej gdy teraz rzeźnik jeden, przerzeczonych zakonniczek bliski sąsiad, z zadzi, gdzie z dawna w kącie i na ustroniu szlachtuz miał, aby mu pod oknem nie śmierdział, na ulicę publicznę przeniósł.

Prócz prawa jeneralnego jest na to przywilej specyalny Jana Olbrachta regis Poloniae z r. 1493, nadto są postulata samychże wszystkich mieszczan in communitate zgromadzonych, mianowicie a. 1623, gdzie pilno samiż proszą... aby takowe miejsca dla zarazy za miastem in loco provilegiato były. Są i porządki i exempla miast innych, nie tylko włoskich i niemieckich... ale i naszych polskich jako Poznania i Sendomierza«.

Widocznie jednak i te także rozporządzenia nie odnosiły skutku, spotykały się z oporem wśród tych, do których się odnosiły, a prawdopodobnie nawet nie znajdowały należytego zrozumienia u szerszych kół mieszkańców Krakowa, którzy trwające dalej zło znosili cierpliwie i obojętnie.

W r. 1630 wirtelnik, czyli urzędowy nadzorca jednej z dzielnic śródmieścia — jakby dziś powiedziano: komisarz obwodowy — zdaje sprawę, że chodził »na oglądanie miejsca, jeśli na zwykłem i takiem p. Jasiowicz w kamienicy swej szlachtuz postawił, z któregoby smród na ulicę, a zatem zaraza w mieście była. Tedym zastał szlachtuz na ulicę publiczną postawiony ze trzema oknoma na też ulicę, tak że z ulicy można zajrzeć. W tymże szlachtuzie widziałem rząp albo beczkę, do której plugastwo ścieka wielkie, z której beczki zaraz rynsztokiem na ulicę także zbiega. Szlaehtuz stary niedawno bardzo był w kącie na zadzi tuż ściany sąsiedniej, z którym teraz p. Jasiowicz na ulicę się wysadził. O takich prywatnych szlachtuzach spotykamy w XVII w. więcej wzmianek, zwłaszcza w domach na ulicy Szpitalnej i jej przecznicach. Wreszcie doszło aż do ustanowienia komisyi kontrolnej miejskiej do zbadania stanu rzeczy. W tymże jeszcze roku 1630 rajcy, deputowani do tego od zarządu panów radziec, zdają sprawę: »oglądaliśmy szlachtuzy albo miejsca, na których tu w mieście rzeźnicy bydło biją, które szlachtuzy u rzeźników w domach na zadź w kącie na ustroniu są postawione, a to gwoli temu, aby smrody surowizny nie szkodziły; do tego w tych szlachtuzach wzgórę  dachu ślaki albo dymniki są, którymi smrody albo surowizny górą odchodzą. Byliśmy też w domu p. Jasiowicza, u którego szlachtuz jest z trzema okny w ścienie na ulicę, którymi okny smród na ulicę wypada i wszystkich przemijających afficit, a takiego szlachtuza u inszych rzeźników nie masz. Do tego widzieliśmy tamże, iż rynsztok z kamienice pani Jasiowiczowej tamże i szlachtuza na ulicę idzie, przez który posoka smrodliwa na publiczną drogę wycieka, skąd nie tylko przemijającym albo w pobliżu mieszkającym, ale prawie miastu wszystkiemu zaraza«. Twierdzenie, że u inszych rzeźników »takiego szlachtuza nie masz« odnosi się tylko ściśle do szczegółu o oknach na ulicę. Relacyj o szlachtuzach w domach mieszkalnych jest w księgach miejskich więcej.

Jeśli nie raziły w śródmieściu browary i gorzelnie, a na szlachtuzy się skarżono, ale ich obecność znoszono, starając się tylko zmniejszyć ich szkodliwość i ograniczyć szerzenie się niemiłej woni, to oczywiście tem zwyczajniejszemi były zakłady mniej psujące powietrze.

Łaźnie

W aktach XVII w. spotykamy dość często wzmianki o piekarniach, zresztą i dziś jeszcze tolerowanych przez władze, również jak o  łaźniach. Używanie kąpieli było u nas od dawna rozpowszechnione, więcej aniżeli to komuś zdawać się może. Już w średnich wiekach jest nieraz mowa o łaźniach publicznych w Krakowie. Jedną z takich był dom na ul. Szpitalnej (dziś nr 6) blisko Prałatówki N. P. Maryi, w XVI w. zwany łaźnią Salomonowską a przez długie jeszcze potem czasy "Starą łaźnią". W XVII w. często wspominaną bywa łaźnia miejska na ul. Rogackiej (w okolicach klasztoru reformatów). A obok łaźni publicznych były też łazienki prywatne; liczne o nich są wzmianki w opisach domów. Między innemi czytamy zapiskę, że w kamienicy na ul. Stolarskiej, należącej do dwóch właścicieli, obowiązek "poprawy" łazienki ciążył wspólnie na obu. Łazienka znajdowała się »na tyle, przeciwko stajni*, a ta stajnia była od przodku, więc od frontu kamienicy. Łazienki, zwane z łacińska: hypocaustum, zwykle mieściły się w oficynie czyli indergmachu, w głębi dziedzińca. Znajdowały się nawet w skromnych mieszkaniach, w jakich dzisiaj nie byłoby wcale mowy o ich zakładaniu. I tak w r. 1647 czytamy o łazience w lichym drewnianym domu mieszczańskim na przedmieściu za bramą Mikołajską.

Choć cierpliwie patrzano na browary, a na szlachtuzy wprawdzie były skargi, ale się z ich usuwaniem zanadto nie spieszono, to jednak niektóre zakłady, mogące wyziewami lub nawet tylko hałasem zbyt we znaki dawać się sąsiadom, starano się umieszczać poza śródmieściem. O rzeźni miejskiej już to wiemy. Są wzmianki o młynach r. 1630 po przedmieściach. R. 1630 jest mowa o gruncie miejskim za bramą Grodzką »za ślakiem przeciwko garbuszowi miejskiemu rymarskiemu.

Garbuzem albo garbuszem nazywano oczywiście garbarnię. Wyrazu tego słowniki nasze nie zawierają. Ale objaśnienie powyższe potwierdza inna jeszcze zapiska o garbuszu w domu kurdybanika w r. 1627.

Podcienia

Domy na rynku i głównych ulicach stały obok siebie zwartym szeregiem. Na ulicach dalszych, zwłaszcza bocznych, czyli tzw. przecznicach zostawiano między nimi nieraz przestrzenie nie zabudowane, który od ulicy odgrodzone były murami. Takie luki pamiętamy jeszcze sami, kilka zabudowanych zostało dopiero w drugiej połowie XIX w., a kilka jeszcze istnieje nawet w chwili kiedy to piszemy. Na ul. ś. Marka, na ul. Gołębiej, na ul. Stolarskiej, na ul. Franciszkańskiej, na ul. Dominikańskiej, na ul. ś. Józefa i t. d. Bardzo być może, iż stare domy drewniane, które tu i ówdzie utrzymały się były z dawniejszych czasów w Krakowie, miały od ulicy podcienia, tak zwyczajne w naszem budownictwie drewnianem. Jedna jedyna wzmianka z r. 1647, że »na podsieniu (nie podcieniu), do ś. Floryana idąc, mieszka Sebastyan Forman za dowód tego służyć nie może, bo choć było tu na Kleparzu istotnie dużo domów drewnianych, ale może tym wyrazem oznaczono raczej jaką izdebkę, położoną "pod sienią" n. p. I piętra. Czy były przed kamienicami podcienia murowane? Jako świadectwo tego uważają niektórzy piwnice pewnej ilości kamienic rynku, sięgające poprzed frontową ścianę aż po chodnik czyli trotuar. Wyraźnych atoli wzmianek o istnieniu podcieni kamienic w Krakowie w naszych rewizyach murowanych domów z XVII w. lub innych aktach miejskich z tego czasu nie znajdujemy. Nie jest bynajmniej sprawdzoną tradycyą, że przed frontem pałacu spiskiego ciągnęło się niegdyś podcienie na arkadach. Co najwyżej niejaką wskazówką, że jednak między owemi piwnicami a istnieniem podcieni zachodzi związek, mogłaby być wyjątkowa w tym kierunku zapiska. W r. 1643 mianowicie urząd miejski pozwolił zrobić piwniczkę sklepioną przed kamienicą drukarza Cezarego na ul. ś. Anny, pod brukiem, aż do rynsztoku, »gdyż takowych piwniczek na przysionkach jest wiele przed kamienicami. Według różnych słowników wyraz przysionek albo przedsionek oznacza przestrzeń osłoniętą przed ścianą, przystawkę nakrytą przed głównem wejściem do domu. Linde wyraz sień łączy z pojęciem cienia, a przysionek z przy tworem cerkiewnym czyli babieńcem. Od babieńca do podcieni już tylko krok jeden.

I jeszcze może w związku z podcieniami była inna sprawa.
Podcienia zapewne bywały często wyłożone płytami kamiennemi, ale mogły być nieraz i brukowane poprostu, tem więcej, gdy i same sienie domów, jak niżej zobaczymy, miewały zwyczajny bruk zamiast podłogi. Otóż w rewizyach domów spotykamy bardzo często wzmianki 0 bruku przed domem. W opisie stanu domu w r. 1614 zmieniającego
właścicieli, wytykając różne braki do usunięcia, powiedziano: »bruk przed kamienicą zły, trzeba wybrukować«. A w r. 1624 w rewizyi domu narożnego przy ul. Brackiej i Gołębiej czytamy, że bruk w koło kamienicy poprawiają właściciele. Kto wie, czy ten obowiązek właścicieli domów brukowania części ulicy przed frontem domu, nie był przeżytkiem i śladem zniesionych już w przeważnej części w XVII w. dawniejszych podcieni, których brukowanie oczywiście niegdyś należało do właścicieli kamienic. Trwający dalej zwyczajowy obowiązek właścicieli domów brukowania swoim kosztem pasa ulicy na pewną szerokość wzdłuż fasad tych domów wynikał może tylko stąd, iż tę część ulicy mimo zniesienie podcieni uważano nadal za część składową posiadłości prywatnej.

Piwnice

Piwnice bywały nie sklepione i sklepione, zwane w XVII w. "sklepistemi". Nad sklepioneini bywały izby parterowe wzniesione wyżej. W rewizyi kamienicy  "z dawna rzeczonej Podparta"  (Rynek nr 26, róg ul. Wiślnej) czytamy: »jest też piwnica pod górną izdebką sklepista. Piwnice pod frontem kamienic miewały wejście wprost z ulicy, schodami na dół. Często są wzmianki o "piwnicy, do której z ulicy chodzenie". Służyły wtedy jako składy towarów, do celów handlowych, dość pospolicie jako piwiarnie. Nastąpiło tu ciekawe podwójne przesunięcie nazwy i pojęcia. Pierwotna nazwa sklepionego podziemia (albo przyziomu): sklep, stała się nazwą miejsca sprzedaży towarów w ogóle, sklepionego lub nie. A za to sklep pierwotny, czyli sklepione podziemie, od zwykłego tam szynkowania piwa nazwano piwnicą, niezależnie od późniejszego odmiennego przeważnie użytku. R. 1644 w procesie, który dzierżawca kuchni miejskiej (culinae civilis arendator) wytoczył t. zw. przeszkodnikom, albo nieupoważnionym, bo nie należącym do cechu fuszerom (praepeditores), wymieniono szereg garkuchni i szynków, które »różni caelariorum inhabitatores trzymają po piwnicach w Krakowie i w których na szkodę pozywającego przyrządzają potrawy na sprzedaż i szynkują piwem i wódką.
 Wejść wprost z ulicy do piwnic frontowych pod domami pamiętamy z naszej młodości jeszcze kilka w Krakowie; do chwili obecnej zachowały się, o ile wiemy, trzy w śródmieściu: jedno na ul. Jagiellońskiej w budynku Coll. physicum; drugie, stanowiące jak ongi wejście do piwiarni podziemnej, na ul. Siennej, w Szarej kamienicy; trzecie na Małym Rynku.

Wejścia do piwnic prowadzące z ulicy — a może czasem i te, które były w samych sieniach domów — bywały obudowane i tworzyły korytarzyki, które zwano szyjami, o których często są wzmianki w opisach. R. 1633 w kamienicy Giebułtowskiego na ul. ś. Anny, narożnej obok kamienicy Bryknerów, a zatem dzisiejsza l. or. 7. jest »w piwnicy policzek, nowy... na którym piwniczna szyja sklepiona. A w r. 1603 Wit Seltenreich, właściciel kamienicy na ul. Sławkowskiej, na rogu idąc w Żydowską, daje wymurować »szyję piwniczną, taką jakie są gdzieindzie drewniane, tylko nieco krótszą, tak że będzie od rynsztoku łokci 4, a insze piwnice mają łokci 3. „Wiertelnicy uznali, aby od samego urtu kamienicy jego, gdzie łańcuch wisi, dał ślozem od tej szyi piwnicznej wymurować, a to dla zasadzki nocnej, a nie wyszła od muru kamienicy jego tylko dwa łokcia bez półtorej ćwierci, a wysokość jej na łokci 3 s /4; a najduje się nad inszymi, są nad nimi dachy mało nie na pięć łokci od ziemi«. Wspomiany tutaj łańcuch należał do systemu zamykania ulic w czasie rozruchów. Kilka takich silnych łańcuchów jeszcze można dziś widzieć przy kamienicach narożnych: Rynek 26, plac Maryacki 5, ul. Sławkowska 13. Urtem zaś albo ortem 2 — w jednem miejscu czytamy nawet: »mur w wurcie  — nazywano narożnik domu, obmurowany zwykle dużymi głazami. R. 1915 zapisano, że w ścianie pewnego domu jest rysa »do samego ortu albo rogu muru; a w innem miejscu czytamy pod r. 1638: "od urtu węgielnego począwszy".

Szkarpy

Krakowie wiele kamienic podpierające szkarpy , czyli pochyle pogrubienia częściowe muru fasadowego w miarę rosnącej wysokości coraz cieńsze, a w górnym końcu całkiem  znikające, zlewające się z powierzchnią reszty fasady. Zwano je zwykle "filarami". O nich nieraz jest mowa w XVII w. gdyż wiele z nich wtedy do fasad pionowych dostawiano. R. 1638 * filar na orcie zrobiono z gruntu t. j. od fundamentu; a w r. 1642 komisya wymierzała kawałek gruntu miejskiego przy budowie klasztoru zwierzynieckiego »pro statuenda columna seu fulcro, filarnuncupato. W r. 1609 stwierdzono, że w kamienicy »pod Christophorem« (Krzysztofory) są rysy w sklepieniach i sieniach izby narożnej frontowej a także i w pierwszym sklepie, który jest zarazem i apteką, ale tym się »już filarami z ulicy Szczepańskiej zabiegło«. Wszakże wzmianka w r 1617 uczyniona o filarach  na tyle w kamienicy Waissowskiej, należącej do Jana Zebrzydowskiego star. lanckorońskiego (Szara kamienica), »wystawionych na jego gruncie dla podparcia sąsiedniej kamienicy pp. Wilczogórskich przez antecesora tychże Wilczogórskich* czyli Montelupich (Rynek nr 7), wskazuje, że stawiano je ok. połowy XVI w., skoro do Montelupich kamienica przeszła ok. r. 1565, a jest przypuszczenie, że takie filary wznoszono już w XV w. po trzęsieniu ziemi w Krakowie. Budowano też domy w całych ścianach stawianych "na skarpę". Takim jest dom jezuitów na Małym rynku.

Ławki

Przed wielu domami, przyparte do fasady parteru, bywały ł a w k i , zwykle kamienne, może częściowe naśladownictwo cokołów z ławami u włoskich pałaców miejskich i kamienic. W opisie kamienicy Giebułtowskiego (dziś ul. ś. Anny nr 7.) z r. 1633 czytamy: »ławka przy piwnicy przed kamienicą, nowo wmurowana do siedzenia). Taką ostatnią kamienną ławkę, ok. r. 1870, pamiętam na Rynku przy domu nr 43.; mogły na niej miejsce znaleźć trzy osoby. Drewniana zaś ławka mieściła się we wgłębieniu ślepej bramy obok bramy wjazdowej Pałacu pod Baranami jeszcze znacznie później.

Wywieszki i szyldy

Już do architektury domów nie należały, ale wpływały na ich wygląd zewnętrzny wywieszki i szyldy sklepowe. Zdaje się, że na ich estetyczne wrażenie władze miejskie nie zwracały uwagi, o to dbali podobno sami ci, co je wywieszali i sporządzali; natomiast przestrzegano tu pewnych względów czysto praktycznych, pewnych interesów czy to gminy, czy właścicieli sklepów.

Kondygnacje

Domy śródmieścia Krakowa w XVII w. bywały, jak widzimy z opisów, często jednopiętrowe, t. j. o przyziomie (parterze) i jednem piętrze. Obok spotykamy w aktach miejskich wzmianki o trzypiętrowych. Osobliwością jest w r. 1628 kamienica Dra Petrycego na ul. ś. Jana (nr 9), w której widermachu opisane jest 4-te piętro mieszkalne, świeżo zmurowane. Cztery też piętra miała, jak się zdaje, w r. 1649 kamienica Fihauserowska na Rynku, dziś zw. »pod Jagnięciem. W opisie i szacunku z r. 1603 dzisiejszego Spiskiego Pałacu wówczas zwanego kamienicą Maciejowskich, dawniej Salomonowską, a należącego do pani Ferensowej, czyli Franciszkowej Wesselinowej, czytamy, że wysokość jego wynosi łokci 44. Jak to mierzono i liczono, nie wiemy. Zdawałoby się bowiem, że dom tej wysokości powinien by mieć 5 piątr conajmniej, tymczasem ze szczegółowego opisu wynika, że od frontu miał nad parterem tylko dwa piętra a od dziedzińca 3.

Dziś istniejące kamienice jednopiętrowe można policzyć nieledwie na palcach: po parze na ulicach Kanoniczej, ś. Marka, ś. Tomasza, na placu Szczepańskim; po jednej na ul. Floryańskiej, Sławkowskiej, Szewskiej, ś. Anny, Brackiej, Wiślnej, Gołębiej; wreszcie Prałatówka parafii P. Maryi. Jeszcze po r. 1870 stał dom jednopiętrowy tuż obok Rynku, bo na zbiegu ulic ś. Anny i Wiślnej. Kilka domów podniesiono o drugie piętro dopiero niedawno, za świeżej jeszcze pamięci. Nazwą kondygnacyi domu, używaną u nas w XVII w. było jeszcze tradycyjne średniowieczne gsdum (także niekiedy: gadunek), zapożyczone z średniogórnoniemieckiego gadem albo gaden = domostwo, izba, piętro. Zwykle "pierwsze gadum", albo krótko "gadum" oznaczało dzisiejsze pierwsze piętro, t. j. kondygnacyą nad przyziomem czyli parterem. Więc też spotykamy wyrażenia gadum i piętro używane w tym samym tekście naprzemian w jednem i tem samem znaczeniu. Wszelako gdzieindziej znów wyraz »pierwsze gadum«, »spodnie gadum* oznacza niewątpliwie parter. Także z tekstu wilkierza z r. 1540, przytoczonego w zapisce z r. 1628: »kędy spólność murowana, że ma być aż do dwu gadunków, t. j. do 14 łokci od dołu między sąsiady, uznawa  wynika, że jak dziś niekiedy »piętro«, tak i wyraz gadum mógł być używany w ogóle w znaczeniu którejkolwiek kondygnacyi, a więc i przyziomu; jak bowiem niżej zobaczymy wysokość "14 łokci od dołu", według starych przepisów miejskich, których się jeszcze i teraz trzymano, odpowiada właściwie przyziomowi i I piętru, razem wziętym. Sam wyraz kondygnacya, (łać. contignatio), spotykamy czasem w aktach miejskich z XVII w., zgodnie z dzisiejszym ususem, niewątpliwie w znaczeniu poziomu czyli warstwy murowania tak, że pierwsza kondygnacya oznacza przyziom. Atrium (sień, wejście do domu albo też podwórze), gdyby oznaczało podwórze, byłoby oczywiście na przyziomie; ale i sieni, o ile wyraźnie nie dodano w opisie, że jest na wyższym poziomie, trzeba szukać na parterze, zwłaszcza, że tu znajduje się ona obok hypocaustum (łaźnia), a łaźnia nie tylko zwykle bywała na parterze, ale tu jeszcze jakby na potwierdzenie powiedziano, że nad nią znajduje się conclave, a z opisu nie wynika, by jeszcze i popod nią jakieś izby czy sienie miały istnieć.

Ściany graniczne

Są wskazówki, że w średnich wiekach kamienice w szeregu stojące miały w Krakowie, jak zresztą i po innych miastach, z reguły swoje własne ściany graniczne , które albo ze sobą się stykały, albo nawet stały w niejakiem od siebie oddaleniu, tak że między ścianami sąsiadów pozostawała wolna przestrzeń; coś podobnego można widzieć do dziś dnia po wsiach i małych miastekach. Jest to obyczaj najnaturalniejszy i pierwotny: każdy dom cały dla siebie, sam stanowiący całość, bez kombinacyi z sąsiadami. W związku z tem były w owym czasie na wązkich zwłaszcza kamienicach dachy dwuspadowe, czyli siodłowe, ze spadkami na boki a szczytem zwrócone ku frontowi. Takie dachy .i szczyty miały domy w Krakowie jeszcze w końcu XV w., o ile wierzyć można rycinie w dziele Hartmanna Schedla. Korytarzyki więc między domami służyły na ściek wody dachowej. Jednak już w r. 1367 rada miasta uchwaliła wilkierz z przepisami tyczącymi się budowania, w którym ustanowiono mury graniczne wspólne między domami. Budującemu ma pomódz sąsiad, ustępując mu łokieć gruntu, poczem obaj wspólnym kosztem mają murować ścianę przez dwa piętra. Jeśli sąsiad murować nie może, ma się ustąpić łokci dwa, a pierwszy przedsiębiorca sam budować będzie. Właściciel gruntu sąsiedniego nabywa przez to tylko pewnych praw pierwszeństwa, o ile by grunt swój sprzedawał. Budującemu kamienicę przy kamienicy liczy się mur graniczny po 12 gr. za pręt, przez co nabywa prawa do połowy muru. Od czasu wejścia w życie tego wilkierza, od drugiej więc połowy XIV w., zaczęły znikać owe szpary czy korytarzyki między domami; lecz zapewne nie prędko zniknęły zupełnie. W XVII w. już ich chyba nie było. Miejsce ich zajęły mury wspólne.

W jednej zapisce z r. 1645 czytamy: -Widzieliśmy ścianę graniczną jakoby po p r u s k u w drzewie murowaną cegłą. Zapewne bywały częściej zwłaszcza między dziedzińcami sąsiadów »mury« graniczne drewniane, parkany; ale wzmianek o nich w tej epoce nie spotykamy.

Zewnętrzne ozdoby kamienic

Wogóle zewnętrzny wygląd domów zmienił się zasadniczo w XVI w. i to w drugiej jego połowie. Wpłynęły na to wzory budownictwa włoskiego wprowadzonego na zamek królewski, a naśladowanego przez możnych panów. Ciągnęli do Polski i Krakowa włoscy budowniczowie i kamieniarze (co wówczas zwykle było jednem i tem samem), znajdując zyskowne zajęcie. Osiedlali się tutaj, zakładali rodziny, a zatrudniając pomocników i uczniów polaków, tworzyli potem szkołę. Był to czas ekonomicznego wzrostu i rozkwitu Krakowa. Bogaci mieszkańcy, zarówno mieszczanie jak szlachta, gromadząca się koło dworu królewskiego, budowali sobie w mieście siedziby, domy, dwory, pałace. Fasady dawne gotyckie, z czerwonej cegły, lub częściowo kamienne, teraz przeważnie przybierają sukienkę tynku, naśladującego kamień, ciosy. Czasem, zwłaszcza w XVII w., otrzymują powłokę ciosową. Taką n. p. posiada pod tynkiem parter i część I piętra domu na Rynku, zw. pałacem pod Krzysztofory. Taką też pod tynkowaniem rustykowem znaleziono na Arsenale Władysława IV na ul. Grodzkiej nr. 65 w czasie odnawiania fasady w r. 1898. A co dziwne boniowanie ciosowe nie zgadza się z nowszem tynkowem, dla którego w ciosach poczyniono nasieki. Zaznacza się panowanie stylu renesansowego: w gzymsach obramieniach drzwi i okien, często kamiennych. Wzmianki o tych ostatnich zwłaszcza nie są rzadkie. W r. 1625 kamienica "pod Murzyny" ma węgary okien z pilastrami, kapitelami kamiennymi. W r. 1631 inna kamienica na ul. ś. Anny ma "na sali okna na ulicę kamienne"). A r. 1619 zapisano, że w oknie pewnego domu »kwadratowy kamień (t. j. cios) wypadł«. Ślady takich okien kamiennych napotykamy dziś jeszcze, czasem widoczne wyraźnie (domy ul. Kanoniczej) lub ułamkowo (dom na ul. Mikołajskiej nr. 18 od strony ul. ś. Krzyża), nieraz ukryte pod nowszym tynkiem. Wpływ renesansu okazuje się także w proporcyach i rozczłonkowaniu powierzchni. Tę niekiedy pokrywano ornamentacyą sgrafitową, jakiej przykład, — ale z czasów końcowych jeszcze gotycyzmu — zachował się na kamienicy nr. 3. przy placu Maryackim. Bywały i inne ozdoby. W r. 1603 był "wierzch szczytu" w jednej z kamienic z ul. Szewskiej nakryty kamieniem, na nim dwie nalewcze kamienne. Zapewne były to albo sterczące na ulicę wyloty rynien dachowych, albo, co prawdopodobniejsze, jakieś wazony czy dzbany rzeźbione i wieńczące szczyt fasady.

Powiększa się w owym czasie powierzchnia fasad, naprzód na szerokość, przez zabudowanie owych dawnych pustych przedziałów między domami sąsiednimi, na wysokość przez wznoszenie drugich i trzecich piątr, a potem przez skupywanie sąsiednich realności i łączenie kilku wązkich kamienic w jedną większą o jednolitej fasadzie.

Razem z renesansem przyszło z Włoch do nas włoskie także zamiłowanie okazałości, sumptu, parady. Zamiłowanie to znajduje nawet swój wyraz po śmierci ludzi bogatych: dowodem pompatyczne nagrobki Tarnowskich, Tęczyńskich, Jordanów, Ostrogskich i wielu wielu innych, nieraz mniej wybitne społecznie zajmujących stanowiska. Za ich życia objawia się między innemi w mieszkaniach. Dygnitarze, senatorskie i wogóle możne rody, nie poprzestają na rezydencyach prowincyonalnych, na zamkach i pałacach po wsiach i miasteczkach do nich należących, ale pobytem dworu królewskiego tudzież interesami przyciągani do stolicy, budują sobie tutaj obszerne kamienice, dwory, pałace. A gdy śródmieście obwarowane murami, przedstawiało największe bezpieczeństwo, więc chętnie nabywają tu place budowlane, albo dawne kamienice mieszczańskie, których łączą po kilka i urządzają w nich swoje wielkopańskie mieszkania. Tak powstają dwory Koniecpolskich i Opalińskich (dziś klasztor ś. Józefa), Ocieskich (gdzie dziś kościół ś. Piotra i zabudowania sądowe); tak pałac Spytka Jordana (Rynek 1. 20) i kamienica "pod Baran"* i "Szara kamienica" Myszkowskich, potem Zebrzydowskich; tak w XVII już wieku, kiedy punkt ciężkości spraw państwa przechyla się ku Warszawie, powstają z połączenia kilku kamienic: Spiski pałac Lubomirskich i Krzysztofory Kazanowskiego. Za przykładem magnatów idą patrycyusze, zbogaceni mieszczanie: Erazm Czeczotka Tłokiński (ul. ś. Anny nr 2, róg Wiślnej), Bonerowie (Rynek nr 40, róg ul. ś. Jana), Montelupiowie (Rynek nr 7), Cellarowie (Rynek nr 19) i t. d.

Dachy

Dachy domów w dawniejszych wiekach przeważnie kryto gontem. W XVI w. zap. za przykładem pałaców wawelskich dachówka wchodzi w szerszej mierze w używanie. W w. XVII spotykamy wzmianki o dachach jednego i drugiego rodzaju. W opisach domów czytamy czasem wzmiankę: »ślak albo dymnik na strychu«. Mury graniczne między posiadłościami a więc dzielące tak dachy sąsiadów jak i dziedzińce, nakrywano nieraz dachówką, czasem »cegłą*, przez co również zapewne należy rozumieć dachówkę. »Obdachy z cegły złe, przy rynnie i na ulicę wiszą niebezpiecznie". — czytamy w r. 1632.

Dachy poprzednio były wysokie siodłowe, albo spadające na boki, albo z jednym spadem ku ulicy a drugim ku dziedzińcowi. Taki zachował się był do r. 1886 na probostwie ś. Anny i mimo wysokiego szczytu bocznego z wnękami miał wygląd XVI-to wieczny; lecz gdy w początkach już XX w. burzono dla przebudowy dom sąsiedni, odsłoniła się druga jego boczna ściana szczytowa, z muru na wskroś gotyckiego i z resztami wnęk ostrołukowych kilka innych wysokich i bocznych szczytów średniowiecznych można widzieć jeszcze na ul Kanoniczej. Teraz stają się bardziej płaskie, o spławach dośrodkowych, tzw. wklęsłe, a od ulicy zasłania je stercząca w górę attyka; bywa ona prostokątna, ogzymsowana od góry o powierzchni urozmaiconej arkadkowemi wnękami  dawny dom ul. ś. Marka nr. 6.), albo ma jeszcze ponad gzymsem górnym zazębienia (krenelaże) będące reminescencyą budownictwa warownego. Attyka z krenelażem wieńczy też pałac Wielopolskich dzisiejszy Magistrat; podobno była przerabiana w bliższych nam czasach.

Co jest »dach na stęporkach «? Ze związku całego tekstu, w którym jest mowa o »obzaczach « czyli odsadzkach muru  i murłatach domu świeżo podwyższonego o jedno piętro, wypada pod stęporkami rozumieć stępelki, na których umocowywano górne końce wiązania dachu pulpitowego, zasłoniętego attyką lub przypartego do wyższego muru i wzniesioną w górę stroną opartego o tył tej attyki lub muru. Potwierdzenie tego wyjaśnienia znajdujemy w zapisce z r. 1629, gdzie powiedziano: »przy tym murze na stęporkach zbudował dach..., ustępków na stęporki nie zostawując, ale przy nim aż do samego wierzchu bez żadnego ustępku murował«). Było to niewłaściwe, dziś zarzucone w języku mularskim czy ciesielskim, zastosowanie wyrazu. Stępor bowiem według słowników znaczy przyrząd do tłuczenia, używany w stępie.

Attyki

Attyki ozdobne bardzo, pokryte rzeźbą, zachowały niektóre domy na Kazimierzu dolnym nad Wisłą, niedaleko Puław. W Krakowie może też były, lecz do naszych czasów doszły tylko skromniejsze, zakończone na wzór Sukiennic wolutami, które przeplatane są postumentami (stylobatami) czy uciętymi filarami. Te szerokie ucięte filary zapewne dawniej nosiły na sobie jakieś motywy zdobnicze, obecnie są zakończone poziomo. Szara kamienica mniejsze między szerokimi stylobatami postumenciki na Prałatówce N. P. Maryi dźwigają dziś jeszcze kule osadzone na podstawach. Ze względu na strome dachy, attyki przybierają u nas wygląd specyalnie polski. Są zwykle znacznej wysokości i od mieszkalnego pod niemi piętra oddziela je najczęściej gzyms z daszkiem przykrywającym odsadkę. Nad arkadami czyli wnękami bywa jeszcze drugi gzyms poziomy. W mniejszych miastach tu i ówdzie do naszych czasów dochowały się przy dachach, zarówno siodłowych ze spływami (spadkami pochyłymi) na boki, jak i wklęsłych, ściany szczytowe czyli przyczółki, nawet renesansowe i barokowe, idące za skośnemi liniami tych spadków. Tworzą one ozdobne czasem trójkąty, lub przy dachach wklęsłych ściany raz lub więcej razy głęboko wcięte. Widzimy kilka takich przyczółków na starem mieście w Warszawie. W Kazimierzu dolnym są rzeźbą tak urozmaicone, że te zasadnicze skośne linie pochyłe nikną dla oka i uchodzą uwagi, zajętej członkami zdobniczo-architektonicznymi, wyżej i niżej sterczącymi. W Krakowie, a także we Lwowie, po części w Warszawie i Lublinie, attyki są raczej przeważnie ścianami pionowemi prostokątnemi, z których poziomej granicy górnej wystrzelają drobne stosunkowo szczytniki, ozdoby nie mające na celu zasłaniania czegokolwiek. Z dolnych części tych ścian, blizko pował górnego piętra, w miejscach odpowiadających największym zagłębieniom wklęsłości dachu wybiegały przez odpowiednie otwory w murze poziome wyloty rynien metalowych lub drewnianych, wylewając deszczówkę wodospadem daleko od fasady, czasem aż na środek nie szerokiej ulicy. Do niedawna była typowa attyka z takim otworem na rynnę na ul. ś. Marka na domu nr 6..

Balkony

Kiedy pojawiły się balkony u fasad kamienic krakowskich, nie umiemy powiedzieć. W XVII w. były znać rzeczą dosyć zwykłą. Już przed samym jego początkiem, w r. 1600 toczył się proces o taki ganek, a zaskarżony właściciel kamienicy z gankiem, broniąc się twierdzi, że ganek »ultra hominum memoriam przy tej kamienicy jest, a nigdy ani sąsiadom ani Rzplitej nie wadził... a tem więcej, że tych ganków na tej ulicy i na Szerokiej tuż przy niej dosyć . . . , i nie pozywają o to nikogo, jeno mnie prawie jako sierotę. Na co instigator Reipubl. w replice odpowiada, że »na ulicy Szerokiej przestrono jest, to nie wadzą", i oburza się na "drewniane ganki przy murze" — skąd ta ozdoba?

Sklepy

Na częściową przynajmniej w tym czasie zmianę fizyonomii domów wpłynęła także inna okoliczność. W średnich wiekach był zwyczaj, że na sklepy dla sprzedaży towarów stawiano osobne budynki: czy to pojedyncze kramy najczęściej drewniane i do innych budynków przystawiane, czy zbiorowe bazary, często murowane. Takim bazarem były Sukiennice krak. oraz »Jatki szewskie«, obok których mieściły się całe szeregi i grupy kramów drewnianych, które trwały do drugiej połowy XIX w. W kamienicach mieszkalnych piwiarnie i sklepy handlowe mieściły się czasem w piwnicach, mających wejście z ulicy. Zdaje się, że w XVI w. zmienia się ta postać rzeczy. Zaczynają pojawiać się sklepy z wejściem z ulicy w przyziemiach domów. I tak wiemy. n. p. że w kamienicy Maciejowskich na rynku (późniejszym Spiskim pałacu) i w sąsiednim pałacu »pod Krzysztofory« w r. 1579 żydzi mieli swoje handle. Później zwyczaj ten wynajmowania parteru na sklepy stał się powszechnym. Wejścia do nich początkowo bywały najczęściej ze sieni potem coraz chętniej otwierano drzwi do nich wprost z ulicy.