Kościół Dominikański
(Tygodnik
Ilustrowany 1860 rok)
Jednym z najpiękniejszych kościołów, których liczbą Kraków słusznie
pochlubić się może, był przed zniszczeniem w pożarze 1850 r. kościół
dominikański , pod wezwaniem św. Trójcy. Dziś, po tej okropnej
klęsce, tylko gruzy świadczą o dawnej jego wspaniałości, bo
odbudowanie tak wielkiego gmachu wymaga znacznych kosztów i pracy długoletniej.
Ten wspaniały niegdyś, a dziś jeszcze swą wielkością
imponujący budynek, jeden z najstarożytniejszych kościołów
dawnej Piastów siedziby, był szacownym zabytkiem gotyckiej
architektury w Polsce. Olbrzymi fronton, z którego dzisiaj zaledwie
resztki niewywiezionych gruzów pozostały, zapełniały pięknie w
kamieniu rzeźbione odrzwia, nad niemi ogromne gotyckie okno, pod
sklepienie sięgające, a całość wieńczył lekko i ozdobnie
wzniesiony mur szczytowy. Przed tym frontonem stoją mury dzwonnicy,
która jakkolwiek piękna, lecz stylem nieodpowiednia reszcie kościoła,
bo wzniesiona w XVI stuleciu.
Wewnątrz, podobnie jak wszystkie starogotyckie świątynie,
dzielił się na : presbyterium, nawę główną i dwie poboczne, do
których przytykały kaplice. Pięć gotyckich arkad oddzielało nawę
główną od pobocznych. Tylna ściana presbyterium, teraz już zupełnie
odnowionego, jest zakończona, podobnie jak główny fronton, murem
szczytowym.
Piękny ten kościół fundował Iwo Odrowąż, biskup
krakowski, roku 1223. Wtedy to panujący naówczas Leszek Biały,
otoczony duchowieństwem, władzami miejskiemi i pierwszymi pany,
wprowadził uroczyście w te mury zakon dominikański. Roku 1227
wydał biskup Iwo przywilej na ten kościół księżom dominikanom,
a św. Jacek, siostrzeniec biskupa, był pierwszym prowincyałem
tego zakonu w Polsce.
Kilkakrotnie świątynia ta ulegała pożarom. Roku 1462
zgorzała prawie do szczętu i dopiero w roku 1576 została
odbudowaną. W roku 1688 wewnątrz kościoła powstał pożar, który
zniszczył wielki ołtarz „pozornie i kształtnie zbudowany",
jak piszą ówcześni, przytem stalla i wielkie organy; ostatecznie
zaś uległ zniszczeniu w pożarze 1850 roku. Komuż z Krakowian nie
tkwi żywo w pamięci ów okropny dzień 18 lipca 1850 r., dzień w
którym połowa miasta legła w gruzach, a tyle rodzin zostało bez
mienia i dachu?!
Pożar powstał o 1 godzinie po południu, daleko od miasta,
bo aż na Krupniczej ulicy, w górnych młynach. W godzinę później,
ogień pędem wiatru niesiony ukazał się wewnątrz miasta na Wiślnej
ulicy i Franciszkańskim placu, a jednocześnie ulice Gołębia ,
Bracka, Grodzka, Szeroka, Stolarska i kościół dominikanów stanął
w płomieniach. Ratunek był prawie niepodobny; zdołano zaledwie
ocalić sklepione krużganki, kaplicę św. Jacka i Matki Boskiej Rożańcowej.
I miejsce gdzie się znajdowało tyle zabytków sztuki, tyle
szacownych pomników, gdzie spoczywały prochy jednego z władzców
tej ziemi, gdzie przez sześć wieków rozlegały się modły i
pienia pobożnych, jedna z najpiękniejszych świątyń Krakowa, w
przeciągu trzech godzin zamieniła się w kupę popiołu i gruzów!
Wraz z kościołem spłonęły zabudowania klasztorne i gmach osobno
stojący, gotycki, gdzie mieściła się ogromna biblioteka,
zawierająca dzieła w rozmaitych językach, po największej części
teologiczne; zgorzały i starożytne kancyonały pergaminowe, pisane
prześlicznie, z nader pracowitemi inicyałami. W parę dni później
i piękny szczyt frontowy zapadł się, ciężarem swoim przygniatając
połowę sklepienia kościelnego.
Obawiano się aby i po drugiej stronie mur szczytowy nie runął
i reszty sklepień nie zdruzgotał; postanowiono przeto rozebrać
go, a nie była to rzecz tak łatwa, bo mur zaledwo dwie stopy miał
grubości, a sto kilkadziesiąt stóp wznosił się ponad ziemię.
Sowitą przeznaczono nagrodę temu, ktoby tę robotę uskutecznił;
lecz z razu żaden mularz nie chciał się jej podjąć. Wykonał ją
jednak majster mularski nazwiskiem Piotr Wykusz. Przystąpił on do
tego dzieła, przygotowany na przypadek śmierci, spowiadał się i
komunikował poprzednio. Po związanych kilku drabinach wstąpił na
chwiejący się prawie mur, i w obecności kilku tysięcy ludzi,
podziwiających jego odwagę, spuścił nasamprzód ciężki
metalowy krzyż, potem kamienną figurę św. Dominika tamże
wmurowaną, i po dwudniowej pracy rozebrał upadkiem grożącą część
muru, a reszty dokończył z przybranymi dwoma pomocnikami.
Po sześciu latach ciągłej pracy, już znacznie postąpiono
w odbudowie tej świątyni: wzmocniono główne arkady, dach piękny
i kosztowny nad całym. gmachem założono, gdy nowe nieszczęście
zniweczyło kilkoletnią pracę.
Dnia 9 na 10 kwietnia 1855 roku, na parę dni przed rozpoczęciem
fabryki, ogromny łoskot przeraził mieszkańców poblizkich ulic.
Trzy arkady po lewej stronie rozpadły się, a z niemi cała połowa
kościoła runęła w gruzy. Okazało się że filary były za słabo
zbudowane, aby mogły wytrzymać parcie murów i sklepień. Na nowo
więc rozpoczęto fabrykę, zakładając fundamenta nowych słupów,
całkowicie z ciosu stawianych, a spajanych cementem, co im na długie
wieki trwałość rokuje. Przed trzema laty oddzielono presbyterium
od zniszczonej części kościoła tymczasowo wzniesioną ścianą,
i do tego stanu je doprowadzono, że się w niem nabożeństwo
odprawiać może.
Najstarożytniejszym pomnikiem w Krakowie jest znajdujący się
w tej świątyni grobowiec Leszka Czarnego, książęcia polskiego,
zmarłego 1289. Jest to kamienna tablica, umieszczona po lewej
stronie wielkiego ołtarza obok drzwi zakrystyi, z wyrytą postacią
rycerza, trzymającego w jednej ręce chorągiew, a w drugiej tarcze
z orłem piastowskim. Na ramach tej tablicy są wykute gotyckie głoski,
z których dzisiaj zaledwie szczątki pozostały. Ten pogrobowy
kamień był dawniej zakryty pomnikiem drewnianym, wzniesionym przez
ks. dominikanów w XVII wieku, który w ostatnim pożarze uległ
zniszczeniu. Długo nie wiedziano gdzie spoczywają zwłoki tego książęcia,
dopiero przypadkowo, obok pomnika pod posadzką, znaleziono je w małej
drewnianej skrzynce, o ile się zdaje, przeniesione z dawnego
miejsca spoczynku po pożarze 1688 r. i w tem miejscu zachowane. Kości
te złożono w małej metalowej trumience, w tem samem miejscu gdzie
je znaleziono i marmurową tablicą, opatrzoną stosownym napisem,
przykryto.
Na środku presbyterium stoi pomnik Iwona Odrowąża, biskupa
krakowskiego, założyciela tej świątyni, zmarłego w mieście
Mutino we Włoszech roku 1229, wzniesiony mu przez Jana Wężyka ,
opata mogilskiego, r. 1618. Na bokach tego grobowca wykute są w
marmurze czarnym dębnickim widoki trzech świątyń, które ten
biskup fundował, t. j. dominikanów i Panny Maryi w Krakowie, oraz
cystersów w Mogile. Pomnik ten w pożarze niezmiernie wiele
ucierpiał, wszystkie trzy ściany marmurowe, ogniem zwapnione, popękały.
W kaplicy Matki Boskiej Różńcowej godny widzenia piękny bronzowy
pomnik Calimacha Buonacorsi, zmarłego 1497, który wraz z Długoszem
kształcił synów Kaźmirza Jagiellończyka. W tej samej kaplicy
jest nowszy pomnik Stanisława Sołtyka, z kararyjskiego marmuru,
robiony we Florencyi przez F. Pozzi. Również został zniszczony
ogniem ogromny, półkolisty obraz, umieszczony w tylnej ścianie,
wyobrażający processyą różańcową w czasie powietrza 1707
roku. Jedenaście kaplic zdobi tę wspaniałą świątynię, z tych
wyliczamy ważniejsze: Kaplica św. Jacka, do której wejście było
po wspaniałych wschodach, dziś zupełnie zniszczonych, gdzie
spoczywa ciało tego świętego. W tej to kaplicy dnia 13 września
1683 r. Jan Sobieski, spiesząc na odsiecz oblężonemu Wiedniowi, błagał
o błogosławieństwo Boskie w rozpocząć się mającej wojnie.
Kaplica św. Katarzyny, pięknym marmurem wyłożona której kopułę
wspierają cztery słupy z jednej sztuki marmuru wykute. W niej
znajdują się pomniki książąt Zbarazkich: Krzysztofa, koniuszego
koronnego, posła do Stambułu po chocimskiem zwycięztwie, zmarłego
1627, i drugi księcia Jerzego Zbarazkiego, kasztelana krakowskiego,
fundatora tej kaplicy, zmarłego 1631 r.
Kaplica św. Mikołaja, obecnie odrestaurowana. W niej
znajduje się prześlicznej roboty okno, przedstawiające Matkę
Boską z Dzieciątkiem Jezus, a po bokach świętą Kunegundę i św.
Jacka, malowane we Florencyj, a sprawione kosztem hr. Przeździeckich.
Kaplica cała ozdobiona w stylu gotyckim i pięknym ołtarzem
opatrzona.
Z wielkiej liczby pomników grobowych ocalały dotąd : Mikołaja
Bogusza wojskiego lubelskiego, zmarłego 1560; Prospera Prowany, żupnika
wielickiego, zmarłego 1584, będący w kaplicy Niep. Pocz. N. M. P.
Niegdyś ściany tej świątyni zdobiły obrazy pędzla sławnego
Tomasza Dolabelli, nadwornego malarza Zygmunta III, Władysława IV
i Jana Kaźmirza.
Krużganki klasztorne są całe zapełnione obrazami z dziejów
zakonu dominikańskiego, malowanemi po największej części przez
braciszka zakonu Kaźmirza Ciszewskiego. Między wielką liczbą
nagrobków w tych krużgankach natrafiamy: Benedykta z Koźmina,
Wojciecha Nowopolskiego, Piotra Słowackiego, Szymona Zimorowicza i
innych.
Pierwszy fundusz na odbudowanie tej wspaniałej świątyni wpłynął
w kilka dni po pożarze, kiedy ks. Karol Antoniewicz, na kurzących
się jeszcze zgliszczach, żarliwem słowem przemówił do zwątpiałych
rospaczą serc Krakowian. Wówczas biedni pogorzelcy ostatni grosz
składali na tacy kwestarek, aby podźwignąć z gruzów jedne z
najpiękniejszych świątyń starego grodu. Wiele jeszcze lat upłynie,
zanim ta świątynia wzniesie się w dawnej okazałości, chociaż
wyznać trzeba, że księża dominikanie z mrówczą że tak powiemy
wytrwałością prowadzą rozpoczętą fabrykę. Corocznie też
znaczne składki wpływają na odbudowę kościoła, jednakże nie
wystarczają na pokrycie ogromnych wydatków. W w tym roku rozpoczęto
roboty solennem nabożeństwem, na uproszenie Boga, aby dozwolił
szczęśliwie dokończyć budowy przybytku swojego.