Lat
dziewięćset minie wkrótce od czasu, gdy starą osadę Chrobacyi,
Kraków, przyłączył orężem chrobry król Bolesław do Polski.
Zmieniło się od tego czasu wiele na świecie, nawet w przyrodzie
okolicy. O wiele szerzej rozlewały się wody naszej Wisty i dno jej
koryta hymn głębszem; kawałki skał tatrzańskich nie utworzyły
jeszcze tej sześciometrowej warstwy żwiru, jaką się dzisiaj
dostrzega płynąc pod miastem od zachodu. Ściśnięte w zbliżeniu
do starej osady pobrzeżnymi skalistymi wzgórkami wody Wisły
rozlewały się swobodnie po nizinach, tworząc ławy piaszczyste.
Nieraz z głębi koryta rzeki wydobywają się ponad wody skalista
wysepki, dalszy ciąg wzgórz wapiennych, u brzegów rozsiadłych.
Jednem z nich to sławny Wawel, serce przyszłego historycznego
Krakowa; okracza go rzeka z zachodu i południa; stoi odosobniony wśród
doliny, stopy swe kąpiąc w Wiśle, podobnie jak dalej nieco wzgórza
skaliste Tyńca, Przegorzał, Srebrnej góry, Tetyn, Zwierzyńca i
tuż naprzeciw Wawelu położonej Skałki. Wzgórza te przed tysiącami
lat były puste; chrześciaństwo dopiero wprowadziło tu klasztory
swoje i książęce grody. Doliny pobrzeżne gęste pokrywają lasy,
pośród nich przeświecają wody moczarów i stare zaniedbane łożyska
rzeki. Ogromne spustoszenia zrządzają wylewy rzek, dopóki kultura
nie podniesie gruntów w górę. Obok Wawelu od północy rozciąga
się mokra kotlina przechodząca w kleparskie wzgórza. Od południa
za Wisłą widać skaliste wzgórza Lasoty pokryte lasem, z usypaną
z ziemi wyniosłością, do której przyczepiono nazwę założyciela
Krakowa. Na pochyłościach wzgórz i pagórków sąsiadujących z
Wawelem, u stóp jego ciągną się schroniska ludzkie, drewniane
chaty pokryte słomą, podczas gdy na płaskowyżach, na trzebieżach
lasów rozpościerają się uprawne role i bydło się pasie na łąkach.
Wśród kęp drzew błyszczą swem jasnem drzewem gontyny pogańskie
z posągami bóstw, ze swym świętym obrębem do koła.
Ścieżynami wydeptanemi przez ludzi i bydło snują się
mieszkańcy pomiędzy wzgórzami i urwiskami wśród leśnych zarośli,
schodzą wąwozami po wodę, ryby i towar, co zdała na łodziach
przychodzi Wisłą. W sprzyjających porach roku jest to główna
droga komunikacyjna. Grzbietami wzgórz ciągną się drogi suche w
głąb kraju, a z pni wyrąbanej puszczy leśnej robią się pomosty
wypełniające napotkane na drodze wąwozy.
Tym szkicowym obrazkiem, podyktowanym przez imaginacyę, ale
opartym na stosunkach powszechnie znanych, rozpoczynam pracę natury
odmiennej, bo posługującą się dowodami aktualnymi. Znamy dotąd
kilka luźnych wiadomości o Krakowie z czasów przed lokacyą Bolesława
Wstydliwego, a dopiero najstarsze księgi miejskie z XIV wieku
dozwalają nam poznać się z jego układem i porządkami. O czasach
przed lokacyą pragniemy przynieść wiadomości, trzymając się dróg
nowych, dotąd do wyświecenia tak odległej przeszłości
niestosowanych. Pytając ziemi i pomników, rozkładu ulic i
topografii, grzebiąc w ziemi za starem! posadami, spełniam obowiązek,
jaki przystoi mieszkańcowi miasta, od lat wielu zajmującego się
jego zabytkami. Czy ta praca przyniesie rzeczywiste, rzetelne dowody
o starym Krakowie, czytelnik po przeczytaniu łaskawie osądzić
raczy.
I.
W sprawach odnoszących się do dziejów odległej przeszłości, o
których milczą pisane źródła, wyświecenie nie jedne tajemnicy
przynosi ziemia. Z gęstej, czarnej mgły, która pokrywa odległy
świat historyi, zapomniany przez najstarszych annalistów i
kronikarzy, wyłania się on na wierzch badaniem topografii
miejscowości, rozkopywaniem łona ziemi w poszukiwaniu za
pierwotnym układem gruntu. Badanie topografii pewnej okolicy,
starych łożysk rzeki i jej dopływów, rozpatrzenie się w wzgórkach
i wyniosłościach, dolinach i wąwozach, które zakryły oku czasy
kultury, jest obok rozkopywania prastarych miejsc grzebalnych i
badania zabytków jednym z potężnych na dziś środków nauki do
rozświecenia zamarłej przeszłości służących. Stało się dziś
pewnikiem naukowym, że w zamierzchłej przedhistorycznej epoce wśród
lesistych puszcz, wielka rzeka jest gościńcem, jej dopływy
drogami dojazdowemi, pagórki nadbrzeżne miejscem pierwszych osad
ludzkich i najstarszych grodów książęcych w chwili, gdy na sąsiednich
wyniosłych polach, na karczowiskach leśnych rozpoczyna się
gospodarka rolna. Później dopiero z powiększeniem się ludności
i rozszerzeniem oświaty schodzą osady do dolin, broniąc się od
zalewów nasypami ziemnymi. Wychodząc z zasady, że teren
dzisiejszy, na którym zasiadło miasto Kraków, zmienił swą
pierwotną postać, że z pagórkowatego, pogarbionego wzgórzami i
wąwozami, przyszedł do pewnego poziomu, z którego wystrzeliwa
kilka zaledwie więcej doniosłych wyniosłości, pragnę przedstawić,
jak był ukształtowany teren pierwotny, wskazać jego niedostrzeżone
dziś okiem pagórki i rozdzielające je wąwozy, miejsca
odpowiednie dla pierwotnej kultury i mniej stosowne, więc nie
zamieszkałe. Czynimy to na podstawie długoletniej obserwacyi
miasta i jego pomników, studyowania wszelkich rozkopów
dokonywanych w mieście i porównania z warunkami gruntu nadbrzeżnego,
na jakim usadowiły się równie stare nadwiślańskie polskie
miasta, jak Sandomierz, szukający miejsca na pagórkach nadbrzeżnych,
zanim je na nową stalą zamienił posadę. Jakie były te wyniosłości
i pagórki w dobie przedhistorycznej, w czasach przed lokacyą
Krakowa w roku 1257 przez Bolesława Wstydliwego, pragniemy pokrótce
wspomnieć. Rzucamy raczej pomysł do wyczerpującej pracy, niżbyśmy
robotę naszą uważać mieli za wykonaną pracę. Da Bóg, że ją
później nowemi zdobyczami uzupełnimy, skoro tylko nowe
rozkopaliska rzucą światło na te sprawy! Wymagają one ciągłej
obserwacyi i doświadczenia fachowego.
Słusznie twierdzą najnowsi historycy nasi, że skaliste wzgórze,
Wawelem nazwane, jest w Krakowie najstarszą podstawą osady, którą
w czasach historycznych objął książę panujący w okolicy i
zbudował na niej drewniane dworzyszcze. Położone nad Wisłą, która
u stóp jego od zachodu i południa przepływa w sąsiedztwie
mokrzadeł, o których jeszcze wiek XIV przynosi zapiski w księgach
miejskich (Zabikruk), wzgórze to miało znaczniejszą wyniosłość
w stosunku do otaczającego terenu od wschodu, jak zobaczymy,
znacznie później podniesionego. Wzgórze wawelskie z bokami
pokrytymi dziś murawą, zaledwie od strony Wisły wykazującą tu i
ówdzie obnażone jądro skaliste, przedstawiać się musiało
daleko groźniej. Mamy wszelkie do tego dane, aby twierdzić, że
sztuką splantowano jego wierzch dla przyjęcia późniejszych
murowanych budowli. Obejście do koła utworzono sztucznymi nasypami
już w bliższych nam czasach u stóp dawnych murów fortecznych, które
zapamiętaliśmy u krawędzi wzgórza wawelskiego; szły one w
pierwszem swem założeniu do koła zamku i przedstawiały się jako
stojące u szczytu wzgórza, spadającego bez przerwy na dół ku Wiśle.
Może stroma ścieszka dozwalała przejścia około zamku nad Wisłą
a w okolicy Bernardynów, gdzie spadek wzgórza nie był tak stromy,
znaleść się mogły domy osady rybackiej nad Wisłą tak, jak to
dzisiaj ma miejsce. Dostęp dzisiejszy na wzgórze przez dziedziniec
kościelny i cała droga doń się wznosząca, niegdyś mająca od
strony Krakowa stary mur forteczny (dziś poręcz żelazna), jest
nasypaną tak, jak i podstawa wieży Zygmuntowskiej. Przynosi nam o
tein wiadomość zapiska z XVI wieku, którą podaje Ambroży
Grabowski, mówiąca o obsuwaniu się wzgórza i ratowaniu go
obmurowaniem. Nasyp skonstatowano tutaj niedawno, bo w czasie budowy
fortytikacyi zamkowych przez wojskowość austryacką przed
dwudziestu laty. Król Zygmunt groził kapitule, że dzwon swój sławny
z dzwonnicy usunie, jeżeli nie postara się o zabezpieczenie wzgórza.
Nie leży w naturze wzgórz skalistych nadwiślańskich
okolic Krakowa, aby u szczytów tworzyły obszerną i gładką
platformę, lecz przeciwnie, wzgórza wystrzeliwają odosobnionemi
skałami, a zagłębienia wśród nich zasypuje z czasem ziemia
trawników na nich rosnących. Ktokolwiek bliżej bada podziemia
katedry na Wawelu, temu nie obcą jest podstawa skalista, na której
stanęły fundamenty gmachu. Krypta katedralna u wstępu stanęła
na wzniesionej nad poziom skale; stąd dostęp do katedry po
schodach, a droga na wzgórze przed facyatą zdaje się być wykutą
w skale. Wciśnięcie wieży zegarowej w nawę boczną lewą łatwo
tłumaczy się brakiem dla niej skalistej podstawy, gdyby, jak należało,
odsuniętą od korpusu kościoła być miała. Jeżeli dziedzińce
zamkowe, tak kościelny jak pałacowy, przedstawiają teren równy,
niemal do poziomu położony, to nie obeszło się tutaj bez
sztucznych nasypów i skuwania skał. Przynosi nam o tem świadectwo
rozkopywanie gruntu pod fundamenta dla budowy kaplicy Zygmuntowskiej
i pałaców na Wawelu w pierwszej połowie XVI stulecia, Wymiary
wykopów zanotował skrzętnie kontynuator rocznika świętokrzyskiego,
prawdopodobnie obeznany z architekturą jeden z księży
katedralnych. Rozpoczyna się budowa sławnej kaplicy Zygmuntowskiej
burzeniem dawnej gotyckiej kaplicy Wniebowzięcia N. M. Panny i
braniem fundamentów na nową. Buduje ją Berecci. Kronikarz pod r.
1519 notując, że połowa fundamentu stoi na skale odnalezionej w głębokości
10 łokci, a druga połowa od drzwi bocznych kościelnych głębiej
na czystym piasku, utwierdza nas w powyższem mniemaniu o nierówności
wzgórza. Wszakże podnoszenie się skał podstawowych zamku
widoczne jest w grobach królewskich zagłębiających się pod nawę
poboczną; w regularne progi zostały skute dopiero w czasie
formacyi grobów; dawniej były nieregularnemi.
Gdy w r. 1521 część pałaców na Wawelu od strony wschodniej z
gruntu poczęła się budować, wychodząc z fundamentami po za mury
dawniejsze zamkowe od strony Bernardynów7, znaleziono w ziemi stary
kanał dawnych kuchni królewskich mający wysokości 12 łokci; był
to raczej kanał wycieczki t. z. poterna. Fundament pod nowy mur
mierzy 17 łokci około baszty ku południowi; ku północy w drugim
kącie spoczywa na skale, w trzech łokciach zagłębiony. Mur zewnętrzny'
w całości pod obu kątami ma fundament równy swej wysokości.
Zapisał to kontynuator kronikarza Świętokrzyskiego, że, gdy w r.
1530 kładziono fundament pod cześć zamku południową od strony
Bernardynów, między basztą najwyższą zwaną Lubranką a stroną
wschodnią pałaców, znaleziono żywą skałę w głębokości 17
łokci pod najpiękniejszym piaskiem, z którego sączyła się
najczystsza woda. Wszystko to świadczy o. nierówności pierwotnego
wzgórza, o wodach, które przed wiekami pokrywały je, skoro piasek
usadowił się w takiej głębokości. Przypuszczać można nawet
gaj na szczycie Wawelu i gontyny słowiańskie, zanim stanęły
pierwsze chrześciańskie kościoły wśród drewnianego książęcego
zameczku. Przypuszczać się godzi, że zawieszone kości zwierząt
przedpotopowych u wejścia do katedry na Wawelu, owe mniemane kości
wielkoludów, znaleść się mogły w pobliżu na skale, jeżeli nie
w tak zwanej smoczej jamie, podziemnej wawelskiej jaskini. O
przywiezieniu ich zdała dla pomieszczenia w katedrze żadne wieści
kronikarskie nie dochodzą. Zanotować nam przychodzi dla ludzkiej
pamięci, że do tej jaskini dostęp schodami z góry zamkowej urządzony
został około r. 1860 przez wojskowość. Za mej pamięci wejście
do smoczej jamy było w pobliżu drogi nad Wisłą i przedstawiało
się jako obszerny skalisty lej, w którego głębi widać było właściwy
otwór, już wtedy zamurowany, nieco dalej, tuż przy drodze była
bramka zamykana żelazemi kratami, wprowadzająca do wąskiej szyi,
skąd się następnie rozciągały podziemia jaskiniowe. Zasypano
wejścia te od dawna, a w miejsce owego leja stanęła wieżyca
studni, zbudowana przez wojskowość. Siedzibą książęcą z
drewnianym pałacem i kościółkami mogło być od wieków wzgórze
wawelskie, obronne z natury, z jedynym dostępem od północy.
Siedzibą biskupią z kościołem katedralnym i kuryą księżą,
kanonicza stało się za czasów Hermana w chwili, gdy ze Skałki
tutaj się przeniosły po zamordowaniu biskupa św. Stanisława 1087
roku. Stopniowo też, w miarę zwiększania się liczby zabudowań,
zmieniać się mógł pierwotny stan skały wawelskiej w dzisiejszą
podniesioną płaszczyznę u wierzchu.
Wzgórze miało zawsze jedyny dostęp od północy, tu gdzie
obecnie, od strony miasta. Plan miasta nie wskazuje żadnych innych
dawnych ulic nad Grodzką, a powiedzmy, Kanonicza. Pierwsza, chociaż
nosi od XIV wieku nazwę od grodu, niedotyka bezpośrednio starego
wejścia na wzgórze; powstała z gościńca wiodącego do przewozu
na Wiśle. Za to ulicę Kanonicza uważamy, jako właściwą drogę
na zamek z osady podgrodowej wiodącą przez Okół. I tutaj poucza
nas o tem plan miasta Krakowa dzisiejszy i widoczny na nim kierunek
naszej ulicy. Kierunek jej poprowadzony jest najdokładniej ku
jedynemu wejściu na wzgórze zamkowe, zatem skośnie względem
Grodzkiej ulicy. Co więcej, gdybyśmy na planie miasta przedłużyli
ją sobie ku północy, po przez część dziś zabudowaną
kamienicami, doszlibyśmy do przekonania, że miała początek u obrębu
fortecznego miasta po lokacyi w r. 1257 w punkcie, gdzie dziś w
pobliżu dom pod „nosorożcem" i handel Kosza. Rozszerzona w
tem miejscu ulica Grodzka mogła łatwo mieścić zabudowanie
bramne, nie wchodzimy w to, czy murowane, czy drewniane. Tak więc
ulicę Kanonicza uważać musimy ze względów topograficznych jako
pierwotnie Grodzką. O jej dawności świadczą legendy o
zamieszkaniu tu św. Stanisława, później i św. Jacka, jakkolwiek
mieszkania kanoników stanęły tu w XV wieku, gdy kurya biskupia
zeszła z Wawelu do miasta i pomieściła się obok Franciszkanów.
Długosz w „Liber beneficiorum" (t. 1, pag. 184), kreśląc
wymownie smutne stosunki mieszkań kanoników na zamku w XIV
stuleciu, wspomina, że pobliże Wawelu od strony miasta przedstawiało
się jeszcze jako miejsce bagniste, trudne do przebycia. Droga wiodąca
ulicą Kanonicza musiała być moszczoną drzewem i gałęziami. W
epoce przyłączenia Okołu do miasta, kanonicy poczęli opuszczać
swoje mieszkania na Wawelu, odstępując je wikaryuszom katedralnym,
a sami przenoszą się na dół, budując sobie stopniowo domy w
ulicy, która odtąd przybrała nazwę Kanoniczej („plateam in
arcem immediatius ducentem")- Najstarsze księgi miejskie
ulicy Kanoniczej nieznają jeszcze — są dowody, że grunt był królewski
w XIV wieku, skoro monarcha nim obdziela swoich dworzan.
Do dróg starych, wiodących ku zachodowi z pod Wawelu,
zaliczamy drogę na prawym brzegu Wisły, w kierunku Tyńca. Trzyma
się ona wzgórza nadbrzeżnego, jest skalistą naprzeciw klasztoru
Zwierzynieckiego, wije się obok skał Tetynów naprzeciw t. zw.
Lipek, przechodzi po czystej skale, widocznie jazdą zużytej we wsi
Pychowicach, trzyma się dalej podnóża wzgórz w zbliżeniu ku wsi
Kostrze i tu ginie, aby się pokazać w samym Tyńcu, od południa
skręcającą ku klasztorowi.
Tyle o Wawelu i jego stosunku do dróg' w okolicy. Z innych,
obok Wawelu poblizkich, dziś okiem ledwo dostrzegalnych, wzgórków
skalistych wyróżniały się dawniej Skałka i Gródek. Zwracamy
także uwagę na podnoszenie się gruntów ku północy w stronie
Kleparza, aż ku Michałowicom. Od południa występują Krzemionki,
pasmo puste z kamieniołomami, z których przez wieki czerpie miasto
Kraków materyał budowlany. Nizina miejska przeciąga się z
niewielkienii wyniosłosciami od zachodu ku wschodowi. Pierwotny
kierunek Wisły między Skałką i Wawelem zaznaczała do niedawna
stara Wisła. Inna byłaby sprawa ze śladami starego konta Wisły w
Dębnikach i Ludwinowie, do niedawna widocznymi, niedotykalny jej, sądząc,
że Wisła mijając Wawel i odsuwając się od niego w miejscu
niedawnego przewozu nie dozwalałaby obierać go na obronne miejsce,
jakiem był w czasach historycznych.
Tyle co do ogólnego poglądu na topografią dawnego Krakowa.
Będziemy mieli sposobność rozpatrzeć się w niej bliżej. Teraz
postarajmy się coś wywnioskować z samego układu ulic i placów
dzisiejszego miasta, kierując się jego rysowanym planem. Jak wsi
tak i miasta w odległych czasach historycznych niezawsze zabudowują
się wedle przyjętego naprzód planu. Budują się domy około gościńców,
w pobliżu uprawnych gruntów właścicieli, bez porządku. Tylko w
chwili, gdy książę na nowo zakłada miasto i wzywa do osiadania
kolonistów, urządza plac targowy czyli rynek, ciągnie ulice i
wyznacza miejsca pod domy i dziedzińce, robi się to porządnie. Z
tego względu obserwacya planów dzisiejszych miast przynieść może
wskazówkę jasną, które ich części powstały na nowo, a które
są śladem dawnych siedzib.
II.
Samo rozpatrzenie się w planie miasta Krakowa, w układzie rynku i
ulic rzuca do pewnego stopnia światło na powstanie nowych, względnie
starszych od XIII wieku części jego. Łatwo zrozumieć, że zakreślenie
rynku kwadratowego w liniach prostych, poprowadzenie ulic
prostopadle do niego od zachodu i północy jak Wiślnej, Żydowskiej
(dziś św. Anny), Szewskiej, Szczepańskiej, Sławkowskiej, św.
Jana oraz Floryańskiej, świadczy wymownie o pracy geometry, używającego
miary i sznura. Umiał on wywiązać z trudnego zadania zachowania
regularności, rachując się z istniejącymi oddawna kościołami
św. Jana, św. Floryana i Mikołaja oraz rzeką Wisłą, dokąd
ulice kierować się miały. Geometra pociął ulice przecznicami,
aby utworzyć kwadratowe kompleksy pod budowę domów drewnianych,
piętrowych, rozdzielonych od siebie miedzuchami. Mógł on w układzie
całego rynku, a w części i sąsiednich ulic dysponować dowolnie,
prawdopodobnie pustym, książęcym gruntem. Inaczej się ma rzecz
ze wschodnią i południową częścią rynku naszego, nie tak
regularnemi w stosunku do swych ulic. Geometra zaprowadził jeszcze
prostopadły układ w części ulicy Mikołajskiej, odciął na plac
kościelny, podobny rozmiarami innym kwadrat budowlany, zamknąwszy
go od południa ulicą Sienną, odpowiadającą Szewskiej z
przeciwnej strony rynku, ale w dalszym ciągu pozostawił część
jej starą już prosto, nieciągnącą się ku zamiejskiemu kościołowi,
co jej dał nazwisko, ale załamującą się łukowo. Wyraźnie okrążała
ona coś, co jej na przeszkodzie stało, a tem było stare wzgórze
grodowe. Więcej jeszcze nieregularności w założeniu tej strony
nowego rynku przedstawia skośny kierunek jedynej tutaj ulicy
Grodzkiej. Dla jej przyjęcia rozszerzają się boki rynku, wydając
ją z siebie nieznacznie, jakby niespostrzeżenie. Snać istniała
już ona zabudowana domostwami, a geometra zachował ją, wiążąc
z rynkiem przez siebie zakreślonym. Bracka ulica w dalszej od rynku
połowie, ku kościołowi
franciszkańskiemu skręca się silnie ku wschodowi; zachodziła
tego potrzeba dla powiązania jej ze starszą częścią miasta i
jej budowlami. W dalszej części miasta, w kierunku zamku, gródka
i Dominikanów, ręki mierniczej nie dostrzegamy. Ani ulice, ani
place regularnymi nie są, tem mniej wyciągnionymi pod sznur. Ulica
Szeroka z Franciszkańską i plac Dominikański mają pierzeje domów
w liniach załamujących się, plac po kościele WW. Świętych jest
nie regularny; ślady to starej osady z przed lokacyi miasta. Kraków
za Bolesława Wstydliwego kończył się na równi z murem ogrodu
Franciszkańskiego. Na planie miasta w ulicach Poselskiej i św. Józefa
zakreślającej łuk ku Dominikanom domyślamy się dawnej granicy
jej wału i fosy, a później murów fortecznych oraz pierwotnej
bramy grodzkiej. Przestrzeń oddzielająca miasto od grodu
wawelskiego była długo obrębem pustym fortecznym z przygródkiem
i kościołami św. Andrzeja, Marcina i Idziego, znanymi z czasów
przed lokacyą. Z bramy grodzkiej szła droga, która stała się później
za Kazimierza W., gdy się okół ten zamkowy zabudował, ulicą
Grodzką, wchodzącą teraz w przedłużony obręb forteczny miasta
z przesuniętą pod Wawel bramą. Krzywizny ulicy Grodzkiej,
rozszerzanie się jej nagłe i na odwrót zwężanie świadczą o
powstaniu jej z pierwotnego polskiego gościńca, biegnącego ku południowi
do przewozu na Wiśle w pobliżu Skałki. Skałka stoi długo jako
odosobnione wzgórze obronne, z dostępem po schodach drewnianych, z
kościołem na szczycie okrągłym, o którym wie jeszcze nasz Długosz.
Łatwo domyśleć się, że po za obrębem zakreślonym dla Krakowa
przez Bolesława Wstydliwego znalazła się jeszcze znaczna część
starego Krakowa pozostała w ręku swego książęcia: ów okół ze
starymi kościołami, pobrzeże Wisły, cała okolica za Wisłą z
kościołami św. Wawrzyńca, Jakóba i Skałką. Przestało się to
już nazywać Krakowem i leżało „extra urbem". Już
samo rozpatrzenie się w planie dzisiejszego Krakowa pouczy nas,
jaki to był obrąb Bolesławowskiego miasta zakreślonego w r.
1257, są bowiem dzisiejsze plantacye od zachodu, północy i
wschodu zaprowadzone na miejscu murów, fos i wałów miasta z
zachowaną od strony północnej, znaną bramą Floryańską i
kilkoma basztami. Sądzimy ze stosunków, jakie spotykamy przy zakładaniu
miast w Niemczech, że szło przedewszystkiem o utworzenie obrębu
zamkniętego już w pierwszej chwili fosami i wałami a następnie
murami i basztami. Tem otoczeniem różniły się najstarsze miasta
od wsi i osad. Z urządzeniem obrębu fortecznego i targowiska
zyskują miasta swobodę, rozwija się w nich wolny handel i samorząd.
Z obszerniejszych przestrzeni i gruntów, jakie przywilej lokacyjny
z r. 1257 przeznaczył miastu, część tylko ujęta w obręb, użytą
została na zabudowanie się i ta zyskała przywileje własnego rękodzielnictwa
i handlu. Jest rzeczą naturalną, że po za obrębem pozostały
pastwiska, grunta orne miejskie i te stare osady z kościołami
swymi, któremi książę jako obcą własnością rozporządzać
nie mógł. Rozstrzygającymi były stosunki topograficzne miejscowe
i rachowanie się z wymogami obrony i staremi drogami wiodącymi z
Krakowa w świat okoliczny.
Rynek jest centrum nowo lokowanego w XIII wieku miasta;
odpowiednio do nowych części, jakie wykazaliśmy, stanął obręb
jego od zachodu i północy równolegle do ścian rynku, z zaokrągleniem
w rogu zachodnio-północnym, z bramami Szewską, Sławkowską i
Floryańską. Fosy i wały spotkały tu grunt stosowny, twardy;
dalej posunąć ich się nie dało, bo od zachodu natrafiono na
mokrzadła i grunta niskie późniejszych garbarzy, od północy na
grunta obce. Dla nas ciekawszem jest oznaczenie granicy miasta od
wschodu, zastosowanej do warunków czysto topograficznych, tak
dalece, że ta część mogła powstać w czasach o wiele wcześniejszych
od lokacyi Bolesława Wstydliwego. Otoczenie miasta w epoce lokacyi
trzymało się spadku podniesionego terenu, może czasem i
sztucznego nasypu, jak to widzimy w pagórkowatem wzniesieniu od
ulicy Szewskiej do Wiślnej w kierunku dawnych murów miasta.
Wzniesionym jest nad bruk ulic kościół św. Anny, dziedziniec
szkoły Nowodworskiej, a przedewszystkiem wzgórze przy gmachu
chemicznym i kościele św. Norberta. Najwyraźniej w tej stronie
miasta względy topograficzne, jak ów wzniesiony brzeg bagnisk i
moczar sprowadziły kierunek obrębu miejskiego przy nowej lokacyi.
Inaczej rzecz się ma z obrębem w częściach miasta od wschodu, które
nam wędrówka po planie miasta, jako starsze od znanej lokacyi
wykazała. Tu kierunek wałów i fos wskazała rzeka Wisła, a
raczej jej odwieczny brzeg lewy. Nie piszemy naturalnie o tej Wiśle
nowej, która dziś oddziela Kazimierz od Podgórza; ale o jej
dawnem korycie, które oddzielało Kazimierz od Stradomia. Pamiętają
starsi wiekiem ten zabytek zwany starą Wisłą, jako otwarty cuchnący
zbiór wody, ujęty w wązkie koryto, z towarzyszącemi po bokach
pastwiskami i szeregami starych topól nadwiślańskich. Wypełniało
się ono wodami Wisły w czasie wylewów wiosennych. Rów sam, bo
inaczej nazwać tego nie można, był wąski, ale łąki nadbrzeżne
nisko położone kazały się domyślać, że leżą one na gruncie
dawnego koryta rzeki. Dzisiejszy wiadukt kolejowy przeprowadzony w
poprzek ulicy Grzegórzeckiej, daje miarę szerokości koryta
pierwotnej Wisły. Próżnobyśmy na planie miasta dzisiejszego,
szukali starej Wisły, bo zasypana, a cała jej dolina stanowi jedne
z pięknych ulic, noszącą nazwę Dietla, zacnej pamięci
prezydenta miasta, ale ciekawy wędrowiec odnajdzie jeszcze kawałek
starej Wisły, nadbrzeżnych łączek i drzew po za wałem
kolejowym, na drodze do rzeźni miejskiej. W tej okolicy wpada kanał
do Wisły. Z dawniejszych planów miasta widać, że Wisła biegła
równolegle prawie do murów późniejszych miasta, w części od
Stradomia do rzeźniczych jatek, następnie oddalała się, by się
znowu zbliżyć przy kościele św. Mikołaja stojącym już po za
miastem. Przestrzeń pomiędzy zaznaczonymi jeszcze przez żyjących
resztami starej rzeki, powiedzmy właściwej Wisły, a murami,
wynosiła od 244 do 385 metrów. Starszych nad wiek XV budowli nie
miała (kościół św. Jadwigi Miechowitów), za to dużo wód i
mokrzadeł. Stopniowo w miarę ustalania się koryta Wisły,
zabudowywało się mieszkaniami pobrzeże jej, podnosiła się
ziemia nasypami, tworząc przedmieście Stradom. Ale długo bardzo,
bo do ostatnich czasów okolica między murami Krakowa a starą Wisłą,
przedstawiała bardzo wiele mokrzadeł i stawów, że wspomnimy łąkę
św. Sebastyana z wyspą i szpitalem zapowietrzonych, przedstawiającą
się jako jezioro na wiosnę i w jesieni, stawy na Wielopolu, w
ogrodach ulicy Grzegórzeckiej itp. Jedyną wąską wyniosłość
tutaj nazwano i zwią dotąd „psią górką". Nieulega wątpliwości,
że całej tej części, poczynając od ulicy Mikołajskiej aż do
zamku, towarzyszy szereg zabudowań klasztornych i kościelnych, z
oknami swemi zwróconemi do dzisiejszych plantacyi. Ciągną się
ich mury frontowe w linii pokrzywionej planu, odpowiednio do dawnych
fos i wałów wschodniej granicy miasta. Oko baczne łatwo dostrzeże,
że wznoszą się na wzgórku, ciągnącym się obok plantacyi. Czy
weźmiemy na uwagę klasztor na gródku, czy klasztor św. Józefa,
zawsze spotkamy okna dolnych lokalności na wysokości odpowiadającej
zwykle pierwszemu piętru. Dziedzińce klasztorne swojem
podniesieniem oraz kościoły św. Trójcy, św. Piotra, klasztor św.
Andrzeja, znajdujące się na wzniesieniu, wskazują dowodnie, że w
granicy wschodniej miasta mamy zachowany dawny brzeg Wisły, do którego
ona w czasach przedhistorycznych, dochodzić mogła. Wiadomość, że
miasto Kraków leżało nad Wisłą, tak da się jedynie zrozumieć,
że się rozciągało długo nad jej wzniesionym brzegiem, powiedzmy
raczej nad obydwoma brzegami. Stąd te części miasta uważamy za
najstarsze: część wschodnią od gródka ku zamkowi, którą wzgórzem
św. Trójcy nazwiemy, na lewym brzegu Wisły, a Kazimierz ze Skałką
na prawym. Tylko w ten sposób da się pomyśleć w prastarej epoce
Kraków w sąsiedztwie najbliższem wodnej drogi, Kraków Skałki,
Wawelu i starych kościołów — osada handlowa z targowiskiem i
jarmarkami, z komunikacyą ze światem, z placami nadbrzeżnymi do
wyładowania towarów przybyłych Wisłą.
Lokacya miasta z XIII stulecia zastała stare drogi wiodące
ze Śląska, z gór świętokrzyskich z Rusi i Węgier do osady
podwawelskiej. Do tych utartych wiekami komunikacyi stosowała ona
kierunek ulic a później bram i fos. Z obserwacyi planu Krakowa
przenosi to nas do badania mapy okolic. Jeszcze na dawniejszych
kartach starego Krakowa spotykamy się z gościńcem wielkopolskim.
Droga to i do Śląska przez dzisiejszy Kleparz biegnąca na Olkusz,
Sławków, więc wcześnie nosi nazwę Sławkowskiej jedna z nowych
ulic. Pierwotna, z przed lokacyi biegła, jak słusznie domyśla się
Szujski, około kościoła św. Trójcy i św. Jana, dążąc do tak
zwanego placu Słowiańskiego. Starą drogę z osady do Sandomierza
znamy na miejscu — wychodziła od św. Mikołaja i trzymała się
wyniosłego brzegu Wisły, spotykając stare opactwa w Mogile, w
Brzesku, odwieczne osady Korczyna, zawadzając o prastarą Wiślicę.
Zawichost otwierał drogę na Ruś, tędy szli Tatarzy na Polskę.
Lud zna dotąd stare drogi, nazywa je królewskiemi, a powtarza dotąd,
że niemi jeździł król Kazimierz z Krakowa. Taka droga
charakteryzuje się zagłębieniem wąwozowem. Koła wozów
wypracowały przez wieki to obniżenie gościńca.
Oto wszystko, cośmy wyprowadzić mogli z rzutu poziomego
dzisiejszego o starym pierwotnym układzie placów i ulic Krakowa.
Dało nam to możność wskazania, co lokacya wniosła, a co pozostało
dawniejszem. Nie jest to wszystko, musimy szukać jeszcze innych
sposobów zbliżenia się do prawdy, sposobów pewniejszych i zapytać
się, co one przynoszą. Przedewszystkiem spróbujmy, czy nie jest
wstanie rozświecić przeszłości miasta ta reszta zabytków
architektonicznych kościelnych, co pozostała z czasów poprzedzających
lokacyą, ich układ, styl, grupowanie się. Zapytajmy historyi o
budowle nieistniejące wprawdzie, ale o których mamy pewne wiadomości
w tradycyi i kronikarskich zapiskach. Może gmachy wyjaśnią nam
stan kultury Krakowa w XI i XII stuleciu, i działalność pewnych
czynników kulturalnych. Gdyby i to nas zawiodło i sprawy starego
Krakowa nie wyjaśniło, pozostanie nam jeszcze droga badania na
podstawie dawnej topografii, prucie łona dzisiejszych bruków
miasta, rozkopywanie ziemi jako podstawy dawnych osad, dotąd
poszukiwaniami nietkniętej. Zapytamy i sąsiadów, co oni mówią o
charakterze osad w dobie tak starej i co im znaczenie i bogactwo
nadaje. Przechodzimy do badania pomników architektury.
III
W pracy prof. Maryana Sokołowskiego o zagadkowej ruinie na
wyspie jeziora Lednicy w Wielkopolsce, znajdzie czytelnik gruntowny
wywód, jak powoli i stopniowo rozwijało się na północy
budownictwo, w właściwem tego słowa znaczeniu, to jest o murach z
kamienia ciosanego. Posługiwano się aż do początku XI wieku
drzewem do budowy kościołów i grodów. Drewniane budowy nie
pozostawiają po sobie śladów, pozostają na miejscu murowane.
Zachowała się w dzisiejszym mieście pewna liczba kościołów, świadcząca
stylem i techniką konstrukcyjną, że należą do epoki
przedlokacyjnej Krakowa; wystarcza nieraz drobny zachowany ślad,
aby zabytek przeistoczony włączyć do obchodzącego nas zadania.
Staro kościoły Krakowa występują już to w grupach przez niezwykłe
zbliżenie się do siebie kilku na jednem miejscu, już też
odosobnione z dala od innych, w ulicach lub po za miastem pierwotnem
stojące. Pierwszą grupę stanowiły kościoły dziś nieistniejące
na szczycie Wawelu z jedynym zabytkiem romańszczyzny, kryptą św.
Leonarda w Katedrze. Do drugiej grupy należą trzy kościoły św.
Andrzeja, św. Marcina (dziś protestancki) oraz św. Idziego,
wszystkie na Podzamczu. W skład trzeciej wchodzi kościółek św.
Wojciecha w rynku, św. Trójcy (Dominikański), Franciszkański i
prawdopodobnie WW. Świętych, dzisiaj nieistniejący. Za Wisłą
spotykało się czwartą grupę kościołów dawnych, o których
przynosi nam wiadomość stara tradycya, św. Michała na Skałce,
św. Wawrzyńca i śś. Jakóba i Krzysztofa, Do odosobnionych
zaliczamy św. Jana w mieście i farne kościoły przedmieść św.
Floryana, św. Mikołaja i św. Benedykta na Krzemionkach. Wszystkim
tym kościołom jest lub był wspólny kierunek osi z zachodu ku
wschodowi, nawet tym, które przebudowaniem następnem śladów
stylowych nie zostawiły. Wskazuje to na obyczaj średniowieczny i
na toż samo miejsce, jakie pierwej zajmowały. Kościoły, które
zachowały w całości pierwotne ściany w swej wysokości, są dołem
zakopane w ziemi, posadzka ich jest znacznie obniżona wobec otaczającego
bruku zewnątrz gmachu. Jeżeli późniejsze epoki przekształciły
ściany kościoła w górze i podniosły posadzkę do poziomu z
otaczającym gruntem, to wystarczy odkopanie ścian zewnątrz, aby
odnaleźć stary pierwotny cokół budynku, nieraz znacznie zagłębiony.
Studyum zabytków bez tych poszukiwań obejść się nie może nawet
i ze względu na użyty materyał do budowy pierwotnej. Tyle co do
ogólnych uwag o zabytkach naszych, wchodzimy teraz w bliższe
obchodzące nas szczegóły, poczynając od grupy wzgórza
wawelskiego.
Czasy Bolesława Chrobrego zastają tu drewniane dworzyszcza
książęce, kościoły śś. Michała i Jerzego i okrągły,
murowany śś. Felicyana i Adaukta. Przybywają później kościółek
św. Maryi Egipskiej, z czasów fundacyi klasztoru Zwierzynieckiego,
należący do XII stulecia, oraz kościół katedralny stawiany z
gruntu przez Władysława Hermana, poświęcony w r. 1110, z którego
pozostała romańska krypta św. Leonarda. Jest też to jedyna
pozostałość po wspomnianych świątyniach na Wawelu — resztę
czas i przygody wymiotły. Widzieliśmy przed kilkudziesięciu laty
całe wzgórze wawelskie zajęte budowlami, a jednak niebyło już
śladu innych kościołów, jak katedralny. Sądzimy, że od końca
XII wieku obok panów grodu, książąt świeckich, panuje na zamku
duchowieństwo z biskupem i jego dworem — z mieszkaniami księży
i szkołą katedralną. Obok dworzyszcz książęcych mieści się
na wzgórzu kurya biskupia. Tych dwu dostojeństw pomieszczenie
musiało być ściśle rozdzielone; książęce głębiej na górze,
bliżej wejścia duchowne, stąd musimy zgodzić się na nazwę
przygródka dla części dziedzińca przedniej; był on łatwo dostępny
od zewnątrz; był nim prawie do ostatnich chwil. Prastary kościół
św. Michała, stał na samym środku całego wzgórza Wawelu,
wprost naprzeciw wejścia na górę; bliżej zachodniej strony stał
św. Jerzy, patron rycerstwa średniowiecznego. Kościół
katedralny zwieszał się u krawędzi północnej wzgórza,
rozmiarami mniejszy od dzisiejszego. Obok kościołów były domki z
ogródkami księży wikaryuszów, pamiątki kuryi katedralnej. Księżemi
są domy naprzeciw fasady katedry. Wszystko to przemawia za tem, że
pierwotne dworzyszcze książęce zajmowało miejsce pałaców
dzisiejszych i musiało mieć zaniknięcie swoje inną broną od
dziedzińca kościelnego, swoją wieżę (stołp), kanał wycieczki,
fosy i palisady, zanim przyszły mury. Ale o tem wszystkiem milczą
ściany dzisiejsze, a dopowiedzieć nie ma nam kto, bo drewniane
budowy giną bez śladów. Więc tylko ta jedna krypta katedralna mówi
za wszystko i uczy nas, że ciasno musiało być od budowli na wzgórzu
wawelskiem w końcu XI stulecia, gdy Herman zakładał fundamenty
katedry, wieszając ją na skale u krawędzi wzgórza.
Z grupy drugiej kościołów u podnóża Wawelu, obok starego
gościńca rozsiadłej, zachował jeden z nich swą starą szatę
romańskiego stylu i oznakę stanowiska wyższego hierarchicznego w
swych dwóch wieżach od frontu. Typ to benedyktyński końca XI
stulecia, typ kościoła pułapowego, nie sklepionego. Wątkiem ścian
jego kamień ciosowy starannie obrobiony, w szychtach regularnych.
Kamień nie jest wapieniem z gór Lasoty, ale z dalsza sprowadzonym.
O starożytności mówi posadzka obniżona o 1,20 m. w stosunku do
bruku ulicy. Wejścia głównego nigdy nie posiadał, czy jedyne
dzisiaj od północy jest pierwotnem, wątpić należy. Mogło ono
być od południa, zanim objęły dziedzictwo w XIV wieku Klaryski.
Co znaczy brak głównego od frontu wejścia, co spowodowało
utrudnienie tu dostępu, są to zagadki, które badania bliższe mogłyby
wyjaśnić; wątpliwą jest jego mniemana inkastellacya; parę otworów
u facyaty nie są jej dowodem wobec braku framug od wewnątrz —
niema też dostępu do wnętrza wieży od zewnątrz lub wewnątrz na
dole i jest dopiero na wysokości piętra. Niemożna także twierdzić
o przynależeniu kościoła do obronnego przygródka. Stał na
lekkiem wzniesieniu. Drugi w sąsiedztwie kościół tej grupy, św.
Marcina, choć przeistoczony, zachował położenie takie samo,
jakie miał pierwotny na tem miejscu. Nasi dawniejsi kronikarze
twierdzą, że go zbudował Piotr Włast. Front cofa się od ulicy
ale oryentacyą ma starą; mógł być pierwotnie mniejszym i mieć
wieżę frontową, na którą miejsce jest dzisiaj. Posadzka mało
się zagłębia, ale poszukiwania w ziemi ścian zewnątrz i
zbadanie murów pod tynkiem mogłyby coś przynieść. Długosz
widzi już kościół św. Marcina ceglanym gotyckim i donosi, że
prawo patronatu mają stare rody Gryfitów i Ostojów. Ceglanym
gotyckim jest "kościółek św. Idziego u stóp zamku, pod
kurzą stopą, przy dawnej drodze stojący. Szczupłość miejsca
wskazuje, że i pierwotna na tem miejscu budowa Władysława Hermana
musiała nie być rozmiarów większych. Stanął na przedłużeniu
skalistem Wawelu; skałę spotykano w niewielkiem zagłębieniu przy
braniu fundamentów pod budowę sąsiednich kamienic. Oryentacyą ma
słuszną, dla ostępu od frontu, nie miał, ale z boku od południa.
Mamy więc grupę starych kościołów murowanych, z tych
jeden quadro lapide w duchu architektury benedyktyńskiej.
Usadowiła się ta grupa na wąskim pasie wzgórza spadającego od
Wawelu ku św. Andrzejowi, z początku szerokiego zaledwie 80 mtr.,
przy kościele św. Idziego, ale rozszerzającego się w ulicę
Kanonicza i w plac, na którym kościół św. Piotra. Graniczy ten
pas z dawnym brzegiem Wisły od wschodu, od zachodu zaś z mokrzadłami
nisko położonemi, w linii dzisiejszych ogrodów kanoniczych.
Grzbiet nasz obecnie wznosi się nad poziom ulicy św. Gertrudy, o
5,04 m., nad poziom plantacyi pod zamkiem o 5,82 m.; jeżeli się
stosunkowo mniej podniósł grunt w okolicy św. Andrzeja, o tyle
podwyższył się w dwu wskazanych miejscowościach znaczniej. Czy
grupa nasza kościołów stanowiła przygródek zamkowy i w nim
pomieszczoną była? o ile z jednej strony potwierdzałoby to
podanie o obronieniu się tu w r. 1241 mieszkańców miasta Tatarom,
z drugiej trudno przypuścić, aby użytą na fortecę była własność
benedyktyńska św. Andrzeja, choć stała na gruncie zamkowym.
Drugą grupę kościołów znajdujemy zamkniętą obrębem
lokacyjnym z r. 1257. Najwięcej wysuniętym ku północy jest kościół
św. Wojciecha, który znalazł się niespodziewanie na nowym placu
targowym, rynku krakowskim. Układem swojego planu, wątkiem ścian
kamieniem brukowym i szczegółami zachowanymi stylu romańskiego,
przynosi wiadomość o swej starożytności. Należy do małych kościołów
zwykłych XII wiekowi; jest starszym od św. Andrzeja. Zachowany
portal północny świadczyłby, że był klasztornym lub że miał
wieżę od frontu, jak w naszych najstarszych kościółkach.
Posadzka jego jest dziś na równi z brukiem rynku, gdyż ją w
czasie przebudowy kościółka w XVII wieku podniesiono, gdyby się
zachowała pierwotna, byłaby o 1,50 m. poniżej bruku; portal jest
o 1,65 m. zakopany w ziemi, widoczną jest zaledwie jego górna część
półkolnie zamknięta, z tympanonem gładkim. Połowa dolna ścian
magistralnych zachowała pierwotny kamienny materyał na nieszczęście
potynkowany, wyższa połowa jest ceglaną z czasów zbudowania kopuły
w XVII w. Przy rozkopaniu portalu napotkano u dołu progi świadczące,
że kościółek pierwotnie stał na lekkiem podniesieniu. Kościół
Dominikanów pod starem wezwaniem św. Trójcy, w najstarszej swej
części t. j. presbiteryum i jego ścianach magistralnych oraz ścianie
szczytowej wschodniej ze swą ornamentacyą odnieść należy do r.
1224, daty poświęcenia Iwonowskiej budowy. Świeżo odkryte części
klasztorne z epoki romańskiej z użyciem kamienia i cegły, do tych
czasów odnieść należy. Posadzka z tych czasów spuszcza się o
1,10 m. poniżej bruku. Kościół stoi na lekko pochyłym gruncie z
zachodu na wschód, na miejscu drewnianej fary krakowskiej, jak
pisze Długosz: „totius urbis Cracoviensis parochia",
więc jedynego kościoła parafialnego z przed lokacyi. Oddając
Dominikanom stary kościół, uwalnia go biskup Iwo od cura
animarum. Miał zbudować na farny kościół Panny Maryi —
czy na tem samem miejscu, co dzisiejszy w rynku, twierdzić nie można,
bo w budowie jego najstarsze części nie sięgają nad początek
XIV stulecia. Zanotował Miechowita, że ów prastary kościół św.
Trójcy stanął na miejscu gontyny pogańskiej, gdy za jego czasów
walały się po korytarzach klasztornych trzy kamienne bałwany pogańskie.
Jak zobaczymy, ważna to dla nas wiadomość.
Trzeci kościół naszej grupy, klasztorny Franciszkanów
jest ceglany i pochodzi w swoich najstarszych częściach z
pierwszej połowy XIII wieku. Posadzka jego jest o 2,05 m. poniżej
bruku — część presbiteryum przybudowana w XV stuleciu, zagłębia
się w ziemi o 1,35 mtr. Budynek kościelny stoi na gruncie zniżającym
się ku zachodowi. Wejście miał z boku od północy, ku ulicy
Brackiej. Do grupy tej zaliczylibyśmy chętnie i kościół farny
Wszystkich Świętych, dziś nieistniejący. Jak na teraz wychodzi
ta budowa z zakresu naszej pracy i to tem więcej, że nic o niej
powiedzieć nie umiemy. Niewiążący się z żadną z naszych grup
kościółek św. Jana prawie zagubił cechy romańskie; prócz układu
swego grundrysu, kierunku oraz pięknie zachowanej ciosowej absydy,
mógł on, jako duninowski, mieć od frontu wieże, a wskazuje na to
placyk przed kościołem. Przypuszczamy, że ściany magistralne w
częściach ponad ziemią są z kamienia zbudowane. Nie potrafiliśmy
doszukać się ich cokołów przy rozkopywaniu ziemi, ale to pewna,
że posadzka dzisiejsza w XVII wieku została podniesioną. Dziś
ona leży niemal na równi z brukiem ulicy św. Jana. Pozostałyby
jeszcze dwa kościoły odosobnione, po za liniami obwodowemi miasta
z r. 1257 stojące: św. Floryana i św. Mikołaja. Obu erekcye
stare, ale ślady średniowiecza w gmachach zatarły restauracye i
przebudowy po pożarach. Przypuszczamy, że stoją na swoich
pierwotnych miejscach. Z kościołem św. Floryana łączy legenda
sprawę relikwii tego świętego, przywiezionych z Rzymu w r. 1184,
kiedy biskup Gedeon miał zbudować pierwszy kościół na tem
miejscu przeznaczonem jakoby wolą św. Floryana. Był on murowany z
kamienia, czego dowodem rzeźbione ciosy, odnalezione przed
niedawnym czasem w stylu romańskim, złożone do rondla bramy
Floryańskiej; przeszedł fazę gotycyzmu, dzisiaj jest barokowym.
Posadzka pierwotna obniża się w stosunku do bruku o 5 progów;
toby znaczyło, że wzgórze, na którem stoi, niewiele się podniosło
nasypami po pożarach. Kościół stanął na gruntach Benedyktynów
tynieckich, dla tego w chwili lokacyi nie był włączony w obręb
miejski. Toż samo zaszło z drugim kościołem św. Mikołaja, położonym
na spadku wzgórka nabrzeżnego dawnej Wisły. Data erekcyi
nieznana, ale kościół istnieje w XII wieku, mógł być
drewnianym; dziś śladu średniowiecza nie nosi, a o zagłębieniu
w ziemi sądzić nie można, bo posadzkę wiek zeszły podniósł
znacznie, stąd do topografii miasta nic nie przynosi. Stał ten kościół
na pagórku nadbrzeżnym Wisły, spadek wzgórza widoczny w ogrodach
proboszcza, wezwanie patrona szyprów św. Mikołaja, odpowiada
pobliżu rzeki.
Przenosimy się teraz na południe, by spojrzeć na zabytki
kościelne dzisiejszego przedmieścia Kazimierza. Nie dochowały się
nam najstarsze z nich, któreby odnosiły się do spraw XI, XII lub
XIII wieku; zburzono doszczętnie wiejski kościół św. Wawrzyńca
w Bawole, stojący obok dzielnicy starej żydowskiej, św. Jakóba,
w rogu dawnego miasta wschodnio-południowym, ale pozostała nam do
dziś podstawa skalistego wzgórza zwana Skałką, z kościołem św.
Michała i tradycyą żywą o zabójstwie św. Stanisława w r. 1079
tu dokonanem przez króla Bolesława Śmiałego. Choć miejsce to
tak dobrze zapisane jest u annalistów naszych, badacz średniowiecza
nie znajdzie w budynkach Skałki najdrobniejszego śladu odległych
czasów. Ani romanizm ani gotycyzm nie zostawiły tu najmniejszych
dowodów istnienia, Wiadomości, jakie nam podaje Długosz i widoki
zabudowań skałecznych z XV i XVI wieku na skrzydłach tryptyków
ze scenami z życia patrona Polski, mogą nam dać potrzebne wiadomości.
Długosz zna pierwotny kościół św. Michała zbudowany z
kamienia, w formie okrągłej jak kościół św. Maryi Egipcyanki
na skale wawelskiej, stojący na platformie wzgórza skalistego. Rzeźby
wspomniane dają obraz jak wyglądał w końcu XV w., ale o tyle różny
od pierwotnego, że od zachodu przybudowano do pierwotnej okrągłej
budowy kościół gotycki od frontu, przyczem zarazem i wnętrza obu
kościołów tych połączono. Poszanowanie religijnej pamiątki i
potrzeba powiększenia uczęszczanej przez pobożnych świątyni
sprowadziła tę zmianę. Budynki wznoszą się na pochyłości, jaką
wierzch Skałki przedstawiał. Wierzch ten, owa platforma górna
jest szczupłą, zajmuje bowiem co najwięcej 200 metrów
kwadratowych. Klasztor dzisiejszy, plac przed nim z sadzawką i
ogrody obok murów Kazimierza wystarczają natomiast na
pomieszczenie obok Skałki innych zabudowań, w odległej epoce średniowiecza.
To co należało do spuścizny po dawnych czasach dostało się następnie
rektorom kościoła i przeszło z pewnością za Długosza do Paulinów.
Była Skałka małem, niedostępnem od strony Wisły wzgórzem
skalistem, jedyny zaś dostęp od strony wschodniej dawały schody
drewniane pokryte daszkami, które zawsze występują na
przedstawieniach Skałki w scenach męczeństwa św. Stanisława. Że
wzgórze panowało ongi wyżej nad okolicą jest rzeczą pewną,
wody sadzawki dziś zgłębionej o cztery metry poniżej placu przed
kościołem widzimy na obrazach prawie na równi ze spodem wzgórza.
Patrząc na dzisiejszy plan Kazimierza dostrzegamy łatwo, że Skałka
z placami swymi występowała poprzed mury forteczne. Z naszych
widoków osądzić łatwo, że stanowiła osobne miejsce obronne,
jakby wysuniętą redutę z kościołem i budynkiem mieszkalnym, połączonym
z nim przejściem na piętrze. Dostępu strzegły od zachodu stawy,
od północy Wisła. O przewozie na Wiśle przed Skałką i wyspach
na rzece w tej okolicy donoszą nasze dyplomataryusze.
Pozostaje nam jeszcze jeden prastarej erekcyi kościół św.
Benedykta, na skalistem wzgórzu Lasoty. Stoi on na pustkowiu,
odwiedzany w czasie dorocznej uroczystości Rękawki. Tytułem swym
i starą zapisaną tradycyą, wiąże się z św. Mikołajem i Tyńcem.
Dzisiaj przedstawia się bezstylowo; podpierany szkarpami utracił w
wątku i układzie planu wszelkie ślady średniowiecza. Przed
wiekami te dwa kościoły na wzgórzach stojące, przedstawiały się
pięknie płynącym Wisłą i dopełniały nawzajem.
Wśród naszego przeglądu zabytków architektury z czasów
przed lokacyjnych, zaledwie dotknąłem kościoła, którego jednak
erekcya wyprzedziłaby je choć o lat pięćdziesiąt. Mam na myśli
kościół N. Panny Maryi, w rynku dzisiejszego Krakowa. Prawda, że
nie zachował on niczego w budowie swojej, świadczącego o tak
odległej przeszłości, mówimy o nim tutaj jedynie dla miejsca, na
którem pierwotnie miał stanąć. O tem, że zbudował go Iwo Odrowąż
w miejsce dawnego drewnianego farnego św. Trójcy przynosi wiadomość
dokument erekcyjny, wedle słusznego uznania naszych historyków,
podrobiony znacznie później. Szczegół powyższy powtarza Długosz,
nie wiadomo, czy tylko na tym dokumencie oparty. Faktem jest, że w
r. 1224 utracił kościół Dominikanów curam animarum i
należało zbudować nową farę lub umieścić ją w stojącym w
Krakowie innym kościele, jakich podówczas nie brakło. Ale czy Iwo,
przebudowując drewniany kościół farny na dominikański murowany
z cegły, którego części dotąd dają się widzieć, miał czas i
dostateczne środki, by współcześnie stawiać drugi kościół,
takiego pytania nikt sobie dotąd nie postawił. Jest mojem
osobistem zapatrywaniem, że kościół Panny Maryi, stojący w
najbliższym związku z rynkiem, uformowanym w czasie lokacyi w r.
1257 i stosujący się do tego placu nie mógł stanąć na tem
miejscu przed urządzeniem i zabudowaniem rynku. Wszakże trudno
przypuścić, aby przed lokacyą obierano nań miejsce puste, położone
stosunkowo nisko, w pewnem oddaleniu od centrum życia mieszkańców.
Sądzę, że wszystko, co w dokumentach najstarszych do kościoła
Panny Maryi znajdujemy, a na prawdę jest tylko jedna znana zapiska
z r. 1224: „parochianus ecclesiae S. Marinae", nie odnosi się
do kościoła na miejscu teraźniejszem. Mógł książę w r. 1257
dać plac pod kościół, mógł go zbudować, jak zbudował
Sukiennice; potwierdzałoby to prawo kollacyi królewskiej, ważące
się z prawami biskupa krakowskiego przy nominacyi proboszcza i
prawa rady miejskiej i opieki edylów na bogactwami kościelnemi.
Nasz Pruszcz ma czasem ciekawe wiadomości zaczerpane z nieznanych
nam źródeł, oparte o stare krakowskie tradycye. To też nie dziwi
nas wcale, że pisząc o byłym kościele W W. Świętych donosi o
stosunku jego do dawnego farnego św. Trójcy w słowach : „ten na
Grodzkiej ulicy jest zbudowany, wprzód drewniany, a przynależał
do św. Trójcy farnego natenczas kościoła, potem zmurowany i
nadany od szlachetnego Jakóba Bobole". Skoro przynależał do
dawnej fary, mógł ją zastąpić na czas krótki. W pięćdziesiąt
lat po lokacyi Krakowa istnieją cztery parafie, między nimi św.
Krzyża i W W. Świętych w starej dzielnicy miasta; parafie św.
Szczepana i N. M. Panny nowe obejmują części miasta po lokacyi.
Kończąc rozdział streszczamy pokrótce, co nam przyniosło
badanie zabytków budownictwa o Krakowie XI i XII wieku. Zabytki
architektury kościelnej pouczają nas grupami swemi o charakterze
osad — większa liczba kościołów obok siebie mówi o ludności
tutaj gęściej zamieszkałej, o domach w ściśniętych szeregach.
Odnosząc się do XI i XII wieku świadczą o kulturze tej epoki,
umiejącej posługiwać się miejscowemi rękodziełami. Odosobnione
kościoły wskazują zaś, że należały do wsi pod grodowych i były
ich kościołami parafialnymi. Większa część kościołów z
przed lokacyi wiąże się z Benedyktynami: jedne jako ich własność,
inne jako za ich wpływem wyrosłe, a ślad jednego i drugiego
stosunku widoczny w wezwaniach benedyktyńskich. Św. Andrzej należy
do Benedyktynów sieciechowskich, św. Floryan i św. Mikołaj stoją
na gruntach Benedyktynów tynieckich, św. Idzi pozostaje w związku
z Benedyktynami w St. Gilles, św. Benedykt i św. Wojciech są świętymi
zakonu. Nie dotykamy wpływów Benedyktynów na Skałkę i Wawel
(krypta). Stosunki z Tyńcem pierwotnych biskupów krakowskich przy
budowie katedry stwierdzone zostały ostatniemi badaniami naszych
historyków. Ze Kraków był już miastem przed lokacyą 1257 r.,
dowodzą żebrzące zakony Dominikanów i Franciszkanów wedle reguły
jedynie w miastach osiadające, a tu zaprowadzone na samym początku
XIII stulecia. W ogólności o panującej kulturze benedyktyńskiej,
o wpływach Tyńca, o architektach benedyktyńskich, o sprowadzaniu
Wisłą materyału do budowy zdala, kiedy kamieniołomy na Lasocie
jeszcze nie były w użyciu, o rękodzielnikach miejscowych mówią
nam pomniki. Pytajmy teraz, co nam dopowie jeszcze rozkopana ziemia
i pogląd na stosunki topograficzne Krakowa.
IV.
Staraliśmy się z rzutu poziomego dzisiejszego miasta wywnioskować,
które części Krakowa zaludniły się przed lokacyą Bolesławowską,
usiłowaliśmy odnaleść stary zrąb dawniejszej osady i ten, co
wszedł w obręb lokacyjny i ten, co pozostał extra urbem.
Ugrupowaniem pomników budownictwa kościelnego, charakterem ich
stylowym oznaczyliśmy ogniska osad. Szczęśliwy jestem, że udało
mi się także zyskać sposobność zajrzenia do posad pierwotnych
miasta, Sposobność tę, dla badania dawnej topografii niezwykle
doniosłą, dały rozkopy ziemi, prowadzone niemal w całem mieście
w znacznych głębokościach roku zeszłego i bieżącego dla
kanalizacyi wodnej.
Wiadomo dobrze, że bruki każdego z miast większych wznoszą
się stopniowo przez wieki w górę, wzrastając w ten sposób, że
na zgliszczach spalonych domów na śmieciskach i błotach nie wywożonych
przez całe lata, kładzie się nowe bruki, zostawiając pod niemi
stare, a tak tworzą się szychty pogorzeli i błota, z któremi
obok kilku bruków spotkać się można w bokach rozkopów. Ulice
nisko położone, błotne będą miały nasypy grubsze, calca
pierwotnego ziemi głębiej tu szukać trzeba, niżeli na placach i
ulicach prowadzonych po wzgórzach, gdzie błota mniej się zbiera,
bo spłukuje je woda deszczowa. Łatwo stąd zrozumieć, że
topografia dzisiejsza Krakowa nie jest taką, jaką była przed
wiekami, wzgórki zmalały, bo doliny i wąwozy wypełniły się i
podniosły nasypami. Dowód tego mamy na kościołach; im starsze,
tem więcej mają obniżoną posadzkę w stosunku do dzisiejszego
bruku; zależy to i od tego, czy powstały pierwotnie na wzgórzu,
czy w dolinie. Kompleksy domów mieszkalnych są także wskazówką
podnoszenia się gruntu, a, zdarza się nieraz, że to, co było
pierwej parterem, stało się później piwnicą. Potrzeba bruku
zjawia się wcześnie w miastach handlowych. Stare rynki,
przeznaczone na składy towarów, zwożonych końmi, na
prymitywnych, ciężkich wozach potrzebują twardej podstawy. To też
niewątpliwie zaraz po założeniu rynku i jakiem takiem zabudowaniu
go, zjawiają się w Krakowie bruki; reszty tego pierwszego bruku
spostrzegliśmy przy wspomnianych rozkopach w roku zeszłym i bieżącym.
Rozkopy robione były w rynku, w ulicach św. Jana i Szpitalnej w całej
ich długości, a sięgały do głębokości więcej niż 3,5
metrowej, w której budowano cementowe wodne kanały. Po zdjęciu
dzisiejszego bruku i kopaniu w głąb, na szerokość odpowiednią
odnajdowano stopniowo dawniejsze bruki, szychty pożarnych nasypisk,
rury wodociągowe, a poniżej, w samej głębi, około półtrzecia
metra od powierzchni dzisiejszej pierwotne bruki i pomosty. Pierwszy
ich ślad odnalazł się w głębokości 2,25 m. pod powierzchnią,
w rogu rynku w pobliżu ulic Wiślnej i św. Anny; bruk utworzony był
z kamienia łupanego, w sztukach zbliżonej do siebie wielkości,
szczelnie wzajem przystających. Kamienie od użycia nieco zaokrąglone,
w każdym razie gładkie. Ten sam bruk odnajdowano częściowo kopiąc
w rynku w kierunku od ulicy Wiślnej do Sławkowskiej, ale najwyraźniej
zarysował się on w pobliżu wylotu ulicy Floryańskiej przed
dzisiejszym hotelem Drezdeńskim. Doskonale zachowany, leży głębiej
o kilkadziesiąt centimetrów od wskazanego powyżej, bo pod
powierzchnią rynku o 2,65 m. Ten sam bruk odnaleziono na tej samej
wysokości w ulicy św. Jana, a ciągnął się on bez przerwy w
pobliże kościoła św. Jana i w części początkowej ulicy
Szpitalnej, urywał się dalej, aby w jednej i drugiej ulicy ustąpić
innemu systemowi bruku.
Pod brukiem naszym był już calec, to jest nieruszana
ziemia, stąd wniosek łatwy, że mamy do czynienia z poziomem nowo
założonego miejsca targowego przez Bolesława Wstydliwego w r.
1257. Że tak jest, świadczy nadto inny dowód. W przywileju
lokacyjnym książę zapowiada budowę sukiennic i takowe stawia na
tem samem miejscu, na którem dzisiejsze stoją. Owe cztery
kompleksy murowanych z dzikiego kamienia kramów, widoczne były
wyraźnie przed ostatnią restauracyą sukiennic. Wiadomo, że w
pierwotnem założeniu wejście do tych kramów było z środkowej
wolnej ulicy, a raczej że w ulicę środkową zwracały się lady z
towarem. Wejście do dzisiejszej halli z rynku spotyka się z jej
posadzką wprost. Posadzka pierwotnych kramów Bolesławowskich
odnalazła się również o 2,60 m. poniżej dzisiejszej, a stanowiła
podłogę późniejszych piwnic. Te piwnice były właściwemi
kramami Bolesławowskimi, stojącymi nad ówczesnym poziomem. W
czasie restauracyi sukiennic w roku 1876, kierownik jej, architekt
Pryliński, dał mi znać, że w ścianie piwnicy sklepu użytego na
biura wagi miejskiej odnalazł ślady zamurowanych otworów.
Zbadawszy rzecz na miejscu, przekonałem się, że te otwory
odpowiadają dokładnie wymaganiom lady i wejścia do kramu. Zwrócone
do wnętrza środkowej ulicy były nasze piwnice pierwotnymi kramami
i odpowiadały w zupełności podstawie rynku, którą w
wykopaliskach odnaleziono. Co więcej, wiem z relacyi dyrektora
budownictwa p. Wdowiszewskiego, że przy linii A—B w rynku niektóre
kamienice zachowały przed facyatami swemi piwniczki, które znalazły
się pod dzisiejszym trotoarem, jako pamiątka podcieni należących
do domów. W jednej z kamienic nr 43 spotkał się p. Wdowiszewski z
taką piwniczką mającą ślady bramki wyprowadzającej na rynek w
czasie, kiedy jeszcze bruk podniesiony nie był. Ta piwniczka była
ubikacyą parterową; przypuszczać więc można, że wobec obniżonego
o 2,50 m. poziomu rynku w epoce lokacyi miasta, próg wejścia do
starszego kościoła św. Wojciecha wznosił się o 1,65 m. czyli,
że stał na lekkiej wyniosłości naturalnej z dostępem po więcej
niż dwóch znalezionych progach. Wyniosłość ta, przypuszczamy,
była przedłużeniem wzgórza św. Trójcy. Ratusz z wieżą, o ile
sądzić możemy, stanęły na nasypie, jak świadczył o tem dostęp
po schodkach zewnętrznych, pilnowanych przez lwy kamienne i wzgórek
przed wieżą od północy, niedawno skasowany. Jak z uwagi na to
pogłębienie znalazłby się kościół N. P. Maryi wedle tradycyi
starszy na tem miejscu od lokacyi, o tem wobec tego, że nie pozostało
śladów dawniejszych nad wiek XIV w dzisiejszej budowie, nie
potrafimy na razie nic stanowczego powiedzieć. Zagłębienie cokołu
jego wieży dzwonnej o 1,15 m. zgodne byłoby z podniesieniem się
gruntu w XIV stuleciu, jakie widzimy przy presbiteryum Franciszkańskiem.
A teraz rozpatrzymy się w terenie sąsiednich ulic naszego
Bolesławowskiego rynku. Co nam wykazało rozkopywanie ziemi przy
początku ulicy św. Jana, wskazaliśmy powyżej. Bruk podobny jak w
rynku i na tej samej wysokości szedł tutaj kilkadziesiąt kroków,
ale zamieniał się niespodziewanie w dalszym ciągu na pomost
drewniany, kładkę utworzoną z dylów sosnowych ociosanych siekierą,
szerokich na 25 do 35 centimetrów, grubych 20 do 25 cm., układanych
poprzecznie do kierunku ciągnącej się ulicy, a spoczywających na
legarach niezwykle długich, sosnowych lub dębowych i
przymocowanych kołkami. Ponieważ robiono rozkopy na szerokość
potrzebną dla budującego się kanału betonowego, mniej więcej na
1,20 m., nie można stanowczo orzec, czy owe dyle przechodziły
przez całą szerokość ulicy. To pewna, że drzewo było zdrowe, a
robotnicy dzisiejsi, wycinający je po bokach, mieli trudu niemało
z jego usunięciem. Pod drewnianym pomostem znajdowano ziemię czarną,
tak zwaną kurzawkę, świadczącą o pierwotnych mokrzadłach, a
jeszcze częściej czysty piasek. Pomost stopniowo ale bardzo
nieznacznie, biegnąc za kierunkiem ulicy ku Pijarom, podnosił się,
gdyż przy kościele św. Jana znajdował się w głębokości 2,70
m. a przy pałacu książąt Lubomirskich już tylko w głębokości
2,35 m.
Po nad drewnianym brukiem, o 0,80 mtr. natrafiono wszędzie
na bruk kamienny, podobny zwykłym, z łupanego kamienia wapiennego,
na nim zaś leżały rury drewniane wodociągowe, a po nad tem
warstwy gruzów i spalonego drzewa oraz bruki bliższych nam epok.
Wobec pierwotnego drewnianego pomostu odnalezionego w ulicy, w głębokości
2,70 m. był kościółek św. Jana zbudowany na lekkiem
wzniesieniu. Przy kopaniu pobocznego kanaliku natrafiono w głębokości
1,40 m. na bruk stary z kamienia łapanego w grubych sztukach. Bruk
ten, ułożony do poziomu stanowił jakby obejście w około kościoła
blisko na jeden metr szerokie, spadał następnie ku ulicy do głębokości
2 metrów, stanowiąc jakby równię pochyłą, spotykającą się
zapewne z pomostem o 70 centimetrów niżej położonym. Bruk to
zatem XIII stulecia. Źle skierowany wykop niedozwolił zbadania
starych ścian kościelnych, a to, co się znalazło, należało do
pilastrowań facyaty dokonanych w XVII w. Za Długosza była tu
prebenda, której patronat należał do Dąbskich herbu Sternbark;
miała ona uposażenie w dziesięcinach wsi ziemi Siewierskiej.
Rozkopywania nie dotarły również do samego kościoła Pijarów,
ale o kilka metrów od niego zostały powstrzymane. Podobny pomost
odnaleziono w ulicy Szpitalnej, w mniejszej nieco głębokości, sądząc
na oko, gdyż wymiarów nie sprawdzałem. O jeden metr nad pomostem
znalazł się stary bruk, a na nim rury wodociągowe. Niektóre dyle
sosnowe odróżniały się kolosalnymi rozmiarami i zdrowiem przez
czas nietkniętem. Pomost kończył się na równi z bramą hotelu
Pollera a poczęła się pokazywać szychta ceglana w sztukach dużych
mająca około 0,65 mtr. grubości, ginąca w pobliżu dawnych murów
miejskich, których fundament, założony na ziemi, odnaleziono
nietknięty. Tu się rozkopywania skończyły. Dodajmy, że
natrafiono przed gmachem kasy oszczędności na krótki pomost
drugi, o 0,50 m. nad pierwotnym biegnący, nagle w górę podnoszący
się oraz, że, minąwszy hotel Pollera, trafiono na fundamenta
kamienne murów, prawdopodobnie do szpitala św. Ducha należących.
Tyle nam przyniosły badania gruntu w rynku i ulicach sąsiednich.
Wskazały one, że posady rynku w epoce lokacyi szukać trzeba w głębokości
znacznej, że zatem nowe targowisko powstało w kotlinie nisko położonej,
która prawdopodobnie do tej chwili była miejscem niezamieszkanem.
Teren podnosił się ku północy; pomosty szły nieco ku górze w
ulicach nowo zakreślonych, dążących do Kleparza i szpitala św.
Ducha.
Teraz zobaczmy, co nam przynosi wiadomość o tym poziomie
rynku ze względu na oznaczone przez nas powyżej starsze części
Krakowa. Jest rzeczą pewną, że miejsca pagórkowate w osadach
ludzkich stałej zachowują swój charakter, niżeli doliny, szczególniej
jeżeli są zabudowane. Place i dziedzińce wewnętrzne mają mniej
nasypów i trzymają się mniej więcej pierwotnej konfiguracyi
gruntu. W ten też sposób daje się wytłumaczyć powolne wyrównywanie
się pierwotnej, pagórkowatej, prastarej siedziby ludzkiej do
pewnego, jednolitego poziomu. Jeżeli na tym pozornym dzisiejszego
naszego miasta terenie, dostrzegamy nieznaczne, zaledwie okiem
widoczne wzniesienia, bądźmy przekonani, że w odległych epokach
wobec sąsiednich i niższych o wiele placów i ulic urastały one w
znaczne pagórki. Z konfiguracyi dawnego planu miasta, z kierunku
jego murów od strony wschodniej wywnioskowaliśmy powyżej, że
wzniesiony brzeg Wisły wskazał z tej strony zakończenie obrębu
miasta. Przepływający Wisłą przed wiekami poniżej panującego
Wawelu, widział kościoły stojące na znacznem podniesieniu.
Podniesienie to w stosunku do właściwego miasta poczynało się jeżeli
nie w okolicy św. Mikołaja, to w każdym razie przy miejscowości
do dzisiaj zwanej Gródkiem. Otóż wobec odszukania pierwotnego
niwean rynku rodzi się pytanie, gdzie od jego strony kończyły się
nadbrzeżne wzgórza, skoro nie przedłużały się w miejsce wyraźnie
niskie, obejmujące plac targowy. Wskazaliśmy że ulica Mikołajska
w połowie swojej długości zmienia kierunek, zakreśla łuk wyraźnie
omijając coś, co jej na przeszkodzie stało. Przeszkodą tą był
tutaj wzgórek, na którem później stanął dzisiejszy klasztor z
kościołem na Gródku i cały kompleks kamienic, zakreślony bokiem
ulicy św. Krzyża od plantacyi do ulicy Mikołajskiej, zbudowany na
podnoszącym się ku północy terenie. Wzgórze lekko spadało ku północy;
od wschodu, od Wisły wznosiło się stromo, od południa przechodziło
z lekka w wzgórze Dominikańskie, dawne farne św. Trójcy.
Nazwa Gródek jest starą, odpowiada łacińskiej: castrum
— stało więc na tem wzgórzu obronne zabudowanie otoczone od
zachodu fosą obszerną, którą następnie zajęły domy mieszkalne
w ulicach św. Krzyża i Mikołajskiej (Rzeźniczej). W najstarszych
księgach Krakowa pod r. 1340 znajdujemy zapiskę (nr. 1358) odnoszącą
się do tej fosy. Przed wójtem Hankonem z Olkusza i ławnikami
staje Staszko scriptor „z rozkazu Pana naszego króla
Kazimierza" i oświadcza, że sprzedał cały plac Leszkowi i
Bertoldowi jego bratankowi "in platea cornificum in fossato
antiąui castri". Jest w tej porze zamek w zaniedbaniu,
skoro traci fosę swą i nazywany jest już starym. Odgrywa on rolę
w znanym buncie mieszczan za Łokietka w r. 1312. W nim, jak pisze
Bielski, książę Opolski wpuszczony do miasta obrał sobie siedzibę,
„dom sobie obrał Wójtowski, gdzie dziś zowią Gródek i ten
fortyfikował", a gdy Łokietek przybył i pokarał wójta i
rajców „dom wójtowski, który zowią Gródek zabrał (ten teraz
jest w dzierżeniu Grabiów z Tarnowa herbu Leliwa). Tamże i bramę
i wieżę św. Mikołaja wystawił przeciw temu Gródkowi, na których
obronę miał dla lepszego potem pokoju". Wzgórze dzisiejsze w
części wschodniej zajmuje kościół N. Panny, obok niego, od południa
stoi klasztor; wewnętrzny dziedziniec podniesiony wysoko ponad
poziom plantacyi ma drewniane podcienia w rodzaju krużganku. Pałac
Tarnowskich zachował się dotąd z oknami w oprawach późno
gotyckich, kościół jest barokowy z XVIII w.; śladów romanizmu w
całym kompleksie zabudowań Gródka dzisiaj nie ma. W piwnicach
klasztornych zostały ślady fortecy w otworach strzelniczych nie
starszych nad wiek XV. Obok Wawelu i Skałki jest Gródek trzecią
wyniosłością o charakterze obronnym w odległej epoce dziejów.
Trudniej przychodzi oznaczyć na podstawie topografii granice tej części
prastarego Krakowa, do której należała grupa kościołów św. Trójcy,
św. Wojciecha i Franciszkanów. Wyniosłość, na której zasiadły,
urosła w oczach łaskawego czytelnika dzięki wykazaniu powyżej
owego zagłębienia kotliny rynku z czasów lokacyi, a zatem i z
czasów ją poprzedzających. Plac przed Dominikanami pomimo
zasypania ziemią i pokrycia warstwami po pożarach, wznosi się
dzisiaj po nad ulicę św. Gertrudy o 4,90 m. zatem względem koryta
pierwotnego Wisły sterczał co najmniej do 12 m. Posadzka kościoła
Św. Trójcy znajduje się o 1,1O m. od otaczającego go przed
frontem bruku, w tyle kościoła o tyle wyżej, o ile ulica Dominikańska
spada ku plantacyom na dół. Obszar gruntu, na którym stoją
zabudowania Dominikańskie ograniczonym jest ulicami Stolarską,
Dominikańską, małym rynkiem i plantacyanii czyli dawnymi murami
miasta od wschodu. Grunt ten poparafialny przeszedł na początku
XIII wieku do Dominikanów, część jego w XIV wieku przy małym
rynku odstąpiono kościołowi P. Maryi na szkołę za czynszem. W
księgach najstarszych Krakowa widzimy, że Dominikanie sprzedają
obok szkoły położone parcele; mały rynek jest wtedy pusty, nie
zajęty domostwami. Wyniosłość przeddominikańskiego terytoryum
przechodzi na plac ku Franciszkanom, gdzie dopiero spada ku ulicy
Zwierzynieckiej, a przekraczając ulicę Stolarską stanowi podstawę
dla domów ulicy Grodzkiej i wysuwa się, aby przyjąć kościółek
św. Wojciecha, gdzie się kończy zetknięciem z niziną rynku
dawnego. Ulica Sienna jest granicą tej wyniosłości od strony północnej,
dowodzą tego wzniesione o 5 do 6 progów, dostępne po schodach
dolne lokale starej, narożnej kamienicy zwanej „Szarą kamienicą".
Wyraźnie stanęła ona albo poprzedzająca ją drewniana budowa na
krawędzi wyniosłości Dominikańskiej. Granicą od południa, od
strony Wawelu mógł być wąwóz, który szedł ulicami św. Józefa
i Poselską o czem mówi spadek obu tych ulic w dolnych wylotach u
plantacyi. Za czasów lokacyi musiały tu istnieć fosy i wały, których
skasowanie podniosło teren wskutek użycia ziemi na splantowanie
przerwanej wąwozem drogi. Kiedy król Łokietek ucieka z Krakowa
1290 r., chroni się z zamku do klasztoru Franciszkanów sąsiadującego
z murami miasta, a Bielski pisze: „którego mniszy Franciszkanowie
przez mur w kapicy cicho wypuścili" ; sądzimy, że to odnosi
się do muru ogrodowego w ulicy Poselskiej. Na potwierdzenie naszego
mniemania o istnieniu wzgórza, na którem stał najdawniejszy a
jedyny kościół farny Krakowa kościół św. Trójcy, przynoszą
dowody rozkopywania ziemi przed facyatą furty klasztoru dominikańskiego,
obok kościoła, dla budowy fundamentów niewyprowadzonej w górę
wieży dzwonnej w r. 1864 i budowa kamienic w ulicy Grodzkiej po pożarze
w r. 1851 dokonywana, przyczem rozszerzono tę główną arteryę
miasta, dotąd w tej okolicy zbyt wąską. Na tem podniesionym pagórku
św. Trójcy, wiążącym się z podstawą kościołów -
starych na grzbiecie wyniosłym podzamcza, domyślamy się
najstarszej osady Krakowa z placem targowym, na którym w oznaczone
pory roku odbywał się handel z udziałem kupców ze stron
dalekich.
Wiadomo, że usiłowania naszych historyków wyjaśnienia
pierwotnych dziejów Krakowa pomimo zastosowania najświeższych
metod nie wiele wyszły po za zakres hipotez. Wątpliwą sprawą
jest, bądź co bądź do tej chwili, sprawa przynależności
starego Krakowa do Wielkiej Morawii i do Czech, pobyt św. Wojciecha
w Krakowie po zjawieniu się chrześciaństwa w tych stronach.
Stanowczem jest jednak przyłączenie do Polski Krakowa oraz założenie
tutaj biskupstwa.w samem końcu X wieku czyli właśnie dziewięćset
lat temu. To dla mnie, jako niefachowego historyka, wystarcza do
zaznaczenia, że Kraków w tych czasach nie tylko istniał, ale był
osadą bogatą, ściągającą obcych, mającą swoje kościoły,
duchowieństwo zakonne i świeckie, mającą szkołę katedralną
obok przedstawiciela na Wawelu władzy świeckiej, księcia i
dziedzica ziemi krakowskiej. Skąpe zapiski najstarszych annalistów
odnoszą do Krakowa wszystko: męczeństwo św. Stanisława, choć
Skałka leży za Wisłą, pałac Bolesława Śmiałego, choć jest
na Wawelu; ciało św. Floryana przywożą do Krakowa, chociaż to
Kleparz, pożar Krakowa zapisują w r. 1125, i t.p. Zajmuje Kraków
obszar ziemi wielki, daleko większy od tego, jaki zakreśliła
lokacya miasta w połowie XIII stulecia, obszar rozciągający się
po obu stronach Wisły; jeszcze kopiec Krakusa zaliczają do
Krakowa, a może i kościoły św. Benedykta i św. Mikołaja,
stanowiące własność Benedyktynów tynieckich. Na fakt, że część
zachodnio-północna Kazimierza po drugiej stronie Wisły razem z
prastarą Skałką zaliczała się do pierwotnej osady Krakowem
nazywanej, przybył nam w ostatnich czasach dowód niemały. Przy
budowie kanałów, odkryto w ulicy Józefa, równolegle do Wisły
biegnącej, pomosty podobne zupełnie do napotykanych w ulicach św.
Jana i Szpitalnej. Znalazły się one jedynie w tej nadbrzeżnej
okolicy Kazimierza, jakkolwiek wykopy kanałów objęły wiele
innych ulic, jak Augustyańską, część Piekarskiej, Skawińską,
św. Wawrzyńca, Dajwor, Bartosza, plac Bawół i część placu około
bóżnicy starej. Wykopy te, nieprzechodzące głębokości 4 metrów,
nie przedstawiały nic interesującego, nasypy powstały z warstw
pogorzelisk, śmieci i odpadków, kości bydlęcych obok śladu
dawnych kamiennych bruków. Nasyp miał około 2 metry grubości.
Natrafiono na placu Bawół w trzecim metrze na zrąb jakiegoś
budynku drewnianego z przyciesią dębową.
W ulicy Józefa poczęto kopać od starej bóżnicy; w
wykopie znaleziono mury fundamentów niezbyt dawno rozburzonych
domostw, czepiających się niegdyś ścian bóżnicy. Kiedy następnie
poczęto się z wykopami posuwać ulicą tą ku Skałce, znaleziono
niespodzianie w głębokości 1,40 m. bruk drewniany, sosnowy, z
okrajków brzuchami do góry zwróconych, układanych szczelnie obok
siebie na pokładach z okrąglaków dochodzących czasem do 40 ctm.
średnicy. Pomost ten skręcał się od domu L. or. 33 w stronę
przeciwną ulicy po pod domy L. or. 46 — 48 w kierunku ku ulicy
Szerokiej czyli do starej Wisły. Warstwa pomostu znalazła się po
pod brukami dawnymi, po dojściu do wylotu ulicy Jakóba na jakie 5
do 6 metrów znikła, by pojawić się znowu dalej z drugą warstwą
pomostu bezpośrednio na niej położoną. W tej części drzewo
jest na pół zbutwiałe, pod pomostami jest warstwa około 50 ctm.
gruba ziemi zgniłej, moczarowej, poczem piasek sypki wiślany.
Ulica Józefa biegnie od starej bóżnicy ku Skałce wpoprzek
Krakowskiej. Przedłużeniem jej jest uliczka, wiodąca wprost do
klasztoru św. Katarzyny. Identyczność naszego pomostu z
odnalezionymi w mieście Krakowie, każe przypuszczać, że należy
do tej samej epoki, do połowy XIII stulecia tj. czasu lokacyi
Krakowa. Ale Kazimierz, choć nie był jeszcze wówczas miastem, miał
prócz Skałki inne stare kościoły; omawiany pomost spotykamy właśnie
na najbliższej drodze od kościoła św. Wawrzyńca, dziś
nieistniejącego, do Skałki. Skręcanie się pomostu ku Wiśle świadczyłoby
o drodze z nadbrzeża Wisły (Podbrzeże) do dawnej siedziby
biskupiej, upamiętnionej męczeństwem św. Stanisława w Krakowie.
Tłumaczyłoby nam to, że miasto leżało po obu stronach rzeki,
starego handlowego gościńca. Uczony Herman Margraf w pracy swej o
Wrocławiu zastanawiając się nad nazwą niemiecką ulic jak
Schmiedebrucke, Schuhbrucke i t. p. i łacińską nazwą pons,
twierdzi, że odnosi się do tego rodzaju pomostów. Ślady takich,
jak nasze, znaleziono w niektórych ulicach Lubeki, a Koppinann
znalazł je w ulicy która się nazywała longus pons. W Wrocławiu
nic podobnego nie znaleziono, choć dużo ulic zachowało w zakończeniu
nazwy swej owe — brucke. Słusznie domyślają się Szujski i
Piekosiński, że lokacya Bolesława Wstydliwego nie była pierwszą,
ale ją wyprzedziły inne częściowe. Odnajdują się imiona sołtysów
i wójtów. Nie mogło być inaczej; skoro stary Kraków skupiał w
sobie handel, posiadał targowiska, z natury rzeczy musiał posiadać
reprezentacyą władzy książęcej, stróża praw i wolności
udzielonych. Śladów tych urządzeń w zapiskach i dokumentach
spodziewać się należy więcej w przyszłości — wszakże sam
Bolesław Wstydliwy w dokumencie z r. 1204 wspomina o odwiecznych
czynszach z miasta pobieranych przez prepozyta i kanoników kościoła
św. Michała na Wawelu. Posiadali oni dwie jatki i trzy place oraz
dochód z jatek ab antiquo, od czasów fundacyi kościoła,
którą Długosz i tradycya przypisywała Bolesławowi Chrobremu. To
wszystko, słowa rzeczonego przywileju, nie warte było czynszu 5
marek „propter hominum inhabitantium raritatem et quia ex
locatione civitatis, quam fecimus jure theutonico difficultas orta
est", polecamy wójtowi Raszkonowi płacić z czynszów
miejskich te 5 marek kanonikom św. Michała po wieczne czasy".
Sądzimy z tego, że jakaś część obszernego Krakowa miała już
dawno prawa i charakter miasta, w każdym razie charakter osady z wójtem,
z swoim placem targowym, kramami, jatkami, z których czynsze szły
na księcia lub jego fundacye kościelne, bo niepodobna pomyśleć,
aby osada leżąca nad Wisłą przy głównym gościńcu ku Rusi i
całemu wschodowi, mająca w pobliżu sól w Wieliczce i surowe
produkty gospodarstwa leśnego, nie miała wcześnie zająć
stanowiska w handlu i zyskać prawa wolności do tego koniecznej.
Targi i jarmarki ściągają do Krakowa obcokrajowców, sądzimy, od
bardzo dawnych czasów, czy jednak osiadają oni na stałe jako
koloniści przed rokiem 1257 r., tego na pewno utrzymywać nie można,
brakuje dowodów pisanych.
Jarmarki w Niemczech pojawiają się, jak dowodzi Maurer, już
w VI wieku po Chrystusie w miejscowościach do tego odpowiednich.
Nadawały się szczególniej do tego ogniska religijnych piegrzymek,
więc za czasów pogańskich sławne gontyny, za chrześciańskich
wielkie opactwa, kościoły ściągające pobożne tłumy, miejsca sądów
będące równocześnie siedzibami wyższych urzędników. Dlatego
najstarsze targi w Europie północnej odbywały się w osadach
ofiarnych, jak Wiborg, Vaagen, Tonsberg i t. p., a za czasów Karola
W. kwitły w opactwach Hallstadt przy Bambergu, Lorch nad Dunajem i
t.p.; tłumne jarmarki w opactwie St. Denis ściągały zdala
przybywających kupców; w Heilbronn kościół św. Michała
spowodował wcześnie powstanie jarmarku tak zwanego Święto-Michalskiego.
Autor niemiecki cytuje na podstawie dokumentów liczne szeregi
miejscowości jarmarcznych i wskazuje, że targi odbywały się
przed gmachem kościelnym lub w jego pobliżu, nieraz w
przedsionkach kościelnych, a nawet w samych kościołach. Wskutek
zetknięcia się targu ze starymi głównymi kościołami okolicy,
nazywano niektóre kościoły targowymi, „ecclesiae forenses,
ecclesiae mercatorum, populares", jak w Magdeburgu,
Goslarze, Hannowerze, Lubece i t. p. Na placach kościelnych i
cmentarzach stawiano kramy, składy towarów — wiązały się
targi te z dorocznem nabożeństwem kościelnem. Związek takowy tłumaczy
nazwa, niemiecka dla jarmarku Messe i owe niemieckie Kirchtage,
Kirchmessen lub Kermessen, którym odpowiada nasz polski Kiermasz.
Książęta chętnie pozwalali na jarmarki doroczne, udzielając na
nie przywileje. Przynosiło im to zwiększenie dochodów. Z wolnością
targowiska połączony swobodny handel, przyciągał później do
miast rękodzielników, artystów, kupców na dłuższy lub krótszy
pobyt lub na stałe. Autor niemiecki pisze, że przybywali do
Wormacyi już w IX wieku kupcy zdała nawet z Fryzyi, do Spiry zaś
w X w. Kupcy wina, soli i smoły płacili czynsz księciu. Kupcy
Lubeki w XIII wieku mieli stosunki handlowe z Holandyą i Flandryą.
Wszystko się składa na to, że wyniosłość Św. Trójcy w
Krakowie, była takiem starem miastem handlowem, a kościół
punktem, około którego na placu odbywały się jarmarki. Jeżeli słusznie
wierzyć trzeba Długoszowi, iż był to jedyny parafialny kościół
osady aż do początku XIII wieku, to sięgać musiał epoki
zaprowadzenia w okolicy chrześciaństwa, a w każdym razie czasu
powstania biskupstwa krakowskiego. Łącząc zaś tę wiadomość z
tem, co donosi Miechowita o świątyni pogańskiej i bałwanach, które
widzi na krużgankach porzucone, wolno przypuścić, że kościół
stanął na tem miejscu, gdzie była pierwej gontyna słowiańska,
co nie wyklucza, jak widzieliśmy, już wówczas zebrań targowych.
Szłoby o oznaczenie, gdzie plac targowy się znajdował. Mógł nim
być plac przed kościołem św. Trójcy ale tylko w małej części,
drugą zajął już bowiem przed lokacyą kościół W W. Świętych.
Sprzeciwia się temu oddalenie od Wisły, głównej drogi
komunikacyjnej i dla tego przyjmujemy za prawdopodobne, że mały
rynek przy Gródku z rozszerzoną ulicą Sienną, przechodzącą w
pobrzeże Wisły, był pierwotnym placem jarmarcznym. Jest on w
stosunku do placu N. P. Maryi podniesiony i dzisiaj jeszcze cały
szereg starych kamienic, poczynając od narożnego domu psałterzystów
ku Mikołajskiej ulicy, i budynek archiwum aktów dawnych mają dostęp
do bram po progach, a dziedzińce wewnętrzne mają poziomy znacznie
nad ulicę podniesione. Brama, która w późniejszych czasach
otwierała dostęp z południa ku naszemu placowi, nazwana nową w
XV wieku ze względu, że ją świeżo z muru wystawiono, zachowała
tradycyjnie starą komunikacyę targową z Wisłą; wobec pobliskiej
furty Mikołajskiej tylko dla niej była potrzebną. Uważając Gródek
jako prastare mieszkanie obronne wójta lub sołtysa osady św. Trójcy
w Krakowie, bliskie z nim sąsiedztwo placu targowego łatwo możemy
wytłumaczyć.
Stronę północną małego rynku w kierunku ku dawnemu
szpitalowi św. Ducha z Szpitalną ulicą, z przecznicami i ulicą
św. Krzyża dawniej Świńską, uważamy za należące do starego
miasta przed lokacyą, a przemawia zatem założenie szpitala i
nowej parafii pod zarządem Duchaków za Prandoty w r. 1222. Ta część
miasta w późniejszych czasach nigdy nie przyszła do świetności,
były tu browary, spichrze, domy miejskie pobliskich Krakowowi
opactw (Mogiła), coby przemawiało za tem, że to zapomniana część
starszego miasta. Nowo zaprowadzony plac targowy, nasz dzisiejszy
krakowski rynek wielki ze swemi głównemi ulicami, przeniósł życie
mieszkańców, przybyłych zdała kolonistów niemieckich, w
kierunku ku zachodowi. Wtedy urosło na bagnistych gruntach
dzisiejsze przedmieście Piasek, dawniejsze Garbary. Brak tam
wszelkich starszych zabytków budownictwa. Pobożna legenda chce związać
starą nazwę Piasek z cudownem uleczeniem Władysława Hermana, co
dla nas jest wskazówką, że w tak odległych czasach, była tu
pustka i grunt nieżyzny. Jest wioska tego miana od wschodu miasta,
obok rogatki mogilskiej; niejedna zresztą wieś w Polsce od piasków
nazwę wzięła. W rozkopach ziemi dla kanalizacyi przedmieścia
natrafiono też na piasek i odkryto ślad dawnej Rudawy, zasilającej
swojemi wodami liczne młyny w koło miasta i zapełniającej fosy
otaczające je; dowcip hydraulików wysilał się, by wyzyskać te
wody we wszelkich kierunkach przemysłowych. Rudawa dostarczała
wody do wodociągów miejskich już od XV stulecia, nic dziwnego
zatem, że rury wodociągowe, rząpie spotykano na każdem miejscu
nawet w zaułkach Kazimierza. Sprawy te należą już do epoki
historycznej, nie wchodzą więc w zakres naszej pracy.
Zadanie nasze, jak na teraz, uważamy za skończone, nie
zamierzaliśmy wyczerpać go, ale odpowiedzieć mu w miarę możności,
o ile na to dozwalał materyał dowodowy. Balastem cytat nie chcieliśmy
się popisywać, a łatwo nam było korzystać z uczonych prac o
pierwiastkach miast na zachodzie, wprowadzając w badanie dzisiejszą
metodę porównawczą. Aparatem zaczerpanym z książek, obszernymi
wywodami i ekskursami staraliśmy się najmniej posługiwać, woląc
raczej pytać się pomników i miejscowych stosunków
topograficznych. Czy wszystko, co to badanie przyniosło, utrzyma się
w nauce, przyszłe czasy potwierdzą lub zaprzeczą; znajdą się
strony słabe, hipotezy naukowe, ale niemoże być inaczej tam,
gdzie autor na własną rękę rozpoczyna pracę, nie mając na
obranej drodze dochodzeń poprzedników. Zabudowanie się Krakowa i
przedmieść w ostatnich czasach, zmiana łożyska rzeki Wisły i
pobocznej Rudawy utrudniały badania, które dokonywane przed stu
laty byłyby łatwiejsze, bo dużo więcej byłoby się znalazło
nietkniętych śladów topografii pierwotnego Krakowa. Opowieścią
starych ludzi, których znaliśmy przed laty posługiwaliśmy się
chętnie. Wydaje nam się przecież, że badania nasze nie były bez
korzyści, że nawet w części doprowadziły do pewnego rezultatu.
Wykazały one, że stary Kraków leżał nad brzegami Wisły w całej
swej rozciągłości, po obu stronach Wisły starej od południa
miasta płynącej, między późniejszym Kazimierzem, a Stradomiem.
Jak dowodzi dawna topografia rozłożyło się miasto na jedynym wzgórku
biegnącym u pobrzeża od św. Mikołaja do Wawelu po jednej
stronie, po drugiej zaś na lekkiem wzniesieniu idącem nad Wisłą
od nie istniejącego już kościoła św. Wawrzyńca do Skałki. Po
za temi wyniosłościami gruntu rozciągały się od zachodu i południa
nieprzebyte moczary i trzęsawiska, niesposobne do zaludnienia. W
najdawniejszych czasach trzy przedewszystkiem występują
odosobnione, wznioślejsze wzgórza i pagórki: skalisty Wawel,
miejsce obronne z książęcem drewnianem dworzyszczem i kościółkami,
obronny pagórek Gródkiem zwany, prawdopodobne mieszkanie wójta
lub sołtysa osady św. Trójcy i Skałka z siedzibą biskupią i kościołem
św. Michała, w którym ginie męczeńską śmiercią w r. 1071
biskup Stanisław, świętym uznany. Wykazaliśmy dowodnie przez
badanie układu rynku, jego ulic i głębi ziemi, że lokacya Bolesława
Wstydliwego cały ruch i życie mieszkańców prastarego Krakowa z
wschodnio-południowej strony przeniosła w pustą dotychczas, nisko
położoną część zachodnią, grupując około nowego placu
targowego nowe ulice i zamiejskie osady. W pośrodku nowego placu
jarmarcznego stają sukiennice, budy i kramy przekupniów, tak jak w
Wrocławiu, na którego wzór urządziło się nowe miasto Kraków.
Przechodzień dzisiejszy ani domyśla się, że grunt tego placu głównego
dzisiejszego miasta leży o trzy blisko metry pod stopami jego.
Starszy Kraków posiadał także grunta na wzniesieniu kleparskiem
około osady św. Floryana, ponad krętem korytem starego Prądnika
i tutaj łączą się one z gruntami prastarego Tyńca, z osadą mającą
swój farny kościół św. Mikołaja. Benedyktyni są też na tem
miejscu głównymi kierownikami kultury w XI i XII wieku, a wykazują
to zarówno zabytki architektury, jak i stare drogi z Tyńca do
osady wiodące. Dalsze wnioski raczy sobie łaskawy czytelnik sam
wyprowadzić i z tego powodu dzielę się z nim resztą materyału
topograficznego, jaki miałem do dyspozycyi. Zawdzięczam go p.
Stanisławowi Świerzyńskiemu, inżynierowi magistratu
krakowskiego, któremu podziękowanie me na tem miejscu składam.
Oto, co mi pisze p. Swierzyński:
Bruk przy kościele św. Idziego względem dziedzińca
zamkowego szpitalnego, leży niżej o 18,91 m., zaś względem bruku
przed facyatą kościoła św. Andrzeja niżej o 1,53 m.
Stosunek wzgórka plantacyjnego przed gmachem sądowym u św.
Piotra na plantacyach do ulicy Dietla wynosi około 5,30 m.
Bruk na placu Franciszkańskim względem ulicy św. Gertrudy
przy hotelu Kleina jest wyższy o 2,06 m., względem wylotu ulicy
Zwierzynieckiej również o 2,10 m. wyższy.
Bruk przy facyacie kościoła Dominikanów względem bruku
ulicy św. Gertrudy w wspomnianej okolicy leży wyżej o 4,90 m.
Poziom dziedzińca klasztoru na Gródku względem bruku ulicy
Grzegórzeckiej pod wiaduktem kolejowym jest wyższy o 8,04 m.
Bruk przed kościołem św. Floryana na Klepami wznosi się
ponad bruk przy bramie Floryańskiej wyżej o 1,82 m., względem zaś
rynku krakowskiego przy wylocie ulicy tejże nazwy o 3,64 m.
Spadek rynku od ulicy Floryańskiej ku Wiślnej wynosi około
200 m.
Bruk przy kościele (cmentarzu) na Skałce względem Wisły u
brzegu pod Skałką jest wyższy mniej więcej o 7,50 m., względem
zaś posadzki kościoła św. Michała niżej o 5,50 m.; wysokość
Skałki wynosiłaby więc 13 m. Dodać należy, że bruk ulicy
Dietla jest podniesiony co najmniej o 6 m. nad zwierciadło wody
dawnej Wisły tędy płynącej.
Tekst: Władysław Łuszczkiewicz